Dobrodošli na portal Moja Croatia! aktivirajte poslovnu komunikaciju elektroničkim putem i primajte police, uplatnice i obavijesti na svoju e-mail adresu. Ako još niste registrirani korisnik, registrirajte se. Brzo, jednostavno i besplatno. Ako ste postojeći korisnik portala Moja Croatia, upišite svoj e-mail i lozinku te kliknite Prijava.
Wszystkie kategorie Motoryzacja Telefony i akcesoria Komputery RTV i AGD Moda Dom i Ogród Dziecko Kolekcje i sztuka Sport i turystyka szukana oferta jest nieaktualna - może podobny przedmiot? zobacz więcej aktualnych ofert 41,18 zł JA MATKA JA PIELĘGNIARKA SARA ROMSKA NOWA47,88 zł z dostawą 20,00 złIśwaramma wybrana matka N. Kasturi28,99 zł z dostawą 19,05 zł Matka... moja, Twoja, nasza28,04 zł z dostawądostawa w poniedziałek 5,00 zł TYLKO DLA MAM. PORADNIK O CIĄŻY Jankowska13,99 zł z dostawądostawa w poniedziałek 43,99 zł MAMA ALERGIKA GOTUJE Z DZIEĆMI KATARZYNA JANKOWSKA52,98 zł z dostawądostawa w poniedziałek 24,00 zł Ja i moja mama. Sensoryczne otworki30,99 zł z dostawąkup do 15:00 - dostawa jutro 34,93 zł Maryja, nasza Matka, ks. Livio Fanzaga41,62 zł z dostawądostawa jutro do 10 miast 26,93 zł MARYJA. MATKA BOŻA I NASZA, PRACA ZBIOROWA33,60 zł z dostawądostawa jutro do 10 miast 4,35 zł Surogatka. Jak moja mama urodziła mi syna11,05 zł z dostawą 198,00 zł The Pregnant Mom205,99 zł z dostawą 2,50 złPerfekcyjna matka nie istnieje, no i co z tego?11,99 zł z dostawą 62,35 zł MARYJA MATKA BOŻA, PRACA ZBIOROWA69,02 zł z dostawą 5,15 zł Matka i dziecko -Daria Miklaszewska, Katarzyna Maj14,14 zł z dostawądostawa w poniedziałek 10,00 zł MAMA KŁAMIE, zł z dostawądostawa w poniedziałek 24,86 zł MATKA WSZYSTKICH PYTAŃ, REBECCA SOLNIT31,53 zł z dostawądostawa jutro do 10 miast 22,31 zł Mama alergika gotuje z dziećmi29 zł z dostawą 12,66 zł Mama umiera w sobotę19,35 zł z dostawą 33,70 zł JEJ MATKA PROSTYTUTKA, KATARZYNA PIETRUSZYŃSKA40,69 zł z dostawą 55,99 zł MATKA, MADONNA, DZIWKA. IDEALIZACJA I PONIŻENIE MA63,98 zł z dostawą ParametryStanNowyAutorRomska SaraLiczba stron276WydawnictwoRideroTytułJa matka ja pielęgniarkaISBN9788382455328Rok wydania2021Okładkamiękkaoferta nr 11777941658Opis JA MATKA JA PIELĘGNIARKAROMSKA SARA Wydawca: RIDERORok wydania: 2021Oprawa: MIĘKKAFormat: 140 x 200 mmIlość stron: 276EAN: 9788382455328 "Ja matka — ja pielęgniarka” to książka inna od poprzednich publikacji autorki, ale w wielu wątkach do nich nawiązująca. Zbiór postów zawiera sugestie, porady i spostrzeżenia dotyczące wzajemnych relacji dorosłych i dzieci. Wywiady punktują natomiast niedoskonały system psychiatrii dziecięcej. Nie to jest jednak zbiór recept na życie. Wisienkę na torcie stanowi bardzo osobisty akcent na końcu książki. [Kod oferty,22739002894KS,9788382455328,2022-02-02 09:19:40] Top produkty na Allegro od 46,88 zł od 157 sprzedawców od 39,99 zł od 7 sprzedawców od 69,00 zł od 1 sprzedawcy od 104,74 zł od 1 sprzedawcy od 260,00 zł od 1 sprzedawcy od 598,00 zł od 33 sprzedawców od 25,87 zł od 26 sprzedawców od 18,46 zł od 171 sprzedawców od 20,00 zł od 1 sprzedawcy od 19,96 zł od 126 sprzedawców od 246,00 zł od 2 sprzedawców od 108,05 zł od 2 sprzedawców od 153,00 zł od 2 sprzedawców od 48,78 zł od 1 sprzedawcy od 49,99 zł od 2 sprzedawców od 14,99 zł od 1 sprzedawcy od 9,99 zł od 8 sprzedawców od 46,58 zł od 157 sprzedawców od 32,47 zł od 11 sprzedawców od 1 sprzedawcy ALE PIELEGNIARKI NIE BYLO! Za kazdym razem kiedy musialalm bardzo pilnie albo ja albo moje kolezanki skorzystac z jej pomocy to jej nie bylo! Za kazdym razem jej nie ma! Moja siostra mowi ze ona pracuje w kilku szkolach i ze ona wychodzi w tym czasi edo innych szkol. A i tak przy okazji moja siostra ma anafilaksje: bardzo mocne uczulenie. 10 powodów dla których warto być pielęgniarką Dobra, wiem wiem. Zaraz znajdzie się grono malkontentów, którzy powiedzą – /nie ma powodów żeby było warto. Najlepiej spakuj walizki i wyjeżdżaj!/ Słyszałam to nie raz i nie dwa. Już od pierwszych praktyk na studiach. Ale wiecie co Wam powiem? Jestem w tym zawodzie i nie żałuję. 😉 Nie będę Wam tutaj pisać o tym, że pielęgniarstwo jest super bo można pomagać, albo że super, bo dostaje się mundurki od pracodawcy. To ściema. Pielęgniarstwo jest super, ale ze stu tysięcy innych powodów. Być pielęgniarką – czyli wolność wyboru Pielęgniarstwo nie jedno ma imię. Ile pielęgniarek tyle różnych zainteresowań. Miejsc pracy jest cały przekrój – od bloku operacyjnego, przez żłobek i szkołę, aż po służbę więzienna. Każde to miejsce jest trochę inne, ale we wszystkich jest jeden wspólny mianownik – człowiek. Kiedy kończyłam studia nie wiedziałam, gdzie będzie mi najlepiej. I jeśli Ty studencie/studentko też ciągle miotasz się w swoich wyborach lub Ty pielęgniarko/pielęgniarzu pracujesz na jakimś oddziale ale myślisz /super byłoby spróbować gdzie indziej/ , to wiedz, że to całkiem normalne i realne! Mamy teraz ogromną możliwość wyboru i tym samym przechodzimy do kolejnego powodu, dlaczego warto. Mianowicie… Wszędzie znajdziesz pracę. Pielęgniarek teraz brakuje wszędzie. Trąbią o tym w mediach, ciągle na grupach pielęgniarskich można zobaczyć ogłoszenia z ofertami pracy. Zaraz po studiach, kiedy poszłam na kilka rozmów kwalifikacyjnych – to ja wybierałam miejsce i oddział. Myślę, że to duży plus. Bardzo współczuję pielęgniarkom, które odbierały swoje prawo do wykonywania zawodu i pracowały tam gdzie było miejsce. Które musiały wyjeżdżać, bo dostały przydział. Na prawdę, mam do Was ogromny szacunek Starsze Koleżanki, że odnalazłyście się w tej sytuacji. Wyobraź sobie, że masz dryg do chirurgii, a miejsce jest tylko na internie. Czułbyś się tam dobrze? Nie sądzę. Wy jednak dałyście radę. Dziś przez łatwość otrzymania pracy, czasem pracujemy w kilku miejscach, nie musimy kurczowo trzymać się jednego oddziału, nie musimy być tam gdzie coś nam nie odpowiada. Nie musi stać w miejscu kiedy chcemy się rozwijać. Kontakt z człowiekiem. Ten punkt, w zależności od własnego punktu widzenia możesz odczytać jako zaletę albo jako wadę. W tym zawodzie trzeba przede wszystkim lubić ludzi, ale spokojnie… Jeśli w rozmowach z pacjentem nie czujesz się najlepiej, znajdziesz też wiele miejsc, gdzie nie jest to najważniejszy element naszej pracy. Pielęgniarki mogą piastować również różne stanowiska administracyjne lub po prostu pracować na sali operacyjnej. Ale załóżmy, że kontakt z pacjentem po prostu daje Ci sporo frajdy. W tym zawodzie, masz ciągły kontakt z ludźmi. Z chorymi i zdrowymi. Z dziećmi i osobami starszymi. Nie wyobrażam sobie siebie w pracy o charakterze typowo biurowym – myślę, że udusiłabym się już po kilku dniach. Dla swojego pacjenta jesteś wyjątkowa. Wystarczy 3 gramy cierpliwości, 4 gramy uśmiechu, 7 gramów człowieczeństwa i 5 gramów wyrozumiałości. Dla pacjenta którym się zajmujesz jesteś ważna. I chociaż czasem usłyszysz kilka gorzkich słów, chociaż czasem pacjent będzie starał się pokazać Ci że wie lepiej – to Ty masz decydujący głos. To od Ciebie zależy jak potoczą się jego losy. To Twoja wiedza, umiejętności i intuicja są kluczowe. Jestem przekonana, że na tym świecie jest chociaż jeden pacjent, który pamięta Cię i wspomina z dużym sentymentem. Masz ogromną wiedzę i umiejętności! Hej dziewczyno/chłopaku! Jeśli pracujesz w tym zawodzie, to nie jestem w stanie uwierzyć, że nie posiadasz odpowiedniej wiedzy i umiejętności, żeby zająć się w spokoju swoimi pacjentami. Czasem sama czuję, że wiem jeszcze za mało – ale to jest nasz motor napędowy do dalszego kształcenia. Ale czasem wychodzę z sali pacjenta i myślę sobie – /no stara, odwaliłaś dobrą robotę/. Super uczucie. I jeśli Ty czasem masz przekonanie, że nie robisz wcale nic ważnego – to pomyśl o sobie dobrze. Jeśli sama w swojej głowie nie będziesz odczuwała swojej wartości i nie będziesz szanowała swojej wiedzy – kto inny to zrobi? I wiesz co? Doceń też swoje koleżanki. Ta praca to nie wyścigi, kto lepiej, szybciej czy dokładniej. Pozytywne podejście do innych daje masę wewnętrznego spokoju, który tak bardzo potrzebny jest w tej pracy. Masz poczucie, że robisz coś na prawdę ważnego. Gdyby zapytać ankietowanych ze znanego teleturnieju Familiada o najważniejsze rzeczy w życiu, z pewnością największa liczba głosów padłaby na odpowiedź – życie i zdrowie. Według badań socjologicznych, znaczna większość osób traktuje życie i zdrowie jako największą wartość. Jeszcze przed miłością, przyjaźnią i pieniędzmi. I Ty taką specjalistką lub takim specjalistą od życia, zdrowia i choroby jesteś. W wielu krajach europejskich, pielęgniarki odgrywają ogromną rolę właśnie w promowaniu zdrowia i w ogólnopojętej profilaktyce zdrowotnej. W naszym kraju – nadal trochę ten aspekt leży i kwiczy. Dlaczego? Bo jest nas za mało. Dlatego też najpierw skupiamy się na tym co jest w stanach kryzysowych – czyli chorobie i odzyskaniu zdrowia. Jesteśmy z pacjentem i jego rodziną w najważniejszych dla niego chwilach, ale też najtrudniejszych. Jesteśmy z nim znacznie częściej i dłużej niż inni członkowie zespołu terapeutycznego. Nadal masz jakieś wątpliwości? Masz czasem weekend w środku tygodnia. O zmianowym systemie pracy można mówić wiele. Niektórzy dostają silnych konwulsji na samą myśl – ja uwielbiam! Dzięki pracy w systemie 12 – godzinnym, czasem we wtorek zaczynam swój weekend. Nie mam problemu z załatwieniem sprawy urzędowej w środku tygodnia. Dzięki temu – mam czas na to, żeby zająć się tym miejscem. Początkowo 12 godzin dawało mi mocno w kość – dziś nie wyobrażam sobie pracować codziennie od 7 do 15. 😉 W okresie wprowadzenia, kiedy pracowałam w systemie krótkich dyżurów, byłam często bardziej zmęczona niż po dyżurach 12 – godzinnych. Przy czym zaznaczam, że jest to kwestia bardzo indywidualna. Kiedy mówisz komuś, że jesteś pielęgniarką/pielęgniarzem to… To za kilka minut słuchasz opowieści o problemach zdrowotnych, jesteś proszony/proszona o poradę. Ludzie Ci ufają. Wykonujesz zawód zaufania publicznego. Czy wiecie, że badania przeprowadzone w 2016 r. wykazały, że spośród całej grupy zawodów zaufania społecznego liczącej 26 zawodów – aż 88 % respondentów uznaje nas za godnych zaufania oraz w rankingu tym samym zajmujemy drugie miejsce! Teraz pobaw się ze mną w pewną grę. Ja zadaję pytanie. Ty odpowiadasz. Twoja rodzina i znajomi, którzy początkowo dziwili się, że wybierasz ten zawód, otrzymali informację o złych wynikach. Do kogo zadzwonią w pierwszej kolejności? 😉 ,,Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Pielęgniarstwo sprawdza mnie każdego dnia. Kiedy mi się nie chce, a jednak muszę. Kiedy mam przed sobą widok, który obrzydziłby każdego, mnie również – ale muszę przesunąć moje granice wytrzymałości. Kiedy musisz zareagować na pretensjonalną lub płaczącą rodzinę lub kiedy jesteś przy śmierci pacjenta, o którego długo walczyłaś. Z czystym sumieniem jestem sobie w stanie powiedzieć – w żadnym innym zawodzie nie miałabym okazji poznać samej siebie tak jak w pielęgniarstwie. Jesteś bardzo ważnym członkiem zespołu! Być może słyszałaś/słyszałeś nie raz i nie dwa, że najważniejszy jest lekarz, ale chyba samemu jesteśmy w stanie najlepiej ocenić, że nasz wkład w opiekę i poprawę zdrowia pacjenta jest ogromny. Jesteśmy trybikami, które pracują i napędzają się wzajemnie. Pamiętajmy jednak, że określenie nas jako ,,samodzielnego zawodu” zobowiązuje. Powodów dlaczego warto, mogłabym jeszcze mnożyć. Ale, żeby nie było zbyt słodko, niedługo znajdziecie tutaj wpis – Dlaczego nie warto być pielęgniarką? Chociaż w tym miejscu staram się pokazywać Wam pozytywne strony zawodu, to czasem odrobina goryczy nie zaszkodzi. Dziś ja przestawiłam Wam 10 powodów dla których warto być pielęgniarką w moim odczuciu. A dla Was jakie powody sprawiają, że możesz powiedzieć, że warto być pielęgniarką? 😉
Więcej informacji o seri "Rok w lesie" Wydawnictwa Nasza Księgarnia znajdziecie tutaj:Rok w lesie - https://nk.com.pl/rok-w-lesie/p2224.htmlRok w lesie. Memo
Sara RomskaJa matka — ja pielęgniarkaWszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest uzupełnienia wiedzy autorka korzystała z portalu graficzny okładki: Marcin BólIlustracje wykonali:Martyna PawłowskaMarcin BólRedakcja i korekta: Słowa na warsztat© Sara Romska, 2021„Ja matka — ja pielęgniarka” to książka inna od poprzednich publikacji autorki, ale w wielu wątkach do nich nawiązująca. Zbiór postów zawiera sugestie, porady i spostrzeżenia dotyczące wzajemnych relacji dorosłych i dzieci. Wywiady punktują natomiast niedoskonały system psychiatrii dziecięcej. Nie to jest jednak zbiór recept na życie. Wisienkę na torcie stanowi bardzo osobisty akcent na końcu 978-83-8245-532-8Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym RideroWstępKsiążka jest zbiorem wielu postów i wywiadów pisanych z potrzeby serca, niekiedy pod wpływem wzburzenia czy emocji. Wywiady udzielane dziennikarzom miały naświetlać problemy dzieci umieszczanych w ośrodkach zamkniętych. Dotyczyło to warunków, w jakich przebywały, opieki nad nimi czy informacji o niedoskonałościach systemu. Czasami były to stwierdzenia szokujące, ale bardzo prawdziwe. Nie zależało mi, żeby dzięki wydanym książkom stać się celebrytką, zależało mi na naświetleniu problemu opieki w szpitalach psychiatrycznych, szczególnie opieki nad dziećmi. Temu miały służyć te wywiady. I być może moja niewielka cegiełka zaczynała już rozrastać się do niewielkiego murku, ale inne problemy znów przykryły temat psychiatrii dziecięcej. Koronawirus i polityka zdominowały inne problemy. Zapewne trzeba będzie długo czekać, żeby ktoś ponownie zajął się tematem spostrzeżenia dotyczyły nie tylko dzieci z ośrodków, lecz także z tak zwanych normalnych domów. W każdej rodzinie dzieci mogą mieć swoje rozterki, pakować się w kłopoty czy przeżywać różnego rodzaju traumy. Zapracowani rodzice mogą nie zauważyć niepokojących zachowań czy wołania o pomoc. Może dla dorosłych nie do pomyślenia jest, że wołaniem o pomoc może być okaleczanie własnego ciała czy nawet próba samobójcza. Często dopiero wówczas rodzice dowiadują się szokującej prawdy o własnym dotyczą różnych sfery życia i są podpowiedzią, na co zwrócić uwagę, jak można się zachować w trudnej sytuacji, jak radzić sobie z nastolatkiem, ale nie są receptą na wszystkie problemy świata. Wybór zawsze leży po stronie czytelnika. Subiektywna ocena wielu zjawisk może stać się przyczynkiem do refleksji w wielu aspektach życia: wychowania, miłości, emocji, zdrowia czy poprawnych relacji. Jest tego zbyt wiele, by wszystko wymienić, ale troska o losy najmłodszych zawsze leżała mi na sercu. Żeby sprawa była jasna: nie jestem psycholożką ani nigdy nie próbowałam się w nią wcielać, jestem jedynie osobą, która bazuje na bardziej rozwiniętej intuicji. Jeśli spotykałam osobę z bardziej skomplikowanym problemem, starałam się nakłonić ją, by jednak skorzystała z porad napotkacie w książce mniej lub więcej powtórzeń, ale w wyjątkowych sprawach moje emocje Na każdy tematSara Romska: Rozmowa pomaga każdemu człowiekowiProjekt autorski publikacji — Katarzyna Lisowska Poetica Historica. Studia kulturowo-etyczne nad kobiecością, Tom II pod red. Katarzyny LisowskiejMoją rozmówczynią jest Sara Romska, autorka bardzo popularnych książek, które dotyczą życia dzieci na oddziale psychiatrycznym. To także studia przypadków, które wyjaśniają ich problemy, rokowania na przyszłość. Pani Sara — właściwie pani Czesława — jest pielęgniarką, która ma doświadczenie w pracy w szpitalach psychiatrycznych. Chętnie dzieli się bardzo dużą wiedzą, także w obszarze psychologii i psychiatrii. Jest przyjaciółką młodych, zagubionych w życiu ludzi, którzy mogą liczyć na jej wsparcie na starcie w dorosłe Lisowska:Pisała pani przejmujące książki o dzieciach ze szpitala psychiatrycznego. Przedstawiła pani ich wcześniejsze życie, krzywdy, których doświadczyły. Ich losy często są wstrząsające. Nie tylko pani pisze o tych sprawach, lecz także pomaga wchodzić w dorosłość pokrzywdzonym nastolatkom. Czy mogłaby pani opowiedzieć, jakie największe problemy zdarzyły się w pani pracy z młodymi osobami na oddziale psychiatrycznym?Sara Romska: Napisane książki miały służyć zwróceniu uwagi na narastający problem dzieci potrzebujących pomocy psychologicznej i psychiatrycznej. Przerzucanie ich z jednego ośrodka do drugiego, z jednego szpitala psychiatrycznego do innego niekoniecznie służyło procesowi resocjalizacji, a dzieci stawały się „kukułczymi jajami”, z którymi jest tylko kłopot. Stały się balastem dla niewydolnych rodziców i wadliwego systemu. Ten system jest wadliwy, ponieważ w pewnym momencie wyłamał się trybik, którego nikt nie zauważył albo którego nie miał kto naprawić. Taka liczba dzieci nie musiałaby znaleźć się pod kuratelą państwa, gdyby dostępność do psychologów i psychiatrów była powszechna. W takim stopniu, w jakim dostępny jest lekarz pediatra, powinni być dostępni, mówiąc w skrócie, „lekarze duszy”. Ludzie winni nauczyć się wzajemnego szacunku, słuchania innych i w tym duchu wychowywać swoich dzieci. Dorośli obarczeni własnymi frustracjami nie chcą, są głusi, nie potrafią wyłapywać sygnałów płynących od dzieci. Bywało, że dziecko obierało sobie na powiernika nauczyciela, księdza, trenera, zaprzyjaźnioną sąsiadkę czy rówieśnika, mając w zasięgu ręki swoich rodziców. Na pierwszym miejscu jest to kwestia zaufania. W mojej pracy z dziećmi trzeba było zbudować nowe relacje, zaufanie przede wszystkim. Nie było to łatwe, bo poranione i wielokrotnie zdradzone dzieci otaczały się barierą, którą trzeba było forsować miesiącami, a nawet latami. Dopiero wówczas można było realizować i wpajać im wiarę w siebie i poczucie własnej wartości, w które w końcu zaczynały wierzyć. Te dzieci potrzebowały ogromnego wsparcia, ponieważ ich dawne i obecne lęki były trudną do pokonania przeszkodą. Dawne dotyczyły ich traumatycznych przeżyć, a obecne pochodziły z niskiej samooceny, braku wiary w przyszłość i osamotnienia. Ta walka o ich „dusze” była jak orka na ugorze. Była również bardzo trudna z powodu niewystarczającego i nie zawsze odpowiedniego personelu. Brak zaangażowania pseudoterapią, ciasnota na oddziale, okrojone środki na psychiatrię skutkowały częstszym stosowaniem przymusu bezpośredniego lub zwiększaniem ilości podawanych leków. To nie tak miało L.: W publikacji poświęcam sporo uwagi problemom psychicznym młodych ludzi; jest ich sporo. Koncentruję się choćby na zjawisku samookaleczania. Z pani perspektywy, dlaczego młodzi ludzie na taką skalę się okaleczają?S. R.: Niedojrzałe emocjonalnie dzieciaki podejmują różne próby zwrócenia uwagi na swoje problemy. Są to drobne kradzieże, ucieczki z domów, stosowanie używek, a także samookaleczenia. Dorośli nie rozumieją, że właśnie w taki sposób dziecko wyraża ból, cierpienie psychiczne. Starają się zamienić je na ból fizyczny, bo to przynosi im chwilowe ukojenie. Ostry przedmiot jest łatwo dostępny. Mimo rygorystycznego regulaminu i przechowywania niebezpiecznych przedmiotów pod kluczem często osiągały swój cel. Jeśli dziecko zapragnęło zrobić sobie krzywdę, to użyło do tego celu rozgniecionego plastikowego długopisu, zszywki z zeszytu, plastikowej butelki itp. Nie sposób było pozbawić dzieci przedmiotów codziennego użytku. Czasami były to tylko draśnięcia, które wołały: „Porozmawiaj ze mną. Jest mi ciężko i źle. Też jestem człowiekiem” i w podobnym tonie. Rzadko, przebywając już na oddziale, chciały zrobić sobie prawdziwą krzywdę albo odebrać sobie życie, chociaż w pierwszej części opisałam skrajny przypadek, który mógł się zakończyć śmiercią, i to nie jednej L.:Jak można pomagać młodym osobom, które się okaleczają? Ma pani doświadczenie, nie tylko medyczne, pani praca sprowadza się do relacji terapeutycznej. Pielęgniarka jest bardzo blisko człowieka cierpiącego, znajduje sposoby na ulgę, stąd tak cenna jest pani R.: Rozmowa pomaga każdemu człowiekowi. Dzieci na oddziale dzieliły się na dwie grupy. Pierwsza to te, które chętnie rozmawiały i mogłyby to robić godzinami. Krótka zachęta i już z szybkością karabinu maszynowego wypowiadały nawet bolesne słowa. Trzeba było je nauczyć wielu podstawowych zasad dotyczących zwierzania się, opowiadania o intymnych sytuacjach, wybierania właściwego rozmówcy, korzystania z terapii itd. Druga grupa to dzieci mocno zamknięte w sobie, niepotrafiące przerobić swojej traumy, nierobiące postępów. Im był potrzebny nienachalny rozmówca i uważny słuchacz. Każdy rodzaj terapii indywidualnej i zajęciowej odrywał je na pewien czas od przeszłości, dawał możliwość dokonania czegoś pożytecznego dla innych i siebie. Zajęcia plastyczne odkrywały niesamowite talenty. Drobne pochwały uskrzydlały do dalszej pracy. Odpowiednio dobrany film wzruszał do łez, a tym samym zbliżał i wyzwalał ukryte frustracje i pytania. Dzieci przypominały sobie, czym są uczucia wyższe, Oczywiście każde dziecko to indywidualność. I tu właśnie brakowało pracy z L.:Jakie sytuacje pani podopiecznych najbardziej panią poruszyły?S. R.: W ciągu wielu lat mojej pracy było bardzo dużo takich sytuacji, ale rzeczywiście niektóre zapadają w pamięć na całe życie. Bardzo przeżyłam wyczyn pewnej dziewczynki, przez który mogła umrzeć. Przez dłuższy czas gromadziła leki przepisywane jej przez psychiatrę. Kiedy już zebrała odpowiednią według siebie ilość, połknęła je wszystkie naraz. Przyznała się do tego na zajęciach wychowawczyni, bo zaczęła się źle czuć. Chciała tylko tym zachowaniem zwrócić na siebie uwagę, a stało się coś więcej. Nieudolne działania lekarza dyżurnego zmusiły mnie do ofensywy, nie bacząc na konsekwencje. W rezultacie dziewczyna pojechała na oddział ostrych zatruć i dzięki temu przeżyła. Inna, bardzo osobista sytuacja doprowadziła mnie do łez. Dzieci dowiedziały się, że mam urodziny i same od siebie zaśpiewały mi na stołówce „Sto lat”, i wszystkie naraz podbiegły się do mnie przytulić. Zaznaczam, że mogły się przytulać tylko w określonych sytuacjach. Tu odwołanie do rozdziału Regulamin mojej książki. Poruszyło mnie wyznanie chłopca po sześciu latach przebywania na oddziale. Nigdy nie mówił o swoich przeżyciach, a jego obrona przed światem polegała na wyzwalaniu agresji. W pewnej sytuacji zapytałam go, dlaczego taki miły chłopiec musi przebywać tak długo w takim miejscu i co takiego wydarzyło się w jego życiu, że tu trafił. Mimo wielu opowieści skrzywdzonych dzieci to zdanie mnie zmroziło: „Pili, bili, gwałcili”. Nigdy już więcej nie powiedział nic o sobie. Takich przejmujących sytuacji było mnóstwo. Z tym chłopcem miałam kontakt ze cztery lata temu. Odzywał się do mnie poprzez FB, ale ciągle się gdzieś spieszył, wspominał, że wiele ludzi go oszukało, i że jest bezdomny. Potem kontakt się urwał. Tak bardzo pragnęłam mu pomóc, ale on chyba już nie ufał L.: Jak wygląda życie młodych ludzi na oddziale? Buntują się? Jaka jest ich codzienność?S. R.: Jak już wspomniałam wcześniej, młodzi ludzie pod opieką personelu musieli stosować się do regulaminu. Pozwalało to na utrzymanie porządku na oddziale, a ich temperamentów w pewnych ryzach. Było to bardzo trudne, gdyż większość z nich wychowywała tak naprawdę ulica, a pozostali łatwo ulegali złym wpływom swoich kolegów i koleżanek. Stąd niekończące się konflikty i zatargi. Burza hormonów, izolacja, zmiana trybu życia i oczekiwania względem ich zachowania doprowadzały nawet do buntu. Takie wypowiedziane nieposłuszeństwo to demolka oddziału i konsekwencje dla całej młodzieży: zabranie im na pewien czas przywilejów, a dla przywódców i największych agresorów zabezpieczenie mechaniczne oraz zastrzyki uspokajające. Buntowali się również z innych przyczyn, takich jak ciasnota na oddziale (ja określałam to, że chodzili jak lwy w klatce, ale nie było to wcale zabawne), brak zajęcia, brak możliwości wyjścia na powietrze czy traktowanie ich jak „dzieci gorszego Boga”. Nie chcę się chwalić, ale dzięki konsekwencji w działaniu, wiarygodności i charyzmie przez te kilka lat udało mi się zapobiec przynajmniej trzem buntom. Gdyby poprawić warunki ich pobytu w placówce, może nie dochodziłoby tak często do chęci buntowania się, a na pewno sprzyjałoby to lepszym efektom L.:Jakie metody pracy sprawdzają się na oddziale zamkniętym z młodymi ludźmi? Pacjentów jest dużo, a potrzebują uwagi. Jak pani sobie radzi na oddziale z takimi sytuacjami? Pytam, bo wiem, że jest pani bardzo zaangażowana w pomoc młodym R.: Może to zabrzmi dziwnie, ale bardzo ważna jest dyscyplina. Zanim nowe dzieci przyzwyczają się do nowych warunków, oczekiwań w stosunku do nich i zasad panujących na oddziale, mija sporo czasu. Bywa, że trudno im się pogodzić z zamknięciem, ograniczeniami, nową sytuacją. Kiedy to w większym lub w mniejszym stopniu zaakceptują, można wkroczyć z dalszymi działaniami. Tu nie jest jak w więzieniu. Personel stara się przygarniać te dzieciaki i tworzyć im namiastkę rodziny. W szczególnych okolicznościach jak święta czy Dzień Dziecka mogą liczyć na szczególne traktowanie. Poza tym mają kontakt telefoniczny z rodziną, opiekunami, a nawet swoimi dawnymi kolegami. Istnieje możliwość odwiedzin przez członków rodziny lub opiekunów. Ale tak naprawdę na pierwszej linii są zawsze pielęgniarki, sanitariuszki i sanitariusze. Ci z otwartym sercem, często poza swoimi obowiązkami, wspierają dzieci, pomagają w życiu codziennym, dużo rozmawiają i czuwają nad ich bezpieczeństwem. Niestety, jak w każdej grupie zawodowej znajdzie się czarna owca, która może zrobić wiele L.:Co jest najtrudniejsze w pracy na oddziale zamkniętym?S. R.: Inaczej do tej pracy podchodzą mężczyźni, a inaczej kobiety. Kobiety obdarzone instynktem macierzyńskim nie raz i nie dwa były narażone na manipulację ze strony młodych pacjentów. Trzeba było mocno rozgraniczyć uczucia i obowiązki, by tak naprawdę dzieciom pomóc wrócić do społeczeństwa, a nie szkodzić. Okiełznać tak sporą grupę mocno zaburzonych dzieciaków, będąc z nimi w zdrowych relacjach, z poczuciem odpowiedzialności, ale dozą empatii i zrozumienia. Opisany przeze mnie haniebny przypadek wykorzystywania relacji personel–pacjent to skaza na zwyczajnym poczuciu przyzwoitości. Profesjonalista nigdy nie wykorzysta takiej zależności, natomiast przypadkowy pracownik jest niepotrzebnym balastem i tak niedoskonałego systemu. Nie dość, że trzeba sprowadzać na właściwe tory pogubione dzieciaki, to jeszcze „patrzeć na ręce” źle dobranym pracownikom. Pracując w takim miejscu, czułam się jak matka zastępcza, nauczyciel, ochroniarz, strażnik więzienny, a dopiero na końcu jak pielęgniarka. Bardzo to było trudne i L.:Wiem, że praca z młodymi osobami, choć trudnych problemów jest wiele, daje często powody do radości. Pani przeżywa życie młodych ludzi razem z nimi, walczy o to, by go nie stracili, i robi wszystko, by zagoiły się ich największe rany psychiczne. Byłabym wdzięczna, gdyby mogła pani opowiedzieć o radościach w swojej R.: Największą radością w mojej pracy była informacja o tym, że dzieci, które opuściły szpital, zaczęły sobie radzić samodzielnie i, jak to się mówi potocznym językiem, wyszły na ludzi. Przy wsparciu różnych ludzi dobrej woli, przy moim skromnym udziale — są szczęśliwe. Część z nich wyjechała za granicę, by tam poszukać swojej szansy i odciąć się od swojego destrukcyjnego środowiska, część wyjechała do innego miasta, niektórzy znaleźli drugą połówkę jabłka, czasami równie pokiereszowaną, i stworzyli szczęśliwy związek. Najbardziej cieszy mnie, że potrafili odszukać swoje miejsce na ziemi. Może to prozaiczny przykład, ale wcześniej wspomniana dziewczyna, która połknęła te nieszczęsne pigułki, wyszła ze szpitala jako pełnoletnia osoba i nie miała gdzie się podziać. Zamieszkała w placówce opiekuńczej dla młodzieży. Pewnego dnia zwierzyła mi się, że tak naprawdę nigdy nie miała urodzin, a że zbliżała się jej dziewiętnastka, więc zaczęłam działać. W porozumieniu z wychowawczynią przygotowałyśmy niespodziankę. Ja przelałam pieniądze na tort i wysłałam paczkę z prezentami. O resztę zadbała pani wychowawczyni. Radości dziewczynki nie było końca. A przy tym mojej również. I takich momentów było całkiem sporo. Dla takich chwil warto żyć. Wiem, jestem niepoprawną romantyczką, bo chciałabym, żeby wszyscy mieli to, na co zasługują, i żeby każde dziecko było szczęśliwe. Każdemu wolno marzyć. Część dzieciaków nie odnalazła jednak swojej właściwej ścieżki, to bardzo smutne, ale niestety L.:Dziękuję za poruszającą rozmowę. Szerzmy wiedzę w tak ważnych kwestiach, domagając się zmiany sytuacji. Dziękuję za pani pracę i a rozmowaRozmowa stwarza tę nić porozumienia, która może decydować o wielu aspektach naszego życia. Gdyby ludzie potrafili ze sobą rozmawiać, wiele małżeństw czy związków byłoby trwalszych i szczęśliwszych. Tej sztuki winniśmy się uczyć od najmłodszych lat, a rewelacyjnie by było, gdyby uczyli nas jej rodzice. Opinia jednej osoby niewiele wnosi. Dzieci prędko przyzwyczajają się do „ględzenia”. Pewne formułki znają na pamięć, a ton głosu albo usypia, albo wzbudza niekoniecznie pozytywne emocje. Rozmowa to dialog, który daje możliwość poznania, co myśli druga strona, jakim jest człowiekiem, jaki jest jej światopogląd itd. Rodzice najlepiej poznają swoje dzieci poprzez rozmowy i obserwacje. Wiedzą wówczas, czy dziecko jest chore, smutne, wkurzone, czy ma problemy. Co zrobić, żeby chciało z nami rozmawiać? Jest wiele sposobów na to, by przełamywać lody. Można wprowadzić zasadę, że razem z dzieckiem rozwiązujemy każdy problem, o którym nam opowie. Trzeba wtedy poskromić własne emocje, choćby rozsadzały nas od środka. Najlepiej przeczekać własną złość, by przygotować się do rozmowy. Być konsekwentnym i nie dać się zbyć sloganem, że wszystko jest w porządku. Przekonać dziecko, że nawet rzecz w jego mniemaniu straszna czy przerażająca nie przestraszy to umiejętność słuchania. Możemy nie zgadzać się z argumentami, którymi młody człowiek będzie nas przekonywał, ale rozmowa pozwoli wytyczyć granice. Nawet najtwardsze negocjacje prowadzą do porozumienia. Wytyczanie granic może budzić złość i niezadowolenie, ale w rezultacie daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. Wypracowanie porozumienia poprzez dialog zbuduje wzajemne zaufanie, na którym tak bardzo nam zależy. Coraz więcej przykrych informacji dociera do nas z telewizji lub gazet — czy wiemy, co o tym myśli nasz syn czy córka? Jak je odbiera, w jaki sposób przeżywa? Rozmowa o takich wydarzeniach może spowodować, że dziecko podzieli się z nami osobistymi przemyśleniami, przeżyciami, odczuciami, i być może dzięki temu poznamy przyczyny jego zachowania. Może okaże się, że dziecko jest pacyfistą lub niepoprawnym romantykiem, a może sympatyzuje z grupą, która budzi nasze obawy? Trochę gorzej, jeśli zacznie szukać rozmowy z przygodnymi ludźmi w internecie. Nie zdajemy sobie nawet sprawy, ile zagrożeń płynie z sieci. Użytkownicy internetu, mogą wyłapywać przypadkowe ofiary, niekoniecznie w dobrych intencjach. Dzieci są stosunkowo łatwym łupem, ponieważ są łatwowierne i nie posiadają takiego doświadczenia życiowego jak dorośli, a przecież nawet oni padają ofiarami przestępców. Okradanie starszych ludzi za pomocą różnych metod — na przykład „na wnuczka” czy „na policjanta” — zbiera swoje okrutne żniwo. Inni z kolei tracą dorobek życia z powodu nieuczciwego dewelopera lub dają się omamić łatwym inwestycjom, które kończą się fiaskiem. Nie ma jednej recepty na bycie wszechwiedzącym, ale uczenie ostrożności i pragmatyzmu otworzy furtkę analitycznemu myśleniu. Ta wyuczona ostrożność może ochronić nasze dzieci przed pedofilami, sektami i innymi niebezpieczeństwami czyhającymi w wielkiej uwagi dotyczą nie tylko internetu, w realu również wszystko może się przydarzyć. Rozmowy i edukacja mają spowodować, że ryzyko tych zdarzeń będzie znacznie zminimalizowane. Zastanówmy się, kto ma przekazać tę wiedzę naszym najmłodszym? Oczywiście najpierw rodzice, następnie szkoła i specjaliści. Niestety, wyrocznią i kopalnią przeogromnej wiedzy, nie tylko dla dzieci, staje się „dr Google”. Oczywiście należy z tej wiedzy korzystać, ale nie bezkrytycznie na niej polegać. Prostym przykładem jest wyszukiwanie informacji na temat na dolegliwości somatycznych, które nam dokuczają. Zaczynamy poszukiwania w necie i okazuje się, że możemy chorować na bardzo poważne schorzenia, a odczuwane przez nas objawy pasują do opisu każdej prawie choroby. Odkładamy wizytę u lekarza, bo przecież prawie jesteśmy zdiagnozowani. Zatruwamy sobie życie przemyśleniami, spisując po cichu testament. A tymczasem może okazać się, że wyolbrzymiliśmy problem lub ze strachu i przez zwłokę pogorszyliśmy swój stan zdrowia. Wszyscy potrzebujemy porady, obiektywnego spojrzenia na problem i dystansu. Bez rozmów tego nie osiągniemy.„Kto pyta, nie błądzi”.Nietolerancja — krok do nienawiściNikt nikomu nie każe kochać gejów, lesbijek i przedstawicieli innych mniejszości, ale nie wyrzucimy ich z naszego społeczeństwa, bo mają takie same prawa jak pozostali. To jest czyjaś córka, czyjś syn czy inny członek rodziny. Rodzice takich dzieci pewnie wyobrażali sobie, że pójdą one inną drogą. Marzyli o wnukach, o innym partnerze dla swojego człowieka polega na tolerancji. Pójdźmy o krok dalej. Lekarze, pielęgniarki nie segregują ludzi ze względu na światopogląd, sposób na życie, przynależność polityczną, czy orientację seksualną, ale ratują życie każdemu człowiekowi. Etyka, moralność, a także dekalog nie powinny pozwolić na krzywdzenie drugiego człowieka, a czasami słowa ranią bardziej niż czyny. Łatwo przychodzi nam osądzanie drugiego człowieka. Patrząc na bezdomnego, widzimy zaniedbanego, brudnego, ale i nieszczęśliwego człowieka. Nie wiemy, co takiego wydarzyło się w jego życiu, że skończył na ulicy. A czy nie zdarza się tak, że kiedy ktoś taki potrzebuje pomocy, to społeczeństwo stawia go nad przepaścią i popycha? Bywa, że leczony w szpitalu przechodzi przemianę. Jest umyty, przebrany, ogolony i wtedy zaczyna być inaczej postrzegany. Oddaje mu się człowieczeństwo i nikt już nie omija go jak kupę g… Czego uczymy nasze dzieci, jeśli sami pogardzamy drugim człowiekiem?Dorośli narzekają na przemoc w szkole, upokarzanie, dręczenie. Brak tolerancji wyzwala kolejne negatywne uczucia. Powiedzenie, że „nic nie mam do odmienności seksualnych, ale najlepiej niech mi schodzą z drogi” nie jest odosobnione. Podobno zła karma wraca i może się okazać, że ktoś, kto tak mówi, również dozna krzywdy i wówczas zadaje pytanie: „Za co mnie to spotkało”? Zajrzyj w głąb siebie i sobie w opisanym w książce Bolanowie, spotkałam się z wieloma przejawami nietolerancji. Przykro było patrzeć, jak bardzo te dzieciaki były rozdarte wewnętrznie. Część z nich zmobilizowała mnie do napisania kontynuacji książki o ich losach. Jedna z dziewczynek od najmłodszych lat czuła się chłopcem. Opowiadała, że ma wrażenie, jakby chodziła w nie swojej skórze, i nazywała siebie „boską pomyłką”. O jej cierpieniach i marzeniach o szczęściu przeczytacie w mojej książce Dzieci psychiatryka. Dalsze losy.„Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia”. Autor: Sara RomskaWywiad udzielony wydawnictwu RideroDzisiaj przychodzimy do Was z trudnym wywiadem z Czesławą Drałus, pseudonim literacki Sara Romska, autorką książki Dzieci się w małym miasteczku blisko Wrocławia — w Brzegu Dolnym. We Wrocławiu ukończyła Medyczne Studium Zawodowe i zdobyła zawód pielęgniarki. Pracowała w zawodzie, ale stale poszukiwała nowych możliwości. Miała krótki incydent pracy w lokalnej gazecie, prowadziła własną działalność (prowadzenie pubu, praca handlowca i wiele innych zajęć). Wszystko po to, by odejść od zawodu. Los jednak pokierował ją do pracy w szpitalu psychiatrycznym z dziećmi. I właśnie w tym miejscu poczuła, że robi to, co powinna. Tutaj poczuła się naprawdę do książek zaszczepiła w niej babcia. Jej motto brzmiało: „Nawet najnudniejsza książka zasługuje na przeczytanie jej do końca”.Ridero: Do kogo kierujesz swoją powieść?Czesława Drałus:Moja książka opowiada o przeżyciach, traumach, zawiłych losach dzieci, które krętą drogą trafiły do szpitala psychiatrycznego, na oddział, w którym pracowałam. Kierował je tam sąd dla nieletnich. Jaką drogę przebyły, by znaleźć się na oddziale o wzmożonym zabezpieczeniu, a nie na przykład w poprawczaku? To, o czym opowiadały, mroziło krew w żyłach nawet doświadczonym pracownikom. Motywem przewodnim jest pamiętnik Natalii, z którego dowiadujemy się, jak można stworzyć dziecku piekło na przeznaczona jest dla osób pełnoletnich, a wybrane fragmenty są do przeczytania przez dzieci, ale pod kontrolą dorosłych. Głównym adresatem są rodzice, opiekunowie oraz osoby, które w przyszłości pragną zostać roztropnymi rodzicami, wychowawcami. Wykorzystane w książce przykłady nie są charakterystyczne tylko dla szpitala psychiatrycznego, ale dla wszelkich jednostek wychowawczych, resocjalizacyjnych, dla tak zwanej trudnej młodzieży. Są typowe dla osób, które mają zbyt mało czasu na wychowanieswoich pociech. Są ostrzeżeniem, by ich działania nie zaowocowały zerwaniem więzi rodzinnych, a później utratą kontroli w sytuacjach, w których nie jesteśmy w stanie lub nie potrafimy pomóc własnemu dziecku. Również dla tych, którzy mimo troski i miłości tracą kontrolę, nie zdając sobie sprawy, na jakie próby narażony jest młody człowiek w dzisiejszych czasach. Dla każdego, kto pragnie być czujny, pragmatyczny, kto chce oszczędzić dzieciom i sobie trudnych Dlaczego podjęłaś się tak trudnej tematyki jak choroby psychiczne dzieci?Cz. D.:Dopiero w latach dziewięćdziesiątych zaburzenia emocji i zachowania uznano za jednostkę chorobową i zaczęto leczyć je jako zaburzenie psychiczne. Tak naprawdę choroby psychiczne u dzieci diagnozuje się stosunkowo rzadko i ich spektrum jest wąskie. Dominuje wymieniona już jednostka zaburzeń emocji i zachowania, która odpowiednio leczona i prowadzona nie pozostawia śladu w późniejszym życiu. Na moim oddziale dzieci przebywały do pełnoletności. Naszym zadaniem było tak pomagać młodemu człowiekowi, aby po wyjściu ze szpitala funkcjonował jako pełnowartościowy członek społeczeństwa. Dzieci te tylko po części znalazły się w takim miejscu z własnej winy. Bywało, że kradły, bo musiały przeżyć. Okaleczały się, bo zamieniały ból psychiczny na ból fizyczny. Prostytuowały się, bo były zmuszane przez rodziców. Brały narkotyki, piły alkohol, bo szukały chwil ukojenia, które zaprowadziły je do uzależnienia. Czy przez to należało je przekreślić, odrzucić? Nie, należało naprawiać błędy dorosłych i pomóc im zrozumieć, że istnieje inna droga i że są ludzie, którym zależy na nich, mimo ich niedoskonałości. Moją rolą i całego zespołu było odbudowywanie zaufania, wskazanie, jak sobie radzić bez używek, nauczenie ich zwykłego życia. Kiedy praca podczas pobytu dziecka na oddziale przyniosła efekty, to była cała esencja i radość, że zrobiono coś naprawdę Jaki element pracy nad książką był dla ciebie najtrudniejszy?Cz. D.:Najtrudniejsze było dla mnie przeczytanie pamiętnika Natalii. Nie byłam w stanie przebrnąć przez pierwsze kartki. Czytałam i odkładałam, i znów wracałam. Dla osób wrażliwych nie był to łatwy materiał, ale Natalia powierzyła mi go, bo chciała wykrzyczeć swoją krzywdę, bo jako dorosła już kobieta zrozumiała, że została okradziona z dzieciństwa, że nigdy nie poradzi sobie z przeżytą traumą. Czułam się bezradna, że nie mogę jej pomóc bardziej, że będzie musiała się zmierzyć z życiem, nie mając prawidłowych wzorców. Czekałam nawet kilka miesięcy, by dopisać szczęśliwe zakończenie jej historii. Nie ma szczęśliwego zakończenia i to w dalszym ciągu jest dla mnie trudne. Książka Dzieci psychiatryka to autentyczne relacje skrzywdzonych dzieci. Bitych, gwałconych, poniżanych, głodnych i poniewieranych. Szukających pocieszenia w używkach, niejednokrotnie łamiących prawo i staczających się w swojej demoralizacji po równi pochyłej. Trafiły do szpitala psychiatrycznego — oddziału o wzmożonym zabezpieczeniu, aby stąd wrócić do społeczeństwa i być znowu pełnowartościowymi obywatelami. Pracujący w nim ludzie, obowiązujący regulamin, nadzieja, czasami bezradność oraz upływający czas stanowiły rzeczywistość tych pogubionych dzieci. Przez całą książkę przewija się wątek Natalii — dziewczyny, która winę za swój upadek moralny przypisuje warto przeczytać książkę „Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia”Moja książka skierowana jest do wszystkich rodziców, opiekunów i tych, którzy zamierzają zostać rodzicami w przyszłości. Przede wszystkim ma pomóc zrozumieć, dlaczego dzieci zachowują się w określony sposób i co chcą tym zachowaniem osiągnąć. Co oznaczają pewne zachowania, na przykład okaleczanie się, i co dzieci pragną nam swoimi manifestacjami przekazać? Nawet w najbardziej kochającej się rodzinie może dojść do problemów i trudności w komunikowaniu się między dorosłymi a dziećmi. Rozstanie rodziców, wyjazd za granicę czy inne zdarzenia mocno wpływają na psychikę naszych pociech. Dzieci potrafią się obarczać winą za nieporozumienia i zło dziejące się w rodzinie. Bez doświadczenia życiowego, rozmów, wyjaśnień tłumią swoje zgryzoty, które z czasem rozładowują agresją, buntem, okaleczaniem, sięganiem po używki. Kiedy przeciąga się to w czasie, przychodzą psychiatryka. Historie z ich życia to również ostrzeżenie dotyczące tego, co się stanie po przekroczeniu pewnej granicy, kiedy naszym dzieckiem zacznie się interesować państwo. Krok po kroku — od zasądzonego kuratora, nawet do szpitala psychiatrycznego czy poprawczaka. W którymś z wywiadów zasygnalizowałam, że gdyby nie było tylu oddziałów psychiatrycznych dla młodzieży, to poprawczaki pękałyby w szwach. Jedne z tych oddziałów funkcjonują lepiej, inne gorzej, ale wychodząc, dzieci dostają tak zwaną carte blanche i mogą zacząć wszystko od nowa, bez wpisów do dokumentów. To nie jest bez książce naświetliłam, jak funkcjonował i funkcjonuje jeden z takich oddziałów. Nie liczmy na to, że zostawimy w nim dziecko, a inni naprawią nasze błędy. Cały sztab ludzi, wraz z rodzicami, ma uczestniczyć w przywróceniu naszego nastolatka społeczeństwu. To szansa dla dziecka, ale i dla nas, dorosłych. Sędzia, wydając wyrok w sprawie gimnazjalistek z Gdańska, w swoim uzasadnieniu odczytała: „Nie ma trudnej młodzieży, są tylko niewydolni wychowawczo opowiadania to także losy dzieci, które mieszkają obok nas. Wiele z nich ma problemy i dzieje się im krzywda, na którą reagujemy, czytając o niej w gazetach lub oglądając telewizję, ale czy potrafimy zareagować w codziennym życiu? W drugiej części (Dzieci losy) poznacie ich sukcesy i porażki, dowiecie się, przez jakie piekło przechodziły, żeby wyjść na tak zwaną prostą. To również nie jest łatwa lektura. Fałszywe nadzieje po miesiącach, a nawet latach spędzonych w szpitalu psychiatrycznym, bez wsparcia, po wrzuceniu ich na głęboką wodę, które kończyło się podtopieniem, a niekiedy utonięciem. Sięganiem dna, z którego niewielka grupa potrafiła się odbić. Jak odnajdywały się w społeczeństwie, mierząc się z nieuczciwością pracodawców i własnymi niedoskonałościami? Jak bardzo czuły się oszukane przez system i dlaczego niektórzy mają tylko pod górkę? To ich ostrzeżenia przekazane za moim czasKażdy z nas przeżywa rozterki i refleksje związane z różnymi zdarzeniami, z życiem. Mimo że to tylko mrzonka, zastanawiamy się, co by było, gdyby…? Bardzo trudno poradzić sobie samemu z traumą — jak doradzają psycholodzy, trzeba ją przepracować. Ważne jest, by na pewnym etapie wyciągnąć odpowiednie wnioski i spróbować coś naprawić. Czasami nie warto wciąż wracać do przeżyć i bezustannie ich wałkować, tylko trzeba ruszyć do przodu. Jeśli ktoś odszedł, to nie przywrócimy mu życia, ale możemy pomóc innym. Mogą uczyć się na naszych błędach i ustrzec się swoich. Dzielenie się z innymi naszymi przeżyciami pomaga rozładować wewnętrzne napięcie. Tak bardzo zbliżamy się do zachodnich schematów, że tracimy wartości, dzięki którym żyje nam się łatwiej. Mam na myśli prawdziwych przyjaciół, powierników, z którymi dzielimy się naszymi sekretami i możemy liczyć na ich wsparcie, a nawet pomoc. Poszukujemy substytutów w internecie, gdzie widzimy tylko napisane słowa. Nie widzimy szczerości w oczach, mimiki, gestów, tego, co zdradza zainteresowanie naszymi problemami. Nie czujemy uścisku dłoni, przytulania i wspólnych łez. Z kolei za rzeczowe porady u specjalistów musimy zapłacić, a zmęczony terapeuta będzie spoglądał niecierpliwie na zegarek. To prawda, że boimy się śmieszności, zawstydzenia i tego, że ktoś nadużyje naszego zaufania. Trzeba jednak zaufać i otworzyć się na ludzi. Metoda małych kroków da nam możliwość weryfikacji, czy ktoś zasługuje na zaufanie, czy też nie. Warto dać komuś szansę i powierzyć jakąś naszą drobną tajemnicę. Taka próba dostarczy nam wiedzy i przyniesie warto robić coś dla innych? Dla wierzących cytat z biblii: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Dla wszystkich: by poczuć się lepiej, mieć poczucie przynależności, stać się empatycznym, rozwijać duchową przemianę, dawać przykład innym i wychowywać. Tworzyć wrażliwe społeczności, które nie będą zamykać się w betonowych skorupach. Popadamy z jednej skrajności w drugą. Albo gromadzimy się i składamy górnolotne obietnice, albo zamykamy się w domach i udajemy, że nas to nie dotyczy. Ja pomogę komuś, a kiedyś może ktoś pomoże mnie? Każda karma wraca, i to w najmniej spodziewanym momencie. Życie jest nieprzewidywalne i nie wiemy, kiedy tej pomocy możemy potrzebować. Wielu ludzi, których dotknęła jakaś tragedia, pragnie pomagać innym. Organizują się w grupy, otwierają fundacje, starają się chociaż w części ulżyć innym cierpiącym. To nieprawda, że ludzie nie chcą mówić o swoich traumatycznych przeżyciach. Wręcz odwrotnie, muszą być jednak na to gotowi. W taki czy inny sposób pragną wykrzyczeć swój ból, może pokłócić się z Bogiem i starać się nie oszaleć. Matka, która z powodu wypadku straciła jednocześnie trzy córki, miała prawo być o krok od szaleństwa. Czy ta kobieta nie marzyła, żeby cofnąć czas? To pytanie retoryczne, bo wiemy, że jest to niewykonalne. Po takiej tragedii pozostaje żyć dla innych dzieci, walczyć o swoje zdrowie psychiczne, a w przyszłości wspierać innych, by samemu poczuć się lepiej. Mimo tego, że życie wgniata nas w ziemię, należy się podnosić i dalej porozumieniaZatrważają mnie sytuacje, w których rodzice czy opiekunowie są zaskoczeni dramatycznymi wydarzeniami. Nie raz i nie dwa uczestniczyłam w udzielaniu pomocy młodym ludziom zatrutym różnymi środkami. Wbrew pozorom, jeśli ktoś uważa, że alkohol jest bezpieczną trucizną, to nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo się myli. Kiedy nie znano antybiotyków, kiłę leczono arszenikiem — trucizną, której minimalne dawki nie były zabójcze. Tak jak wypalenie jednego papierosa nie uśmierca, ale wypalenie większej ilości naraz prowadzi do zatrucia, a nawet zgonu. Nawet sól spożywcza w znacznej ilości może zabić. Tak jest z każdą trucizną. Jeśli przyzwyczaimy organizm, stosując małe porcje, nikt natychmiast nie umiera. Dzieci zatrutych dużą dawką alkoholu jest coraz więcej. Tej trucizny z organizmu trzeba się pozbyć jak najprędzej i jest to praca medyków, ale walka o życie, szczególnie młodych ludzi, to wielka trauma dla całego personelu. Smutek, łzy rodziców i to dramatyczne wzajemne przerzucanie na siebie winy nie budują dobrych relacji. Pojawia się zasadnicze pytanie: „Gdzie popełniliśmy błąd?”. Zdziwienie i niedowierzanie powodują natłok myśli i zatruć lub uzależnienia prowadzi nie tylko alkohol. Dochodzą dopalacze, narkotyki, leki psychotropowe, leki na odchudzanie oferowane poza obrotem aptecznym i wiele innych substancji. Nawet toksykolodzy nie nadążają za pomysłowością handlarzy śmiercią. A czas płynie nieubłaganie, zmniejszając szanse na przeżycie czy odzyskanie zdrowia. Dorośli mają ten dar przewidywania, dalekowzroczności — szkoda tylko, że tak rzadko dzielą się tym darem ze swoimi dziećmi i innymi dorosłymi, tymi, którzy są mniej zaradni. Rozmowy, przytaczanie przykładów, uwrażliwianie i przygotowanie na rozsądne decyzje mają pomóc minimalizować tego typu zagrożeń czyhających na młodych ludzi omówiłam w pierwszej części mojej książki Dzieci psychiatryka. W części drugiej, Dzieci losy, znacznie rozwinęłam temat. Piszę o zagrożeniach, na które możemy mieć większy lub mniejszy wpływ. Warto się z tym zapoznać i umiejętnie wykorzystać podaną wiedzę. Zdrowie i życie naszych pociech jest wyniszczają młody organizm znacznie prędzej niż dojrzały. Przypomną o sobie nawet po odstawieniu. Mają wpływ na pracę mózgu, zmniejszają możliwości intelektualne, nawet do upośledzenia. Niszczą narządy wewnętrzne, wątrobę, nerki czy serce, upośledzają ich funkcje i pozostawiają znaczny uszczerbek. Młody człowiek staje się okaleczony. Nawet jak wróci do pełnej formy i zapragnie realizować swoje marzenia, może się okazać, że zostanie zdyskwalifikowany z powodu uszkodzenia serca, o którym nie miał pojęcia. Rozczarowanie i wymuszona zmiana planów to dotkliwa kara za popełnione błędy i — niewidoczniCzy dzisiaj bardziej widzimy niepełnosprawnych i ich problemy? Zapewne tak. Część dzieci opuszczających szpitale psychiatryczne również jest w różnym stopniu obarczona niepełnosprawnością. Jak traktuje ich społeczeństwo? Jeśli ludzie wiedzą, że były one w szpitalu psychiatrycznym, nieważne z jakiego powodu, to są postrzegane jako… „czubki”. Do tego sprowadza się nasza wiedza. A to nieprawda. Te dzieci nie są mniej inteligentne, mniej empatyczne, są tylko dotknięte traumami, często fizycznie i psychicznie pokiereszowane. Może są mniej zdolne, ale czy nasze „normalne” dzieci nie wykazują wybiórczych zainteresowań. Jedne są uzdolnione humanistycznie, inne lepsze w przedmiotach ścisłych. Pacjenci szpitali psychiatrycznych czy wychowankowie ośrodków wychowawczych lub resocjalizacyjnych nie są wyrzutkami społecznymi, tylko dziećmi, które się gdzieś pogubiły i przeciw czemuś zbuntowały. Nieprawdą jest, że zawsze pochodzą z rodzin patologicznych. Coraz częściej zdarzają się dzieci, które chcą zwrócić naszą uwagę na siebie, na swoje uczucia. Pragną zainteresowania, rozmowy, potraktowania ich problemów z należytą uwagą. Chcą się dzielić swoimi kłopotami, osiągnięciami, rozterkami. Pragną, żeby ktoś je pochwalił, wysłuchał, doradził, a może tylko uczestniczył w ich z jakimś stopniem niepełnosprawności mogą nam się wydawać dziwne. Rzeczy dla nas oczywiste, dla nich urastają do rozmiarów Mount Everestu. Dopiero wyjaśnienia, uproszczenia dają im jasność sytuacji. To jednak wymaga z naszej strony uwagi, zainteresowania i zrozumienia młodego człowieka. Pamiętajmy, że te uwrażliwione dzieci prędko wyczują fałsz w nieszczerym działaniu, a utrata zaufania to nasze fiasko. Dla młodych ludzi jakieś niedomówienie, próba przemilczenia ważnego dla nich tematu to niemalże zdrada. W dzisiejszych, skomplikowanych czasach nie jest łatwo dogadać się z młodym człowiekiem, który na wszystko reaguje odpowiedzią: „Ty nic nie rozumiesz”. Być rodzicem dzisiaj to nie lada wyzwanie. Tak bardzo sprawdza się maksyma „małe dzieci nie dają spać, a duże żyć”. Sama doświadczam tego na co dzień, bo też jestem matką. Trzeba jednak z dziećmi rozmawiać, być ich przyjacielem, oparciem, a z czasem może to zaowocować ich niezależnością i umiejętnością radzenia sobie w mało sprzyjających rodzi się traumaMoże będzie ostro, ale niektórzy dorośli są egoistami, narcyzami i totalnymi ignorantami. Czytam różne posty i przy niektórych ręce mi opadają. Jeśli jakaś kobieta, żona pisze na forum, że jej partner nadużywa alkoholu, popala trawkę czy sięga po inne narkotyki, a wszystkie kłótnie, krzyki, łzy swojej ukochanej mamusi widzi dziecko, to nie jest to nic innego jak znęcanie się nad tym dzieckiem. Kobieta twierdzi, że kocha swojego partnera, i liczy, że to się zmieni, a tymczasem ciągnie się to miesiącami czy nawet latami, pozostawiając u dziecka traumę na całe życie. Jeszcze gorzej, gdy rodzice przekazują swoje dziecko od instytucji do instytucji albo powierzają je zmęczonym dziadkom. Nie bez powodu natura tak to skonstruowała, że dzieci mają ludzie młodzi. Organizm jest wówczas w pełni wydolny, rodzice mają więcej cierpliwości, a ich siły fizyczne są niespożyte. Nie bez kozery mówi się, że dziecko to praca na pełen etat. Czy mężczyzna, który tylko obiecuje, a nie dotrzymuje słowa i niszczy swoją rodzinę, jest jej wart? Czy kobieta, która przedkłada takiego niszczyciela, używki albo lekkie życie nad własne dziecko, zdaje sobie sprawę, jak to wpłynie na jego psychikę? Jeśli o tym nie myślą, to właśnie dlatego śmiem nazywać ich cholernymi egoistami. Dziecko potrafi zapamiętać bardzo dziwne szczegóły ze swojego dzieciństwa. Już trzylatek może pamiętać przykre dla niego doznania, na przykład szczypanie w policzek przez egzaltowaną ciotkę, wymuszane przez wąsatego i obślinionego wujka całuski itd. W przyszłości może okazać się, że dziecko unika bliskich kontaktów — nie lubi czułości rodzinnych, ściskania, przytulania i najchętniej ograniczałoby się do kontaktów na odległość. Niby nic takiego się nie wydarzyło, ale dziecku pozostała jest różnica między przebywaniem z dzieckiem a przebywaniem w towarzystwie dziecka? Otóż przebywanie z dzieckiem to czas, kiedy rodzic rozmawia z dzieckiem, coś z nim robi, poświęca mu czas i okazuje zainteresowanie. Przebywać w towarzystwie dziecka, to na przykład zerkać, czy ewentualnie nie wypadnie przez balkon, ale tak naprawdę zajmować się sobą i swoimi sprawami. Wypadki zdarzały się zawsze, bo dzieci to żywe srebro, ale za wiele z nich winę ponoszą głównie nieodpowiedzialni dorośli. Oparzonemu dziecku pozostanie nie tylko blizna na skórze, lecz także olbrzymia trauma. Może uda mu się wyprzeć to, jak doszło do wypadku, ale blizna po nim będzie przypominała mu o tym przez całe życie. Ból oparzeniowy jest tak okropny, że w wielu przypadkach lekarze decydują się na wprowadzanie w stan śpiączki farmakologicznej (zależy to oczywiście od skali oparzenia).Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, co tak naprawdę może wywołać uraz psychiczny. Możemy sądzić, że jakieś zdarzenie nie jest istotne, że było bardzo dawno, ale nasza pamięć potrafi szufladkować informacje i w pewnym momencie, nawet po długim czasie, podporządkowani podświadomości zachowamy się tak, a nie inaczej. Po wielu latach pragnący nam pomóc psycholog może doszukać się źródła naszych problemów w okresie dzieciństwa. To cudowne usłyszeć z ust dorosłej osoby: „Miałam/miałem szczęśliwe dzieciństwo”. Nie spowodują tego przedmioty, ale mogą to spowodować rodzicielska miłość i cudowne wspomnienia, nawet zapach pieczonego ciasta. Ileż to razy uzmysławiamy sobie, że już nigdy nie skosztujemy czegoś, co tak bardzo smakowało nam w dzieciństwie. Oby życie smakowało siła stresuW dzisiejszych czasach stres towarzyszy nam na co dzień. Zmianie może ulegać jedynie jego skala. Nie ma jednej recepty, jak sobie z nim radzić, bo zależy to od wielu czynników — w jakim jesteśmy wieku, czy jesteśmy w związku, czy pracujemy, jakie są nasze relacje rodzinne itd. Ja próbuję się skupić na młodych ludziach, którym trudno sobie poradzić z tą chorobą cywilizacji. Generalnie osoby dorosłe powinny radzić sobie z nim lepiej, ale nie zawsze tak to działa. Kiedy dorośli mają problemy i nie potrafią sobie z nimi uporać, poszukują „odstresowaczy”. Dla jednych będzie to alkohol, dla innych słodycze, jedzenie, leki, zakupy, narkotyki czy jeszcze inne rzeczy. Podczas stresu tak samo cierpi nasz umysł jak ciało. Długotrwałe napięcie prowadzi do wielu chorób somatycznych. Możemy często się przeziębiać, nie kojarząc tego z czynnikami stresogennymi i systematycznym obniżaniem odporności naszego znam złotej rady na wszelkie zło całego świata, ale wiem, że zamykanie się w domu i pogrążanie się w samotności, we własnych myślach, nie przyniesie pomocy i rozwiązania. Odwrotnie, wyjście do ludzi, rozmowa, szukanie rozwiązań poza domem mogą podsuwać nowe pomysły, nieść nadzieję i pozwalać podążać w dobrym kierunku. Wszystkie nasze emocje przenoszą się na pozostałych domowników. Jeśli patrzą na nas dzieci, to musimy pamiętać, że są one doskonałymi naśladowcami. Nie musimy jednak udawać, ukrywać, że coś jest nie tak. Młodzi ludzie również mogą uczestniczyć w rozwiązywaniu problemów, konfliktów, chyba że dotyczą one naszej sfery intymnej. W ten sposób przygotowujemy młodych ludzi na trudy życia, aplikujemy swego rodzaju szczepionkę. Bezwzględna ochrona stworzy pewien miraż, a przyszłe porażki mogą stać się dramatem ich życia. Poza tym dopuszczeni do rodzinnych narad, bardziej się dowartościowują i bardziej nam ufają; w ten sposób przełamujemy bariery. Oczywiście dobieramy rodzaj przekazu do wieku dziecka. Innych słów użyjemy, mówiąc do pięciolatka, a innych, dyskutując z piętnastolatkiem. Pamiętajmy, że dzieci nie lubią ciszy, boją się jej, źle się czują w atmosferze niedomówień i niepewności. Czasami czegoś nie rozumieją, ale ich intuicja działa bardzo sprawnie. Dziecko nie odchoruje stresu jak dorosły — nie dostanie na przykład zawału. Będzie się skarżyło na bóle brzucha, brak apetytu, kłopoty ze snem itd., ale znacznie bardziej ucierpi sfera uczuć i emocji. W tym czasie mogą pojawić się pierwsze okaleczenia, eksperymenty ze środkami odurzającymi, alkoholem, młode osoby mogą stać się łatwym łupem sekt i wyeliminujemy zupełnie stresu z naszego życia, bo jest to zwyczajnie niemożliwe, ale możemy wpływać na zmniejszanie jego natężenia. Nie zostawajmy ze swoimi problemami sami. Nie opierajmy się tylko na ocenie znajomych, bo ta może być stronnicza. Czasami warto zapytać o zdanie kogoś zupełnie obcego. Nie musimy natychmiast takiej rady wcielać w życie, ale warto, byśmy się nad nią styczniu 2020 roku oglądałam w TVN24 odcinek programu Superwizjer poświęcony tematyce uzależnień. Chciałabym się odnieść do poruszanego w tym programie problemu. Generalnie skupiono się na uzależnieniu od środków psychoaktywnych i wymieniono jeden powód, dla którego dzieci się uzależniają, a mianowicie ciekawość. Otóż w mojej książce Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia wymieniam tych powodów przynajmniej kilka, a jest ich i tak znacznie więcej. W programie pokazano życie i losy bohaterów, którzy z powodzeniem lub bez walczą z nałogiem. Moją uwagę przyciągnęła matka uzależnionej nastolatki, która opowiada o problemach dziewczyny i próbach pomocy. Z mojego punktu widzenia ta pomoc była nieumiejętna. Dawanie dziewczynie jedzenia i nagminne proszenie, żeby przestała brać, nie odniosły żadnego odnieść sukces, trzeba wiedzieć, jak postępować z taką osobą. Nawet dzieci zamknięte w ośrodkach bez wsparcia rodziny nie radzą sobie z tak trudnym uzależnieniem. W terapii powinno brać czynny udział zarówno dziecko, jak i jego rodzina. Tam rodzice otrzymują instrukcje, jak postępować, jakie wprowadzać zasady i jak umiejętnie wspierać dziecko w walce z nałogiem. Często brutalna prawda wypowiadana przez kogoś zupełnie obcego otwiera świadomość ludzi z problemami. Dlatego warto korzystać z porad psychologów, psychiatrów czy terapeutów. Nie do zaakceptowania jest postawa rodziców, którzy litując się nad dzieckiem, przynoszą na zamknięty oddział narkotyki. Ich motywacją jest to, że dziecko bez tego cierpi. Przemycanie środków odurzających w paście do zębów, cukrze, chipsach i wielu innych produktach dodawało tylko pracy kontrolującym. Takie rzeczy trzeba było przeglądać, sprawdzać, cukier przesypywać i tak dalej. Jednak pomysłowość ludzka nie zna granic i czasami im się udawało coś przemycić. Nie ma nic bardziej dołującego jak najarane towarzystwo, nad którym pracował sztab ludzi. Wyciągnięcie kogokolwiek z nałogu to ciężka Superwizjerze mówiono też o zanieczyszczonej marihuanie, o której również piszę w książce. Sprzedający śmierć na raty myślą tylko o zyskach, a nie o ludzkich tragediach. Od takich mieszanek, które serwują handlarze śmiercią, dzieciaki uzależniają się dużo szybciej. Myślą, że palą trawkę, a palą świństwo, które najpierw niszczy im mózg, a potem inne narządy. Pojęcie lekkich narkotyków już dawno nie istnieje. Z powodu tych mieszanek dzieci odczuwają lęki, mają halucynacje, łatwo wpadają w depresję, mają kłopoty z pamięcią, czasem nawet pojawia się schizofrenia. W momencie, w którym uda im się zerwać z nałogiem, cierpią na schorzenia somatyczne (np. problemy z sercem, wątrobą), mają tiki i szereg innych dolegliwości. Pojawiają się ograniczenia intelektualne. Taki niszczący wpływ, w szczególności na młody organizm, mają narkotyki, leki, dopalacze, alkohol, kleje i mnóstwo innych o podobnym działaniu. Hazard czy seksoholizm to generalnie uzależnienia psychiczne, ale te wymienione wcześniej niszczą człowieka po zdanie z wspomnianego programu:W CO TRZECIEJ RODZINIE ISTNIEJE PROBLEM NARKOTYKÓW!Spodziewalibyście się, że aż tak?Higiena ciała u nastolatków i nie tylkoMłodzi ludzie może tylko z opowiadań wiedzą, jak ciężko wiele lat temu było nam zdobywać niektóre produkty. Ja osobiście dwa lub trzy razy w życiu byłam zmuszona umyć włosy płynem do mycia naczyń, bo nigdzie nie było szamponu. Ale to już przeszłość. Dostępność i różnorodność środków chemicznych, kosmetycznych wręcz zwala z nóg. Są to produkty na każdą kieszeń, bez wyjątku. Niestety, nie wszyscy wykształcili w sobie nawyki higieniczne. Takie rzeczy wynosi się z domu. Kąpiel raz w tygodniu to za mało. U młodych ludzi ma to ogromne znaczenie, ponieważ zachodzą w nich zmiany hormonalne, a wydalany pot przybiera specyficzny zapach. Cóż z tego, że nastolatek weźmie prysznic, jeśli na świeżo umyte ciało założy przepocone ubrania. Niestety, zapaszek będzie wciąż obecny. Już nieraz pisałam, że dzieci potrafią być bardzo okrutne, a w tych sprawach nie bawią się w dyplomację. Upatrzą sobie brudaska, zrobią z niego ofiarę i pastwią się z powodu jego latach swojej młodości obracałam się w grupie dziewcząt, która oceniała wygląd chłopaka po obuwiu, włosach i paznokciach. Jeśli coś w tej sferze było zaniedbane, to delikwent był dla nas przegrany. Zdaję sobie sprawę, że dzisiaj dziewczyny mogą mieć inne kryteria, a zaniedbania higieniczne obejmują obie płcie. Nic nie jest w stanie wytłumaczyć brudasów, tym bardziej że przyczyną jest zwykłe lenistwo. Nie każda szkoła daje możliwość skorzystania z pryszniców po lekcji wychowania fizycznego, ale dzieciaki mają stroje na zmianę, mogą skorzystać z umywalki, zmienić skarpetki, użyć antyperspirantów — i w ten sposób zminimalizować „broń biologiczną”. Trzeba pamiętać, że w przyszłości taki młody człowiek może mieć problemy w kontaktach międzyludzkich, problemy ze znalezieniem pracy lub zwyczajnie nieraz może być zawstydzony przez obcych ludzi. To bardzo przykre doświadczenia. Tutaj apel do rodziców: bądźmy konsekwentni w tej materii, a naszym pociechom będzie się żyło łatwiej. Gorzej, gdy to rodzice nie wykazują potrzeby dbania o higienę, wówczas młodzi ludzie zdani są tylko na chodzi o kwestie zdrowotne, to nie polecam perfumowania intymnych części ciała, idąc na wizytę do ginekologa. Wystarczy umyć się ciepłą wodą. Naturalne zapachy mówią o schorzeniach bądź ich braku. Nie popadajmy z jednej skrajności w drugą, bo przesadne dbanie o higienę niszczy warstwy ochronne skóry, powodując różnego rodzaju alergie. Mamy być czyści, a nie zdezynfekowani. W swojej poprzedniej pracy poznałam dziewczynkę z nerwicą natręctw. Mimo ponagleń personelu, kąpała się zawsze ponad pół godziny, szorując się tak, jakby wyszła co najmniej z kopalni. W ciągu dnia myła ręce chyba ze sto razy, jak w syndromie Lady Makbet. Jej leczenie trwało dwa lata, a objawy ustępowały bardzo wolno. Trudno powiedzieć, czy została wyleczona, bo stała się pełnoletnia i opuściła oddział. W żadną stronę nie należy przesadzać.„Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia” — Opinia pedagoga (1)Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia to opowieść literacka, ale mocno przesiąknięta psychologią. Życie młodych pacjentów ośrodka zamkniętego poznajemy ze wszystkimi szczegółami. Autorka precyzyjnie przedstawia portrety psychologiczne pacjentów, czyniąc z nich niemalże studium indywidualnego przypadku. Książka zaskakuje mnie jako pedagoga — ogromem wiedzy, specjalistycznych objaśnień, komentarzy. Pozwala zrozumieć różne sytuacje, stan młodego, zagubionego człowieka, często zaburzonego na skutek doświadczeń rodzinnych, które okazywały się w wielu przypadkach niemałą traumą. Książkę czyta się lekko pod względem językowym, jest napisana ciekawie, na każdej stronie widać kompetencje psychiatryka to literatura faktu uderzająca stopniem trudności sytuacji życiowych, w jakich znalazły się opisane w książce osób. Zaskakuje to, z czym te dzieci same muszą sobie radzić. Taka osoba jak Autorka, potrafiąca wykazać się konsekwencją, jest dla nich nieocenioną ostoją i wsparciem. Książka nie jest naiwną opowieścią. Podparta jest ogromną praktyką i zasobem informacji. Autorka nie należy do osób, które „dają się wywieść w pole”, jest odporna na manipulacje. To wszystko można wnioskować z lektury książki, która jest niczym poradnik po świecie sztuczek manipulacyjnych młodych ludzi. Możemy się z niej dowiedzieć, jak postępować z dziećmi podobnymi do tych opisanych przez Czesławę Drałus, jeśli napotkamy je na swojej książkę, podziwiam erudycję Autorki, rozsądną empatię i właściwie dobieraną pomoc. Opisy są dalekie od obojętności, ale jednocześnie Autorce nie brakuje profesjonalnego podejścia do swojej pracy. Lektura jest interesująca, można się z niej wiele dowiedzieć o naturze się, że mogłam przeczytać tę książkę i stać się posiadaczką egzemplarza z autografem Autorki. Książka jest LISOWSKA, pedagog szkolny i polonistka, redaktorka miesięcznika „Kraków”Smutne wspomnieniaKażdy człowiek przechowuje w swojej pamięci różne wydarzenia. Niektóre z przykrych doświadczeń z dzieciństwa będą nas czegoś uczyły, być może wzmacniały. Przegrany konkurs czy zawody mogą motywować i pomagać doszlifowywać umiejętności. Oczywiście pojawi się smutek i rozczarowanie, ale przy prawidłowym wsparciu rodziny przeminą. Dzieci prędko zapominają, bo życie toczy się dalej, a drobne przykrości ciągle będą im towarzyszyć. Trauma może pojawić się tam, gdzie wymagania i pretensje rodziców są mocno pierwszy: „Nie martw się! Tym razem się nie udało, ale następnym razem pójdzie dużo lepiej. Razem opracujemy strategię”.Wzmacnianie tak, ale nie drugi: „Nie powiodło się, jak zwykle zawaliłeś. Taki słabeusz z ciebie. Żenada”.To tylko słowa zawiedzionych rodziców. I właśnie te słowa będą skutkowały w dorosłym życiu znacznie poważniejszymi się tak, kiedy młodzi ludzie przeżywają traumy związane na przykład z uzależnieniem rodziców, poważnymi chorobami w rodzinie, molestowaniem, rozstaniem rodziców czy ze śmiercią bliskiej osoby. Mechanizmem obronnym każdego człowieka jest wyparcie. Taki stan pozwala złapać równowagę i w miarę możliwości żyć dalej. Czasami przypadek może sprawić, że demony dzieciństwa powrócą. Psycholodzy twierdzą, że traumę trzeba przepracować. Pierwszym krokiem będzie opowiedzenie o swojej krzywdzie innej osobie. Kolejne to terapia i szukanie grup wsparcia. W takich grupach mamy poczucie przynależności, czujemy, że nie jesteśmy sami, i dowiadujemy się o podobnych przeżyciach innych osób. Ważnym elementem jest akceptacja własnej osoby i świadomość, że winy nie ponosi strona badaczy problemu traumatycznych przeżyć z dzieciństwa dokumentuje zależność między tymi doświadczeniami a chorobami somatycznymi i psychicznych pojawiającymi się w dorosłym życiu (serdecznie polecam książkę Alice Miller Bunt ciała). Mówi się, że syty nie zrozumie głodnego. Przez analogię można powiedzieć, że ktoś, kto nie został nigdy skrzywdzony, nie zrozumie cierpienia osoby obarczonej takim doświadczeniem. Spotkałam w swojej pracy chorego policjanta. Był w trakcie badań, z bardzo ciężkim rozpoznaniem. Nie zostało mu wiele miesięcy życia. Najpierw doszło między nami do sprzeczki z powodu pewnego nieporozumienia, a później do miłej rozmowy i zbudowania zaufania. Opowiedział, że pracował jako oficer śledczy i miał do czynienia z okropnymi zwyrodnialcami. Jedno zdarzenie miało na jego życie przeogromny wpływ. Trzymał w ramionach śliczną jasnowłosą sześciolatkę, która umierała po bestialskim gwałcie. To był twardy i odporny człowiek, ale to zdarzenie złamało go jak kruchą gałązkę. Nie potrafił się po nim pozbierać. Wylądował na urlopie zdrowotnym, a po kilku miesiącach usłyszał diagnozę — rak. Opowiadał i pokazywał zdjęcia swojej wnuczki, blondyneczki, nieco młodszej, ale równie ślicznej jak ofiara gwałtu. Tak bardzo się o nią bał, bał się, że niedługo nie będzie mógł jej chronić. Mówił, że była dla niego odtrutką w tym zdeprawowanym świecie. Zwierzał się, że ta trauma miała tak wielki wpływ na jego życie i zdrowie, że od tamtej pory nie przespał całej nocy. Brakuje słów, by dopowiedzieć coś więcej. Ci, co milczą, chorują bardziej.
\n\n\nja i moja pielegniarka
matko_co_ja_czytam on February 2, 2023: ""Koniec mężczyzn" Christina Sweeney- Baird * Cześć, przyjaciółko. Mam dla Ciebie stras" Agata Kot | recenzentka on Instagram: ""Koniec mężczyzn" Christina Sweeney- Baird * Cześć, przyjaciółko. Pracując w Polsce, Anna zarabiła 650 złotych. Fot. fotolia - royalty free Do Norwegii wyjechała, bo nie satysfakcjonowały ją polskie zarobki. Miało być ,,na chwilę”, trwa od 15 lat. – Chciałabym żyć w Polsce, ale za normalne pieniądze. Póki co, nie jest to możliwe – mówi Anna, pielęgniarka pochodząca z Krakowa. MN: Jak trafiłaś do Norwegii? Razem z mężem podjęliśmy decyzję, że wyjadę, a on do mnie dojedzie. To było w 2001 roku, trochę trwało załatwianie formalności, tak aby wszystko było legalne. Konieczne było otrzymanie wizy i zaproszenia od pracodawcy – bez tego bym nie wyjechała. Przed przyjazdem musiałam chodzić na kurs medyczny oraz językowy, potem zdać w Norwegii egzamin dla pielęgniarek. To zmieniło się po 2004 roku, teraz wystarczy pokazać odpowiedniemu urzędnikowi dyplom i można pracować. Co wtedy skłoniło cię do wyjazdu? Fatalna sytuacja polskich pielęgniarek. Pracowałam w krakowskim szpitalu na teraźniejszym odpowiedniku SOR-u. Dostałam tę pracę zaraz po studiach, wytrzymałam dwa lata. W wyniku strajków dostałyśmy wówczas około stu złotych podwyżki, ale to było wszystko na co mogłyśmy liczyć. Nie chciałam do końca życia mieszkać z rodzicami, stąd decyzja o wyjeździe. Ile wtedy zarabiałaś? 650 złotych na rękę. Miesięcznie. Na pełen etat. Nie miałam szans się za to samodzielnie utrzymać. Wynajem kawalerki kosztował wówczas 500 złotych. Wiesz, ile teraz zarabiają ludzie w twojej branży w Polsce? Niewiele więcej, słyszałam, że 1600 złotych. Moja koleżanka z 30-letnim stażem dostaje dwa tysiące na rękę. Jak wspominasz pierwsze dni w Norwegii? Wiedziałam gdzie jadę, ale pomimo 3-miesięcznego kursu koszmarnie bałam się bariery językowej. Gdzie trafiłaś najpierw? Do domu opieki, jak wszystkie dziewczyny z Polski. Dostałyśmy z Aetatu [przyp. red. Arbeidsmarkedsetaten - była agencja rządowa do walki z bezrobociem] pożyczkę ,,na start" – 10 tysięcy koron. To był rodzaj bonusu, które dostawały wszystkie ,,przyjezdne” pielęgniarki. Musiałyśmy wytrzymać dwa lata, w innym razie musiałybyśmy zwrócić tę kwotę. Obecny pracodawca pomógł mi też załatwić pracę dla męża. Kiedy zapadła decyzja, że nie wracacie? W zasadzie od razu po przyjeździe męża i rozpoczęciu przez niego pracy. To było jeszcze zanim urodziły nam się dzieci. Nie żałujesz tej decyzji? Jestem w Norwegii z moją rodziną, mam przy sobie męża, tutaj wychowują się nasze dzieci. Oboje pracujemy i dobrze nam się żyje. Początkowo chciałam przyjechać, żeby po prostu zarobić. Myślałam, że posiedzimy dwa lata, zgromadzimy środki na mieszkanie i wrócimy. Potoczyło się inaczej. Teraz musiałabym pracować w Polsce około pół roku, by zarobić odpowiednik swojej tutejszej miesięcznej pensji. Na pewno nie żałuję, że wyjechałam. Gdybym miała podjąć tę decyzję jeszcze raz, zrobiłabym to samo. Jak teraz dogadujesz się z pacjentami? Wyczuwasz jakąś barierę, językową czy kulturową? Już nie, choć na początku czułam. Z niektórymi rozmawiałam po angielsku, ale nie każdy przecież zna ten język. Niemniej większość osób była i jest bardzo pozytywnie nastawiona. W ogóle Norwegia jest bardzo otwarta, popatrz ilu jest tu obcokrajowców. Kiedy przyjechałam tu pierwszy raz, tak naprawdę byłam w szoku. Przez tę ilość obcokrajowców, zastanawiałam się, gdzie ja trafiłam. Czy to na pewno Norwegia? Ten kraj zawsze wydawał mi się hermetyczny i zamknięty. Jest jakaś różnica między tym, jak pielęgniarki są traktowane w Polsce i w Norwegii? Ogromna! Niektórzy w Polsce traktują nas z góry. Bywa, że młody lekarz, dopiero co po stażu, wyraźnie obnosi ze swoją wyższością. Zdarza się, że pielęgniarki są traktowane gorzej niż sprzątaczki. W Norwegii większość lekarzy traktuje nas jak swoich kolegów, współpracowników. Przecież tak naprawdę lekarz nie poradziłby sobie bez pielęgniarki. Czy w Norwegii nadal brakuje pielęgniarek do pracy? Cały czas. Największą trudnością jest bariera językowa. Zanim ja przyjechałam, ogłaszali na całą Polskę, że potrzebują pielęgniarek. Mówiłam koleżankom z pracy, że jest taka możliwość i pytałam czy są zainteresowane. W większości przypadków słyszałam: ,,Nie znam języka”, ,,Boję się”, ,,Na stare lata będę się czuła obco za granicą”. Nie przekonałam żadnej. Tylko ja jedna z Krakowa wyjechałam. I nie czujesz się tu obco? Wiadomo, że nigdy nie będę Norweżką, bo do tego stopnia nie identyfikuję się z tym krajem. Jestem Polką, wolałabym mieszkać w Krakowie i pracować w zawodzie. Ale to musiałoby łączyć się z normalnymi zarobkami, bo te nadal są śmieszne. Na pewno nie czuję się gorsza. W twoim środowisku jest wielu Polaków? W pracy w zasadzie nie. Pracuję tylko z jednym Polakiem, którego poznałam już na kursie tuż po przyjeździe. Za to prywatnie znam wielu rodaków. Większość oceniam pozytywnie, choć nie można brać odpowiedzialności za wszystkich, bo niektórzy... wiesz jacy są. Czasami jest mi po prostu wstyd. Nie krytykuję oczywiście tego, jeśli ktoś pracuje na budowie czy sprząta. Dużo mam znajomych, którzy po prostu nie pracują tu w swoich zawodach. Żadna praca nie hańbi. Ale można trafić na różnych ludzi... Co sądzisz o Norwegach? Są bardzo mili, ale trochę zamknięci. Z pewnością nie są tacy wylewni i gościnni, jak my Polacy. Owszem, na przykład kiedy poczęstujesz ich czymś, czują się zobowiązani się odwdzięczyć. Czasami wydaje mi się też, że Norwegowie są strasznie naiwni. Po prostu wierzą każdemu na słowo. Masz też dwójkę dzieci. Po jakiemu rozmawiacie? Tak, w wieku 4 i 10 lat. Od małego tłumaczę im że, jesteśmy Polakami. Oczywiście mieszkamy w Norwegii, pracujemy tu, musimy więc mówić w tym języku, ale bardzo chcę, by moje dzieci znały też polski. Wiem, że dzieci mieszkając tutaj będą pewnie bardziej utożsamiać się z Norwegią niż z Polską. Uważam jednak, że dziecko powinno znać swój język ojczysty. I nie ma „ale”. To może Cię zainteresować Gjelds Monitor to narzędzie do monitorowania Twoich pożyczek i kart kredytowych w Norwegii. Porównanie Twoich rat na tle innych kredytobiorców. Pomocna ocena warunków Twoich pożyczek i kart kredytowych. Refinansuj i oszczędzaj Dowiedz się czy możesz obniżyć wysokość swojej raty za pomocą refinansowania. Ponad 6 500 razy użytkownicy włączyli monitorowanie swojego zadłużenia w Norwegii.
Pielęgniarka/pielęgniarz » Emilia Słomczyńska – Pielęgniarka/pielęgniarz. Emilia Słomczyńska – Pielęgniarka/pielęgniarz
zapytał(a) o 00:19 Czy pielęgniarka może mieć tytuł doktora/profesora? z czystej ciekawości;) Jak tak to jest to dr. nauk medycznych? czy czego? Odpowiedzi EKSPERTnei odpowiedział(a) o 08:18 Oczywiście, że może. Każdy może mieć taki tytuł. nei odpowiedział(a) o 08:30: Zależy na jakim wydziale i z jakiej tematyki robi się doktorat. Na doktorat z n. zdr. łatwiej się dostać. Drugi raz powtarzam, że nie ma czegos takiego jak profesor nauk medycznych, może być doktor nauk medycznych. Tytuł profesora nie ma nic wspólnego z konkretna dziedziną. W takim razie zastanawiam się dlaczego np. na wikipedii wszędzie jest napisane właśnie ''profesor nauk medycznych'';) wystarczy wpisać pierwszego lepszego rektora jakiejś uczelni medycznej.. ''polski lekarz, profesor nauk medycznych'';) nei odpowiedział(a) o 23:13: Bo większość ludzi to idioci, posługujący się nachalnie skrótami myślowymi. Może, nie wnikam;) pielegniarki mają magistra, oczywiście lekarz mógłby być pielęgniarzem, ale to raczej sie nie zdarza, nie schodzi się rangę niżej mogac byś wyżej :D To nie jest ''kolega kolegi'' tylko koleżanka mojej bliskiej kuzynki, z którą rozmawiam praktycznie codziennie;)) I tak, zdawała 2 rozszerzenia i miała tyle punktów (chyba że okłamała moją kuzynkę, ewentualnie kuzynka mnie, ale z pewnością tak nie było).. Składała na pielęgni i na jakąś tam inżynierię na polibudzie.. Dostała się tu i tu, ale wybrała pielęgniarstwo, było bodajże 2 czy 3 na liście.. Nie wiem dlaczego nie wybrała lekarskiego, może dla mniej kasa to nie wszystko, albo może chce później zrobić jakiś drugi kierunek, nie wiem i jakoś mnie to specjalnie nie interesuje;) I jak nie chcesz to nie musisz wierzyć, nie po to tu to piszę;)) Z resztą dziewczyna ode mnie ze szkoły też zdawała biolę i fizykę na rozszerzeniu i też miała dużo, a idzie na fizjoterapię do Krakowa;)) Uważasz, że ktoś się myli? lub

Flirtujesz z ta pielegniarka! You're flirting with that nurse. A Eva nie jest pielegniarka. And also, Eva's not a nurse. Register. Display more examples. Suggest an example. Translations in context of "pielegniarka" in Polish-English from Reverso Context: pielęgniarka, pielęgniarką, pielęgniarka powiedziała, lekarz lub pielęgniarka

Steve’owi, z wyrazami szacunku i miłości. ZawszeCo się stało, to się nie Makbet** William Shakespeare, Tragedie i kroniki, przeł. Stanisław Barańczak, Znak, Kraków 2013, s. Hospital, Derbyshire, maj 2015 rokuW nowym miejscu jest zbyt cicho. Zero muzyki, żadnego gwaru w tle. Młody człowiek usiłuje otworzyć usta i poprosić kogoś, żeby włączył radio, ale mięśnie twarzy nie poddają się jego woli. Może oczywiście oddychać, dysponuje też słuchem, lecz nie jest w stanie się poruszać ani mówić. Nie daje też rady podnieść powiek. Czyjś męski głos, należący zapewne do lekarza, informuje go, że został wybudzony ze śpiączki farmakologicznej i przeniesiony z oddziału intensywnej opieki na oddział intensywnego nadzoru. Oprócz ciszy w tym nieznanym pomieszczeniu zalega także gęsta wilgoć. Chciałby, żeby pielęgniarka zsunęła się przypomnieć sobie jakiś element dotychczasowego życia, cokolwiek, ale uniemożliwia mu to mgła spowijająca jego umysł. Podejmuje kolejną bezskuteczną próbę poruszenia kończynami. Wciąga nosem powietrze – i czuje znajomy zapach. „To pielęgniarka” – myśli. Pachnie cynamonem i zwykle rozmawia z nim, za co jest jej wdzięczny. Inni nigdy tego nie robią, w milczeniu wykonują swoje obowiązki i zaczyna się krzątać przy łóżku, ale nic nie mówi. Dawno temu matka mężczyzny też pachniała cynamonem. Jego zmysły i podświadomość przenoszą się na inną płaszczyznę czasową. Powracają poszatkowane wspomnienia. Matka przyszła go odwiedzić – wcześniej, kiedy leżał na OIOM-ie – i powiedziała mu coś, czego, jak sądziła, i tak nie usłyszał. Uważała, że syn się nie uszu. Będzie wiedział, kto jest w sali, dopiero kiedy ta osoba się brzmiały słowa matki? Na pewno zachowały się w pamięci i wkrótce do niego powrócą, jest o tym z wysiłku umysłowego i zamiast tego poddaje się senności. Z ulgą przyjmuje ciężką kotarę, która jak zasłona w oknie powoli zaczyna się nasuwać na jego świadomość. Przed zaciągnięciem drugiej powstrzymuje go jedynie zapach cynamonu. Nagle rozlega się czyjś głos.– rozpoznaje tembru, nie potrafi zdecydować, kto mówił, mężczyzna czy kobieta, nabiera wątpliwości co do zapachu i czuje, jak narasta w nim panika. Coś jest bardzo nie w chwile jego istnienia łączą się i zmieniają jak w kalejdoskopie. Widzi swoją żonę, widzi napiętą skórę na jej zaokrąglonym brzuchu i ciemną, półprzejrzystą ze szczęścia twarz, i gdy uchodzi z niego życie, uzmysławia sobie, że cały trud odkrywania prawdy był na zasuniętymi zasłonami nie ma nawet szpary, przez którą mogłoby zajrzeć grudnia 2015 rokuRozglądam się po sali rozpraw i zatrzymuję spojrzenie na swoim mężu. Jestem pogodzona z faktem, że życie, jakie wiodłam, dobiegło końca. Pomimo jego miłości – albo może właśnie z jej na kobietę, która za chwilę odczyta wyrok. Jest drobna, ładna i z całą pewnością zbyt młoda, aby być sędzią. W trakcie posiedzenia na jej twarzy malowały się rozmaite emocje: dobrze skrywane zniesmaczenie tym, do czego się przyznałam, rozdrażnienie, że nie podałam powodu, dla którego to zrobiłam, oraz smutek na widok żony i dziecka ofiary. Dziś jednak dostrzegam również odrobinę współczucia. Skończyły się pytania, które mogłaby mi zadać. Przyznałam się do zamordowania Abe’a Duncana. Koniec wysoko osadzone okna wpada promień zimowego słońca i ląduje na lewym policzku sędzi, która pochyla się do przodu i w tej samej chwili zza kołnierzyka jej białej jedwabnej bluzki wysuwa się srebrny krzyżyk na łańcuszku. Zastanawiam się, czy wolno jej tutaj nosić symbol wiary. Sędzia podnosi dłoń i szybko chowa wisiorek. Każde z nas czuje czasem potrzebę podzielenia się następstwami swoich wzrok z powrotem na męża. Nie mogę znieść jego bólu, będącego zarazem odbiciem i wzmocnieniem mojego był przy mnie. jest wypełniona do granic możliwości. Spoglądam na siedzącego wśród publiczności mężczyznę, który bacznie i dociekliwie się we mnie wpatruje. Ma smagłą skórę, a na sobie rozpiętą grubą kurtkę z logo North Face; musi być mu gorąco. Przyglądam mu się przez kilka chwil, po czym ponownie skupiam uwagę na postępowanie, opowiada o zbrodni, o mojej premedytacji i bezduszności, moim przyznaniu się do winy, wodząc ciemnymi inteligentnymi oczami po zatłoczonej sali rozpraw. Kończy monolog nawiązaniem do cierpienia, którego przysporzyłam żonie i rodzinie Abe’a Duncana. Rodzice Abe’a nie przyszli na posiedzenie sądu – za to jedno jestem to niemal z marca 2016 rokuTrzy miesiące w więzieniu. Monotonia, rutyna i niejednoznacznie przyjemny brak wolności okazują się zaskakującymi zaletami życia w zakładzie karnym. Jest za to mnóstwo czasu na przemyślenia i rozrachunki. Terapeuta zachęca mnie do obu tych rzeczy, ale nasze sesje są męczące, ponieważ najwięcej energii wkładam w unikanie odpowiedzi na pytania. Wiem, jak bardzo go to irytuje. Wyczuwa – tak jak sędzia podczas posiedzenia – że nie mówię wszystkiego. Trudno, to pozostanie we mnie. Jestem tu, gdzie powinnam być. Gdzie chcę być. Trafiłam do miejsca, na które wstaję i podchodzę do przeciwległej ściany niewielkiej zamkniętych drzwi dolatuje do mnie szelest roznoszonej na moim piętrze poczty. Od kiedy się tu znalazłam, pisze do mnie wiele różnych ludzi pragnących korespondować z osobą odbywającą karę za zamka.– Rose, list do ciebie – mówi strażnik.– mi grubą kopertę. Kiedy zamyka drzwi i przekręca klucz, jak zwykle coś odrobinę ściska mnie w żołądku, mimo że jakaś część mnie – spora część – odczuwa ulgę, że przebywam w na wąskim łóżku i otwieram list. Widzę pierwszą linijkę i myślę, że nie, nie będę tego dalej czytać. A jednak to Pani Marlowe,nazywam się Theo Hazel. Jestem powieściopisarzem oraz autorem książek z kategorii literatury faktu. Śledziłem Pani sprawę z wielkim zainteresowaniem i muszę przyznać, że bardzo mnie na koncie kilka niebeletrystycznych opowieści o kobietach, które zostały skazane za morderstwo i osadzone w zakładach karnych – między innymi dlatego zwróciłem uwagę na Pani spotkałbym się z Panią i wysłuchał, co ma Pani do powiedzenia. Chciałbym po prostu – mówiąc zupełnie otwarcie – opisać Pani koniec Theo Hazel wymienia pięć swoich publikacji. Trzy z nich należą do literatury faktu. Tytuł jednej sprawia, że kąciki moich ust delikatnie się unoszą, chociaż dawno odwykłam od uśmiechu. Jestem zaciekawiona, ale pomimo instynktownej sympatii do tego człowieka nie ma mowy, żebym się z nim spotkała. To nie wchodzi w list jest zajmujący, przyznaję, Theo Hazel to niewątpliwie erudyta. Wymienia wiele szczegółów ze swojego życia; wiem, że chodzi mu o zdobycie mojego zaufania. Pomiędzy przedostatnią a ostatnią stronę wsunął zdjęcie. Może to po prostu kolejny maniak?Przyglądam się jego wizerunkowi. Ciemne, dosyć długie włosy muskające kołnierzyk kremowej koszuli. Zapięta czarna kurtka z logo North Face. Powiedziałabym, że jest mniej więcej w moim wieku, może trochę młodszy. Tak, nieco młodszy – uznaję po krótkim zastanowieniu. Jestem dobra w odgadywaniu tego, ile kto ma lat. Myślę, że to cecha wielu lekarzy; wyrabiamy ją w sobie, spoglądając na daty urodzenia pacjentów, a potem przenosząc wzrok na ich oblicza. Daję Hazelowi czterdzieści cztery, może czterdzieści pięć lat, a więc trzy–cztery lata mniej ode cera. Skądś znam tę twarz. Szukam w pamięci. Mężczyzna siedzący wśród publiczności tamtego dnia, kiedy ogłaszano on. Jestem tego jego plecami widać kościół, a w lewym dolnym rogu nagrobek. Bliżej krawędzi kadru znajduje się cyfrowy stempel z datą i godziną. Zdjęcie zrobiono w zeszłym tygodniu. Ponownie czytam cały list, tym razem mając przed oczami postać ostatnim czasie zaczęłam uczyć podstaw biologii grupę więźniarek chętnych, by się dokształcić. Oprócz tego, że mogę przekazywać wiedzę – co bardzo mnie cieszy – mam okazję często bywać w więziennej bibliotece i korzystać ze stojącego tam że przy najbliższej sposobności wygugluję Theo marca 2016 rokuSiedzę na brzegu łóżka i myślę o liście Theo Hazela, ale umysł podsuwa mi obraz żony Abe’a i ich dziecka w sali rozpraw. Znam imię dziecka i usiłuję je zapomnieć. Czuję się, jakby ktoś walił młotem w mojej się do przodu i wbijam spojrzenie w niebieską podłogę celi. Nie będę potrafiła żyć z tym, co się wydarzyło. Ale jaki mam wybór? Nie żyć z tym? Brakuje mi do tego odwagi, mimo że przecież wiem, co się dzieje w moim boję się śmierci, ale nie potrafiłabym jej na siebie mnie potworne poczucie winy. Po południu zawsze jest gorzej – wtedy chcę spać, wtedy nie chcę istnieć. To samo od lat, nie dopiero od śmierci Abe’a zmarł o dwudziestej pierwszej pięćdziesiąt. Ta godzina – jak zresztą w ogóle przebieg tamtego dnia – wyryła się w mojej duszy. Gdy Abe’a przywieziono na OIOM, miałam za sobą cztery lata pracy na oddziale, a mój mąż anestezjolog dwa razy tyle, z tym że w przeciwieństwie do mnie na pełnym etacie. Abe’a przyjęto akurat wtedy, kiedy byłam na jednodniowym urlopie, i gdy w końcu przyszłam na dyżur, trafiłam na jedne z nielicznych odwiedzin jego matki – nie wiem, która z nas była bardziej się w namalowany w połowie wysokości ściany i biegnący dokoła celi denerwujący czerwony pas, będący przedłużeniem wystroju więziennych pobyt tutaj jest karą za wszystko, nie tylko za Abe’ się na łóżku, wsuwam nogi pod cienką kołdrę i podciągam ją pod samą brodę. Zamykam oczy, obracam się na bok i przyjmuję pozycję embrionalną. Moje myśli wypełnia Abe. Umieszczam dłonie między udami, wbijam paznokcie w ciało i po chwili czuję pieczenie przebitej skóry. Słone łzy szczypią w się dźwięk dzwonka oznaczającego początek czasu wolnego. Będzie można wyjść z celi. Czekam na pukanie do drzwi. Otworzono je, zanim zabrzmiał sygnał. Nie przepadam za czasem wolnym, ale lubię, gdy zjawia się moja przyjaciółka Cathy. Widzę, że kręci się na korytarzu; musiałam ściągnąć ją nas łączy poza tym, że obie odsiadujemy wyrok? Terapeuta uważa, że brak wyrzutów sumienia. Myli się, i to studiowałam medycynę, a potem pracowałam jako pielęgniarka, nigdy nie pociągały mnie tajniki psychiatrii i dopiero po śmierci Abe’a zaczęłam intensywnie zgłębiać mechanizmy umysłu, zarówno własnego, jak i innych ludzi – choćby to, jak potrafi się wyłączyć lub sam siebie uczynić z człowieka kogoś zupełnie innego.– Cześć. – Cathy wchodzi do mojej celi. – Dzień kołdry?Milczę, ale wiem, że w końcu będę musiała się mina jest całkowicie obojętna, co jednak nie oznacza, że Cathy nic nie czuje. Po prostu Cathy i jej emocje są jak dwa osobne byty. Jakaś drobna część mojej przyjaciółki pojmuje, jakim złem było pozostawienie trójki dzieci w domu bez opieki i wyjazd na wakacje; do innej, znacznie większej części, kompletnie to nie dociera. Jakby istniały dwie różne pewnego czasu staram się zrozumieć, dlaczego odsłania przede mną ten aspekt swojej osobowości. Może uznała, że jesteśmy do siebie podobne, i zadziałało poczucie koleżeństwa – tak myślałam na początku, ale potem przekonałam się, że to się do uśmiechu.– Od razu lepiej – mówi Cathy i reaguje typowym dla siebie nieznacznym grymasem. – Jak będziesz cały czas leżała w łóżku, Don nafaszeruje cię pigułami pękającą z bólu głowę i siadam. Nie dam rady się śmiać.– Przynajmniej będzie miał spokój. – Naprawdę tak myślę. Odnoszę wrażenie, że mój terapeuta za mną nie przepada. Pewnie zgasła, otępiała od antydepresantów Rose byłaby mu bardziej na poważnieje. Odpycha mnie delikatnie, żebym się przesunęła i żeby mogła położyć się obok. Taka zażyłość jest dla niej nietypowa, dlatego znów zaczynam się zastanawiać, czym właściwie ją przyciągam – i jak zwykle, nie podoba mi się pomimo tego, kim naprawdę jest Cathy – a raczej czym jest większa część jej osobowości – lubię tę jej stronę, którą odsłania jedynie przede mną; albo którą tylko ja na ironię moja przenikliwość objawiła się dopiero w więzieniu.– Powinnaś porozmawiać raczej ze swoim mężem – mówi Cathy, moszcząc się pod jest o wiele za małe dla nas w mojej głowie przechodzi w miarowo narastające i cichnące poświęcenia mąż, dobry człowiek. Mężczyzna, który mnie uratował – i w końcu wraca do swojej celi. Godzinę później otwiera się okienko w drzwiach.– Rose, widzenie – odzywa się na kalendarz – dziś nie wypada wizyta męża – i przypominam sobie, że zgodziłam się spotkać z matką. Zaskoczyła mnie swoją prośbą; nie widziałyśmy się od ponad dwudziestu lat.– Nie słyszałaś? – mówi, obracając klucz w zamku. – Przyszła twoja matka, Marion Trahern.– i wychodzę na świeżo odnowiony korytarz. Ruszam za strażnikiem, trzymając się krok za nim. Prowadzi mnie do pokoju widzeń – do obszernym wnętrzu stoi około dwudziestu stolików – matka zajęła miejsce akurat przy tym, przy którym zwykle siada mój mąż, gdy mnie odwiedza. Przegląda się w lusterku w puderniczce i zauważa mnie, dopiero kiedy jestem dwa metry od niej. Podnosi wzrok i widzę na jej twarzy niszczące działanie czasu – bez wątpienia ona dostrzega to samo na mojej. Przychodzi mi do głowy niechciana refleksja o tym, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne. Co ona tu robi? Może mój mąż ją poprosił, żeby przyszła? Nie, nie spodziewałabym się tego po nim.– Witaj, Rose – chwilę mam wrażenie, że będzie chciała uścisnąć mi dłoń, i na moich ustach pojawia się kpiący uśmieszek. Minęło tak dużo czasu. Piąty lipca dziewięćdziesiątego drugiego. Nigdy nie zapomnę tej daty. W spontanicznym odruchu i na fali radości z planowanego ślubu postanowiłam mimo wszystko odwiedzić matkę, aby osobiście jej o tym powiedzieć. Otworzyła mi obca osoba. Dopiero po kilku telefonach udało mi się ustalić, że matka się wyprowadziła. Kiedy w końcu udałam się pod nowy adres, pod którym zamieszkała razem z moim bratem, przez dobre dziesięć minut stałam pod budynkiem i zachodziłam w głowę, jakim cudem było ją stać na dom w eleganckiej części West Bridgford. Spotkanie się nie udało; pokłóciłyśmy się, ale o co konkretnie – tego już nie pamiętam. Nadal czułam ból, a ona wciąż stanowczo twierdziła, że jestem wszystkiemu winna. Moja niezapowiedziana wizyta zakończyła się kompletnym fiaskiem, co zresztą od początku było do mnie w głowie. Odsuwam krzesło, siadam.– Co za niespodzianka. – Zaczynam skubać skórkę przy paznokciu na usiłuje nie patrzeć na moje dłonie.– Nie bądź taka, Rose.– Dobrze odwzajemnia komplementu.– Przepraszam, że przychodzę dopiero teraz.– Nie było cię nawet na posiedzeniu sądu. – Splatam dłonie. Staram się do mnie rękę. Nie reaguję, nie ruszam się.– Nie powinni byli cię tu zamykać – się, żeby ją dotknąć, podjąć próbę pogodzenia się z nią, bo już nie mogę znieść tego nieustającego konfliktu wszystkiego ze wszystkim. Ale wtedy dodaje:– Zawsze byłaś lekko niezrównoważona, Rose. Trzeba było pozwolić adwokatowi złożyć wniosek o uznanie cię za pokojowa kończy się niepowodzeniem. Moja dłoń wraca na kolano.– Niezrównoważona? Lepiej popatrz na spojrzenie skacze po stolikach.– Jak zawsze drażliwa. Ten twój charakterek…– A niby jaka mam być? Nie widziałyśmy się ponad dwadzieścia lat.– Czyja to wina? – Mówi ze wzrokiem utkwionym w ścianie.– Nadal dla niego pracowałaś.– Bo potrzebowałam pracy.– Mogłaś się zatrudnić jako sprzątaczka, nie wiem, gdziekolwiek. – Przyglądam się płaszczowi, który przewiesiła przez oparcie krzesła. Jaeger. Od kiedy nosi tę markę? Pewnie zaczęła wtedy, kiedy przeprowadziła się do nowego domu.– O co ci chodzi, Rose? Czuję się tak, jakbyś mnie osądzała. Przecież nie zrobiłam nic złego.– Na pewno?Odsuwa krzesło – płaszcz spada na podłogę – ale nie wstaje.– To ty zerwałaś kontakt ze mną i ze swoim bratem.– Nie odezwał się do mnie, od kiedy to się wydarzyło… zresztą wcześniej też milczał.– Chciałaś powiedzieć: od kiedy odebrałaś życie niewinnemu człowiekowi? – Dopiero teraz wstaje. – Nie byłaś wtedy zdrowa na umyśle. – Wkłada płaszcz. – Wiedziałam, że ta rozmowa nic nie da. Przyjdę innego dnia, kiedy już się uspokoisz. – Milknie na chwilę. – Przykro mi, Rose.– Z jakiego powodu? Że nie pomogłaś mi tamtej nocy? Że nie było cię przy mnie, gdy najbardziej cię potrzebowałam?– Obwiniasz wszystkich poza sobą. – Nabiera powietrza. – Zabiłaś człowieka. Wciąż nie rozumiem, dlaczego to odpowiadam. Nie ma sensu. Patrzę za nią, jak szybkim krokiem zmierza do wyjścia, a potem zerkam na krwawiącą rankę po wyskubanej skórce przy paznokciu na lewym marca 2016 rokuSiedzę przy niewielkim biurku ustawionym pod boczną ścianą celi. Przede mną leży list od Belli Bliss. Bella studiuje filologię angielską na Uniwersytecie Manchesterskim i specjalizuje się w literaturze. Upatruję jakiegoś szczególnego znaczenia w fakcie, że odezwała się do mnie krótko po tym, jak nawiązał ze mną kontakt pisarz Theo Hazel. Tak to już jest w zamknięciu, że człowiek stara się dostrzegać współzależności tam, gdzie w gruncie rzeczy ich nie zgoda na widzenie z Bellą Bliss wynika, jak sądzę, z poczucia samotności. Zapewne jest także próbą odreagowania zaskakującej – i zakończonej porażką, jak zresztą należało się spodziewać – wizyty matki przed dwoma dniami. Bella zbiera materiały do dysertacji na temat utworów beletrystycznych, których główne bohaterki są morderczyniami. W jej liście – tak jak wcześniej w liście Theo – nie znalazłam nic, co mogłoby wskazywać na podejrzany stan umysłu autorki, dlatego wiedziona własnym chwilowym obłędem przystałam na propozycję rozmowy. Jedyną osobą, która mnie odwiedza, jest mój mąż. Raz spotkała się ze mną para współlokatorów z czasów studiów – podziękowałam im za wysiłek, ale poprosiłam, żeby już więcej do mnie nie przyjeżdżali. Nie mogłam znieść ich litości i puka do drzwi celi i je otwiera.– Zmiana planów – oznajmia. – Bella Bliss już tu jest. Ale oprócz niej przyszła komisarz.– Komisarz?– Alison Greenwood. Czeka na ciebie tam, gdzie spotykasz się z mnie, żeby zapytać, czy mam cokolwiek do powiedzenia na temat tego, komu wolno ze mną rozmawiać, ale to chyba nie najlepszy pomysł, dlatego nawet nie dociekam, o co do pokoju widzeń idę więc najpierw do pokoju terapii niewielkim oknie stoi wysoka kobieta. Komisarz Alison Greenwood. Ma proste, krótko i idealnie równo obcięte jasnorude włosy – niewymagająca dużo zachodu i nieodwracająca uwagi od pracy fryzura. Komisarz wita mnie szerokim uśmiechem. Pomimo niespodziewanych okoliczności od razu czuję do niej sympatię. Ma uczciwą twarz.– Pani Marlowe, dziękuję, że zgodziła się pani ze mną pomówić. Miło mi panią milczeniem fakt, że nie miałam wyboru; przecież dobrze o tym wie.– Mnie też jest miło, pani notes z kieszeni, zdejmuje płaszcz, wiesza go na oparciu krzesła i siada, gestem zachęcając mnie do tego samego.– Pragnę zaznaczyć, że nasze spotkanie ma charakter nieformalny. Z dużym zaciekawieniem śledziłam pani sprawę. – Na chwilę zawiesza głos. – Nie będę owijała w bawełnę. Otóż doszły mnie słuchy, że na początku lat dziewięćdziesiątych była pani w związku z Danielem Deane’em, ojcem Abe’a Duncana. – Spogląda mi w oczy. – Nie przypominam sobie, aby była o tym mowa podczas posiedzenia zaczynam skubać skórkę przy paznokciu na kciuku. Greenwood wzdryga się na widok kropelki krwi wypływającej z rany.– To nie miało znaczenia dla sprawy.– Jestem innego zdania.– Po co pani przyszła, pani komisarz?– Chcę się dowiedzieć, czym właściwie była Mount Clinic w Nottingham, z którą Daniel Deane był związany w latach dziewięćdziesiątych, a zatem w tym samym czasie, kiedy pracował jako dyrektor prywatnego szpitala Bluefields. Byłabym wdzięczna za wszelkie informacje na temat Mount Clinic oraz Daniela Deane’a z okresu, w którym… – przerywa na moment; jej mina świadczy o tym, jak bardzo jest to dla niej przykre – coś państwa wyrzuceniu tego z siebie sprawia wrażenie bardziej odprężonej. Rozsiada się wygodniej. Poprawia obcisłą brązową spódnicę; nie wygląda na kobietę gustującą w spódnicach – być może noszenie jej jest wyrazem buntu w zdominowanej przez mężczyzn policji.– Nie słyszałam o Mount Clinic. – Przypatruję się harmonijnym rysom jej twarzy. – Obawiam się, że nie zdołam pani pomóc. Przykro Greenwood usiłuje stłumić pełne rozdrażnienia westchnienie.– Staram się odnaleźć dokumenty i notatki, które sporządzono, gdy w styczniu dziewięćdziesiątego drugiego przyjmowano panią do szpitala Bluefields. Powinna była pani wspomnieć o tym sędzi podczas posiedzenia. Albo przynajmniej podzielić się wiedzą ze swoim obrońcą. – Nabiera powietrza. – Niewykluczone, że te okoliczności wpłynęłyby łagodząco na głowę.– Domyślam się, że dokumenty zaginęły.– Owszem, ale okazuje się, że w ogóle brakuje wielu papierów z tamtego okresu, nie tylko pani. W tamtym czasie studiowała pani medycynę; prosiła pani o wgląd w nie?– Tak. Wszystko było w Czy przed pobytem, w jego trakcie lub po nim miała pani jakiekolwiek zastrzeżenia co do Bluefields?– Nie. Oczywiście, że niezupełnie prawda. Pod koniec miałam pewne obawy i wątpliwości, ale nie dotyczyły one samego szpitala.– Proszę wybaczyć, pani komisarz, ale nie mam pani nic do zamyka notes i przeczesuje palcami swoje starannie ułożone włosy.– Odebrała pani życie niewinnemu człowiekowi. Dlaczego? – Wpatruje się we mnie bacznym zabarykadować się przed nią we własnym umyśle. Dobrze, że to nie ona prowadziła moją sprawę, bo ma intuicję, której z pewnością zabrakło śledczym. Myślę o Deane’ach i czuję, jak na całe moje ciało występuje zimny pot. Strasznie tu gorąco.– Poznała pani matkę Abe’a, żonę Daniela Deane’a, dopiero kiedy przyszła w odwiedziny do leżącego w Queen’s Hospital syna – mówi Greenwood. – Zgadza się?Odruchowo kładę dłoń na brzuchu. Nadal czuję tępy ból.– Tak. Nie spotkałyśmy się odsuwa krzesło i wstaje.– Czy w okresie spędzonym z Danielem Deane’em poznała pani jego znajomych? Kogoś, z kim moglibyśmy się skontaktować w związku ze śledztwem?Myślę o ludziach sprzed ponad dwudziestu lat. Nie mogę podać Greenwood ich nazwisk, ponieważ to wszystko powróci – we mnie i dokoła mnie. Myślę o mężu. chwili sama też wstaję.– Nie, nikogo sobie nie przypominam. – Przyglądam się wierzy do drzwi, otwiera je, ale się odwraca.– Czy jest coś, co chciałaby mi pani powiedzieć w zaufaniu?– Nie, ale dziękuję za skinieniem głową i wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Słyszę, jak strażnik przekręca klucz w zamku. Stuk obcasów pani komisarz odbija się echem w korytarzu. Osuwam się na krzesło, zerkam na wiszący na ścianie cyfrowy zegar i czekam, aż strażnik zaprowadzi mnie na spotkanie z Bellą roztrzęsiona po rozmowie z Alison Greenwood, zwłaszcza po tym, jak komisarz wspomniała o szpitalu w Nottingham, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Na szczęście strażnik wrócił po mnie dopiero po półgodzinie i mogłam wykorzystać ten czas, żeby się pozbierać. Kiedy przekręca klucz w zamku, otwiera drzwi i mówi, że przyszedł mnie zabrać do pokoju widzeń, jestem już znacznie mnie do stolika, przy którym siedzi Bella Bliss. Ma bardzo lśniące ciemnobrązowe włosy i jest ubrana w bluzę z nazwą swojej uczelni na plecach. Niepotrzebnie zgodziłam się na tę rozmowę; Cathy mówiła to bliżej. Bella odwraca się i rozpoznaje mnie. Jej ujmująca buzia o alabastrowych policzkach rozświetla się różowością, a w uderzająco pięknych fioletowych oczach pojawia się błysk ożywienia. Mimo to widzę, że jest zdenerwowana. Postanawiam, że nie będę rzucała jej kłód pod nogi, chociaż jeszcze nie wiem, czego właściwie ode mnie chce. Przekonam się. Na stoliku leżą notatnik A4 i starannie uporządkowana lista pytań.– Witaj, Bello – mówię, siadając. – Wybacz, że musiałaś czekać. Miałam pracowite popołudnie. – Uśmiecham się. – To trochę paradoksalne, zważywszy na moją sytuację, nie sądzisz? – Chcę przełamać lody, bo Bella naprawdę wygląda na przerażoną.– Dziękuję, że zechciała się pani ze mną spotkać. – Niemal słyszę, jak oddycha z ulgą. – Bałam się, że pani jej uprzejmy uśmiech. Dziewczyna jest młoda, ma mniej więcej tyle lat co ja, kiedy poznałam Daniela Deane’a. Przyglądam się jej twarzy.– Nie ma sprawy. Choć nie wiem, na ile zdołam policzkach Belli rozlewa się rumieniec.– W każdym razie postaram się – pocieszam spogląda na swoją listę.– Może na początek zapytasz po prostu o pierwszą rzecz, która przychodzi ci do głowy? Dla rozluźnienia na mnie wzrok.– Pani Marlowe…– Mówmy sobie po imieniu.– Rose… Nie przyszłam w sprawie dysertacji.– O. – Hm. Może to jednak wariatka. Zerkam na strażnika i wychwytuję jego mnie.– W takim razie co cię tu sprowadza?Wierci się na krześle.– Coś innego. Ale nie chciałam pisać o tym w że przeżywa katusze, i robi mi się jej szkoda bez względu na powód wizyty.– Chodzi o mojego brata. Jest w związku z osobą, którą jak sądzę, możesz znać z dawnych że tego się nie spodziewałam.– Kim jest ta osoba?– Nazywa się Ed chwilę robi mi się ciemno przed oczami. Jestem pewna, że gdybym spojrzała w dół, na jasnoniebieskiej podłodze pokoju widzeń zobaczyłabym swoje bijące serce. Nazwisko, które padło z ust Belli, nadal, po tylu latach, wytrąca mnie z równowagi. Nie odpowiadam. Nie jestem w stanie.– Opowiedział mojemu bratu o… pewnej rzeczy. Mojego brata dobijała świadomość, że będzie musiał zachować to dla siebie, więc podzielił się tym ze mną. – Wpatruje się w notatnik. – Żałuję, że to zrobił. – Jej szczere oczy zachodzą łzami. – Chciałam, żebyś wiedziała.– O czym? – Zżera mnie potworna znów zaczyna się wiercić. Po chwili odsuwa krzesło.– Nie, proszę, nie idź jeszcze. – Pochylam się nad blatem i dotykam notatnika. – Jestem ci wdzięczna za to, że postanowiłaś się ze mną spotkać. To, o czym opowiedział ci brat, musi być ważne…– Niepotrzebnie przychodziłam.– Muszę wiedzieć, o co chodzi… Przyrzekam ci, że to zostanie między zamyka notatnik i chowa go do plecaka, ale potem przysuwa krzesło i kładzie ręce tam, gdzie przed chwilą leżał zeszyt. Odzywa się tak cicho, że z trudem wychwytuję słowa:– Twoja mama… – Urywa i gwałtownie nabiera powietrza. – Przepraszam, ale nie mogę nic więcej powiedzieć.– Na jej twarzy stanowczość miesza się ze złością.– Zrobiłaś coś strasznego. Ale musisz wiedzieć, że… że zrobiono… – Odwraca się, zbiera się do wizyta wiele ją kosztowała. Nie chcę, żeby miała kłopoty – jeżeli w nie wpadnie, to nie z mojego powodu.– Możesz powiedzieć, komu chcesz. Jest mi to już obojętne. Brat i ja jakoś sobie poradzimy.– Będę milczała – zapewniam i spoglądam jej w oczy. Widzę, że nie piśnie ani słowa więcej, ale nie musi: zdradziła wystarczająco dużo. – Moja matka coś wie?Zakłada plecak na ramię.– Tak mi się uczucie, które nie odstępowało mnie ostatniego dnia życia Abe’a. Mój żołądek kurczy się do rozmiarów mi się wykręcić od spotkania z terapeutą; wymówiłam się migreną i nie skłamałam – rzeczywiście ją mam. Odwiedziny Belli, a wcześniej Alison Greenwood, wywołały we mnie poczucie głębokiego zobaczyłam się z Bellą, odpisałam Theo Hazelowi, że nie zgadzam się na widzenie z nim, ale teraz, po powrocie do celi, postanawiam cofnąć tę się skupić na tym, jak to ująć w drugim liście. Zanim Theo zajął się pisarstwem, był dziennikarzem, i to chyba dosyć dobrym, jeśli sądzić po nieustępliwości, z jaką prowadzi dociekania w swoich niebeletrystycznych książkach. Z licznych recenzji wynika, że skrupulatnie gromadzi materiały i umiejętnie włada piórem. Udało mu się odkryć sporo nieznanych faktów na temat osób z przeszłości; jednym udowodnił ich zbrodnie, inne oczyścił z zarzutów. Boję się, że straciłam okazję porozmawiania z nim. Muszę sprawić, by jednak zechciał mnie odwiedzić, bo myślę, że mógłby mi pomóc. Wpatruję się w ścianę, odchylam się na krześle i dotykam prawej piersi. Po raz pierwszy od lat odnajduję w sobie mi nawet przez myśl, żeby umówić się na wizytę u więziennego zwabić Theo Hazela? Zależy mu na dobrym temacie. Chce ożywić swoją karierę. To właściwie wszystko, co o nim go skusić swoją opowieścią, dać mu do zrozumienia, że jestem gotowa całkowicie się przed nim otworzyć. No, prawie całkowicie. Liczę, że pomoże mi odkryć, czy to, co usłyszałam od Belli, jest spisywać dla niego swoją spotkanie z Danielem Deane’em w restauracji w dziewięćdziesiątego pierwszego. Dzień, w którym zakochałam się po część dostępna w wersji pełnejSpis treści:OkładkaKarta tytułowaPrologRozdział 1Rozdział 2Rozdział 3Rozdział 4Rozdział 5Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34 Rozdział 35 Rozdział 36 Rozdział 37 Rozdział 38 Rozdział 39 Rozdział 40 Rozdział 41 Rozdział 42 Rozdział 43 Rozdział 44 Rozdział 45 Rozdział 46 Rozdział 47 Rozdział 48 Rozdział 49 Tytuł oryginału: The NurseCopyright © 2021 by J. A. CorriganAll rights for the Polish edition © by Burda Media Polska Sp. z 202202-674 Warszawa, ul. Marynarska 15Dział handlowy: tel. 22 360 38 42Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 360 37 77Redaktorka prowadząca: Małgorzata HlalTłumaczenie: Jacek ŻuławnikRedakcja i korekta: okładki: Aaron MundayZdjęcie na okładce: © Eduardo Manzana / Arcangel ImagesAdaptacja okładki: Paweł Panczakiewicz / PANCZAKIEWICZ ART. DESIGNISBN 978-83-8251-257-1Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw zlecenie przygotowała Katarzyna Rek Ale moje nawracające infekcje ucha były wyniszczające poza to, co dziecko takie jak ja mogło tolerować. Poza wszystkim nienawidziłem piętna bycia chorym dzieckiem. Jako dziecko zawsze chciałem grać w piłkę nożną, ale chirurdzy i moja mama odradzali to, ponieważ wywołałoby to moje alergie i astmę.
Podanie o pracę pielęgniarki powinno odzwierciedlać kwalifikacje i cechy, które są powszechnie cenione u pracowników służby zdrowia: umiejętności komunikacyjne, profesjonalizm i empatię. Jesteś w końcu doświadczoną specjalistką i sama najlepiej wiesz, czego oczekują od Ciebie tu dochodzimy do sedna sprawy: swoje podanie o pracę pielęgniarka powinna przygotować przede wszystkim z myślą o podopiecznych. Twój stosunek do pacjentów będzie dla pracodawcy bardzo ważny — bez względu na to, czy piszesz podanie o pracę pielęgniarki w szpitalu czy też w prywatnej chwilę zobaczysz wzór podania o pracę pielęgniarki wraz z omówieniem. Nauczysz się także, jak napisać skuteczny i profesjonalny dokument, dzięki któremu szybciej znajdziesz pracę, a być może wynegocjujesz też lepsze warunki skuteczne CV w kilka minut. Wybierz profesjonalny szablon CV i szybko wypełnij wszystkie sekcje CV dzięki gotowym treściom do wstawienia i wskazówkom CV terazStwórz profesjonalne CV teraz!NIETAKKreator CV online LiveCareer to narzędzie, w którym najszybciej stworzysz profesjonalne CV i pobierzesz je jako PDF lub o pracę pielęgniarka — wzórMiejscowość, dataMagdalena ZaradnaNumer telefonuAdres e-mailImię i nazwisko adresataStanowisko adresataPełna nazwa placówki medycznejAdres placówki medycznejPODANIE O PRACĘSzanowni Państwo,zwracam się z uprzejmą prośbą o zatrudnienie mnie na stanowisku pielęgniarki środowiskowo-rodzinnej w Centrum Medycznym EneLUX w Szczecinie. Od ponad 5 lat pracuję jako pielęgniarka w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 1 im. prof. Tadeusza Sokołowskiego, gdzie cieszę się dużym uznaniem wierzę, że sprawdzę się jako pielęgniarka środowiskowo-rodzinna w Państwa firmie?Odkąd uzyskałam tytuł magistra z zakresu pielęgniarstwa, stale podnoszę swoje kwalifikacje zawodowe — ukończyłam specjalistyczne kursy z zakresu szczepień ochronnych oraz wykonywania i interpretacji testów skórnych, organizowane przez Krajowy Instytut Medyczny. Zdobyte kompetencje chętnie wykorzystam w pracy dla ciągu 5 lat pracy w szpitalu zdobyłam szerokie doświadczenie z zakresu obsługi sprzętu medycznego — aparatu EKG, rezonansu medycznego i tomografu komputerowego. Dzięki temu wdrożenie mnie do pracy potrwa znacznie codziennie obowiązki wykonuję przede wszystkim z myślą o pacjencie. Dotychczasowi podopieczni cenili mnie za profesjonalizm, życzliwość i zdolności komunikacyjne. Wierzę, że Państwa klienci również będą zadowoleni z mojej niniejszego podania załączam swoje CV. Z przyjemnością spotkam się z Państwem osobiście, aby szerzej opowiedzieć o moich kwalifikacjach i porozmawiać o ewentualnej wyrazami szacunkuMagdalena ZaradnaZałącznik:Curriculum VitaeJuż wiesz, jak wygląda podanie o pracę pielęgniarki. Wyślij je do pracodawcy razem z profesjonalnym CV, a być może już wkrótce dostaniesz zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną!1. W podaniu o pracę pielęgniarki wyróżnij dane kontaktoweDane osobowe i kontaktowe są ważnie nie tylko w CV, ale i w podaniu o pracę pielęgniarki. Ta sekcja nie musi być długa — wystarczy Twoje imię i nazwisko, adres e-mail i numer telefonu. Dlaczego? Takie informacje jak data urodzenia, adres zamieszkania czy Twój stan cywilny, podobnie jak w CV są reliktem poprzedniej epoki i niepotrzebnie wydłużają dokument. A podawanie niektórych z nich, wbrew postanowieniom Kodeksu pracy, może narazić Cię na niepotrzebną pod danymi osobowymi, podaj dane adresata. Jeśli piszesz podanie o pracę w szpitalu jako pielęgniarka, zwróć się do ordynatora lub kierownika, a przed jego nazwiskiem uwzględnij tytuł naukowy (np. Prof. Jan Wilk). Jeśli aplikujesz do prywatnej placówki medycznej, podanie o pracę zaadresuj do HR też, że podanie o pracę pielęgniarki to dokument formalny (podobnie jak wypowiedzenie umowy o pracę), którego budowa przypomina tradycyjny życiorys albo list motywacyjny do pracy. Dlatego w prawym górnym rogu koniecznie napisz nazwę miejscowości oraz datę wysłania przykład:Podanie o pracę pielęgniarka — wzór danych osobowychMiejscowość, dataMagdalena ZaradnaNumer telefonuAdres e-mailImię i nazwisko adresataStanowisko adresataPełna nazwa placówki medycznejAdres placówki medycznejKażdy list motywacyjny stworzony w kreatorze możesz łatwo edytować i dopasować do konkretnej oferty pracy. Podaj nazwę stanowiska i firmy, do której aplikujesz, a narzędzie dostosuje treść za Ciebie. Stwórz profesjonalny list motywacyjny szybciej niż kiedykolwiek i aplikuj o pracę bez straty list motywacyjny terazStwórz list motywacyjny teraz2. Na początku podania o pracę pielęgniarki wskaż nazwę stanowiska i swój największy atutPodanie o pracę wysyła się, jeśli dana placówka nie prowadzi obecnie rekrutacji. Dlatego, tak jak w liście motywacyjnym bez ogłoszenia, już na początku podaj nazwę stanowiska, które Cię interesuje. Wymień też swój największy atut z CV — np. długie dodatkowo zwrócić uwagę potencjalnego pracodawcy, najważniejsze informacje możesz zapisać grubszą czcionką. Pamiętaj też, by na początku podania o pracę pielęgniarki użyć zwrotu grzecznościowego Szanowny Panie, Szanowna Pani lub — jeśli nie znasz płci adresata — Szanowni Państwo. Sprawdź poniższy przykład i zobacz, jak wygląda wzór podania o pracę pielęgniarki:Podanie o pracę pielęgniarka — przykład wstępuSzanowni Państwo,zwracam się z uprzejmą prośbą o zatrudnienie mnie na stanowisku pielęgniarki środowiskowo-rodzinnej w Centrum Medycznym EneLUX w Szczecinie. Od ponad 5 lat pracuję jako pielęgniarka w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 1 im. prof. Tadeusza Sokołowskiego, gdzie cieszę się dużym uznaniem W podaniu o pracę pielęgniarki wyjaśnij, dlaczego warto Cię zatrudnićPisząc podanie o pracę powinnaś przede wszystkim szerzej opisać swoje kluczowe osiągnięcia z CV. Dzięki temu rekruter zobaczy w Tobie wartościową kandydatkę do pracy i być może odezwie się właśnie do Ciebie, gdy ruszy proces nie warto pisać o rzeczach, które może powiedzieć o sobie każdy. Zamiast tego zastanów się, co Cię wyróżnia. Może masz za sobą lata doświadczeń w uznanym szpitalu, wyjątkowy kontakt z pacjentami albo ukończyłaś rzadką specjalizację? W podaniu o pracę pielęgniarki koniecznie się tym pochwal!Podobnie możesz zrobić, jeśli przygotowujesz podanie o przedłużenie umowy op musisz niczego wymyślać. Kreator listu motywacyjnego LiveCareer sam podpowie Ci najlepszą treść listu motywacyjnego dzięki gotowym przykładom do wstawienia i wskazówkom list motywacyjny terazStwórz list motywacyjny terazNie wiesz, co napisać? Inspirację znajdziesz w ofertach pracy na podobne stanowiska. Być może okaże się, że dana sieć placówek medycznych szuka kogoś takiego jak Ty, ale w innym mieście. Treść takiej oferty to kopalnia wiedzy na temat wymagań pracodawców i sprawdzona recepta na sukces przykład:Podanie o pracę pielęgniarka — przykład rozwinięciaDlaczego wierzę, że sprawdzę się jako pielęgniarka środowiskowo-rodzinna w Państwa firmie?Odkąd uzyskałam tytuł magistra z zakresu pielęgniarstwa, stale podnoszę swoje kwalifikacje zawodowe — ukończyłam specjalistyczne kursy z zakresu szczepień ochronnych oraz wykonywania i interpretacji testów skórnych, organizowane przez Krajowy Instytut Medyczny. Zdobyte kompetencje chętnie wykorzystam w pracy dla ciągu 5 lat pracy w szpitalu zdobyłam szerokie doświadczenie z zakresu obsługi sprzętu medycznego — aparatu EKG, rezonansu medycznego i tomografu komputerowego. Dzięki temu wdrożenie mnie do pracy potrwa znacznie codziennie obowiązki wykonuję przede wszystkim z myślą o pacjencie. Dotychczasowi podopieczni cenili mnie za profesjonalizm, życzliwość i zdolności komunikacyjne. Wierzę, że Państwa pacjenci również będą zadowoleni z mojej Do podania o pracę pielęgniarki załącz CVCurriculum vitae, czyli życiorys zawodowy, to obowiązkowy element aplikacji — dlatego w ostatnim akapicie podania o pracę pielęgniarki warto o nim wspomnieć. Takie CV powinno zawierać klauzulę ze zgodą na przetwarzanie danych osobowych, a także dotychczasowy przebieg doświadczenia i motywacyjny nie wystarczy — potrzebujesz też profesjonalnego CV. Wypróbuj nasz kreator i szybko wypełnij wszystkie sekcje CV dzięki gotowym treściom do wstawienia i wskazówkom ekspertów. Stwórz CV w kilka minut w kreatorze CV profesjonalne CV teraz!NIETAKStwórz CV teraz5. O czym jeszcze pamiętać, pisząc podanie o pracę pielęgniarki?Na końcu podania o pracę pielęgniarki zasugeruj, że z przyjemnością weźmiesz udział w rekrutacji. Następnie dodaj zwrot Z poważaniem lub Z wyrazami szacunku i podpisz się imieniem i jak wygląda poprawne zakończenie w poniższym wzorze podania o pracę pielęgniarki:Podanie o pracę pielęgniarka — wzór zakończeniaDo niniejszego podania załączam swoje CV. Z przyjemnością spotkam się z Państwem osobiście, aby szerzej opowiedzieć o moich kwalifikacjach i porozmawiać o ewentualnej wyrazami szacunkuMagdalena ZaradnaZałącznik:Curriculum VitaeZanim jednak wyślesz podanie o pracę dla pielęgniarki, sprawdź aktualne oferty pracy. Jak bowiem wskazuje Barometr zawodów 2020, Twój zawód jest jednym z najbardziej deficytowych. A jeśli odpowiadasz na konkretną ofertę, zamiast podania o pracę powinnaś napisać list motywacyjny o poprawny format CV i podania o pracę — np. wyróżnione nagłówki, wypunktowania i pogrubienia. Profesjonalne podanie o pracę pielęgniarki przygotujesz w naszym kreatorze listu motywacyjnego. Narzędzie samo wygeneruje zdania, które możesz wykorzystać we własnym też nasze poradniki od A do Z: Jak zostać pielęgniarką? Wymagane studia i kawalifikacje, Jak zostać fizjoterapeutą [jakie studia i uprawnienia]? Porady i Jak zostać ratownikiem medycznym? WymaganiaMasz więcej pytań związanych z pisaniem podania o pracę pielęgniarki w szpitalu lub prywatnej klinice? Zadaj mi je w komentarzu na forum poniżej, a ja spróbuję Ci pomóc.
Ja lično pripadam grupaciji stanovništva koja je izuzetno podložna diskriminaciji. Iako ta diskriminacija nije direktna, vidljiva je u mnogim aspektima mog života. Imala sam sreću da me niko nije izvrijeđao diretkno na osnovu mog invaliditeta, iako znam ljude koji su to doživjeli.
Opinie naszych użytkowników Pragnę serdecznie podziękować za wspaniałe pomysły i ciekawe materiały z których korzystam już od jakiegoś czasu w pracy z dziećmi. Wasza strona jest po prostu fantastyczna(...) Agnieszka K. Wczoraj byłam bezradna jak pomóc mojemu dziecku w nauce tabliczki mnożenia. A dzisiaj jestem szczęśliwa, że dzięki Pani pomocy, mojemu dziecku udało się ruszyć z miejsca. Beata z Łodzi Bardzo często korzystam z serwisu Jest świetny, kapitalny, rozwija wyobraźnię, kreuje osobowość, rozwija zainteresowania :) Dziękuję. Elżbieta J., mama i nauczycielkaCzytaj inne opinie » W 2020 r. otrzymał NAGRODĘ GŁÓWNĄ w konkursie ŚWIAT PRZYJAZNY DZIECKU, w kategorii: Internet. Organizatorem konkursu jest: Komitet Ochrony Praw Dziecka. Na skróty: Czy pielęgniarstwo to zawód, który wykonują wyłącznie kobiety? Jakimi cechami powinna się odznaczać osoba chcąca wykonywać tę trudną i odpowiedzialną pracę? O tym wszystkim dowiemy się z artykułu. Artykułowi towarzyszy zestaw ćwiczeń - sprawdzają one zrozumienie tekstu, poszerzają zasób słownictwa i zwiększają ogólną sprawność językową. Posłużą one także utrwaleniu wiedzy nabytej podczas czytania artykułu. Chcesz otrzymywać informacje o nowych materiałach edukacyjnych dla dzieci? TYSIĄCE materiałów edukacyjnych ZERO irytujących treści i reklam dla rodzica: SPOKÓJ I WYGODA dla dziecka: RADOŚĆ z własnych osiągnięć BEZPIECZNA NAUKA i ZABAWA w jednym :) Bo KAŻDE dziecko jest mądre i inteligentne. Trzeba tylko dać mu szansę. ↑Do góry
\n \n ja i moja pielegniarka

Home » Pielęgniarstwo ChirurgiczneOrganizacja i Zarządzanie. Pielęgniarstwo ChirurgiczneOrganizacja i Zarządzanie Archives

Wśród moich znajomych dominowało przekonanie, że zawodu pielęgniarki nie można łączyć z tatuażami, bo pracownicy służby zdrowia muszą wzbudzać zaufanie wśród pacjentów. Postanowiłam jednak udowodnić, że jak się chce, to można. Pierwszy tatuaż zrobiłam sobie na kilka dni przed rozmową o pracę w szpitalu - mówi Karolina. Jak wygląda praca pielęgniarki w czasach epidemii? Jak na tatuaże reagują pacjenci? Czy łatwo jest znaleźć pracę, kiedy jedynie twarz nie jest pokryta atramentem? Na ten temat porozmawialiśmy z Karoliną Zarzycką, która w szpitalu pracuje już od 13 lat. Na ciele ma ponad sto tatuaży, a jej konto na Instagramie śledzi 200 tys. osób. Krzysztof Tragarz: W Światowym Dniu Zdrowia Polacy dziękowali służbom medycznym oklaskami. Słyszałaś jakieś brawa? Karolina Zarzycka, pielęgniarka: Czytałam o tej akcji, ale akurat wtedy byłam na dyżurze. Wyglądaliśmy z koleżankami z oddziału za okna, ale nie zauważyliśmy nikogo, kto by bił brawa. Gdyby ludzie się nie wstydzili i faktycznie wyszli na balkony, byłoby to dla nas bardzo miłe. W szpitalu pracuję już ponad 13 lat i to jest chyba pierwszy raz, kiedy wszyscy lekarze - nawet ci, którzy na co dzień nie pracują na oddziałach zakaźnych - myślą o tym, że w pracy może być niebezpiecznie. Sytuacja jest naprawdę groźna i wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Pracuję na bloku operacyjnym oddziału okulistyki jako instrumentariuszka i, mimo że wszystkie planowane zabiegi zostały odwołane, ostry dyżur działa cały czas. Zjeżdżają do nas pacjenci z urazami z całego województwa, więc operacje odbywają się codziennie. W obecnych czasach każdego pacjenta musimy traktować jak potencjalnie zarażonego. Wszyscy jesteśmy wyposażeni w maski i podstawową odzież ochronną. Poza tym u mnie na oddziale zbyt dużo się nie zmieniło, praca jest dalej ta sama. Mamy tylko trochę inne ubrania. Z całego kraju dostajemy informację o ogromnych brakach, z jakimi muszą zmagać się pracownicy szpitali. Jak twoim zdaniem polska służba zdrowia radzi sobie z epidemią? Od samego początku mojej zawodowej kariery byłam uczona, jak dbać o sterylność i czystość, aby nie stanowić zagrożenia dla pacjenta i samej siebie. Teoretycznie miałam wiedzę, która pozwalałaby mi bezpiecznie pracować w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, jednak nigdy wcześniej nie musieliśmy używać tej wiedzy na tak szeroką skalę, nawet poza murami szpitali. Powiem szczerze, że jak widzę ludzi chodzących po sklepach w rękawiczkach, którzy i tak nie mają pojęcia o tym, jak prawidłowo te rękawiczki potem ściągnąć - bo nikt ich tego wcześniej nie nauczył - to moim zdaniem to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Na początku pandemii w szpitalach był ogromny szok i nikt do końca nie wierzył w to, co się dzieje. Przez kolejne dwa trzy tygodnie zdarzało się, że czegoś zabrakło, ale teraz odnoszę wrażenie, że wszyscy już wiedzą, z czym się mierzą i co mają robić. Zarówno my, jak i pacjenci mamy poczucie, że wszystko jest tak, jak powinno być i nikt nie jest narażony na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Musieliśmy wszystko zorganizować bardzo szybko, ale kiedy to już się udało - mówię tylko o sytuacji szpitala, w którym pracuję - wszystko zaczęło działać, jak dobrze naoliwiona machina. Polacy chyba uświadomili sobie, jak ważny jest zawód ratownika czy pielęgniarki. Myślisz, że kiedy epidemia się skończy to wasza sytuacja zarobkowa, ulegnie zmianie? To też nie jest tak, że wszyscy pracownicy służby zdrowia mają powody do wychodzenia na ulice i protestów, chociaż my jako pielęgniarki w Polsce faktycznie nie mamy jakichś ekstra pieniędzy. To, co moim zdaniem jest najgorsze, to ogromna rozbieżność pomiędzy zarobkami lekarzy, a pielęgniarek. Ja doskonale rozumiem, że nikt nie zabronił mi być lekarzem, ale my często wykonujemy dużo więcej roboty. Sama nie odczuwam jakichś braków finansowych, ale to tylko dlatego, że pracuję w dwóch różnych miejscach. Podsumowując - nie sądzę, żeby pandemia cokolwiek zmieniła w kwestii naszych zarobków. „Starsza pani powiedziała, że „w jej czasach osoba z takim wyglądem, nigdy nie dostałaby pracy w szpitalu”. Przez 13 lat negatywny komentarz usłyszałem tylko raz” Kiedy na twoim ciele pojawił się pierwszy tatuaż? Zainteresowanie tatuażami zaczęło się u mnie, jak miałam 13 lat. Słuchałam wtedy amerykańskich kapel punk rockowych. Wszyscy wokaliści mieli spodnie w kolanach, gacie na wierzchu i byli wymalowani tatuażami. W momencie, w którym poszłam na studia pielęgniarskie, nie miałam jeszcze żadnego tatuażu, ale przez cały czas ten temat bardzo mnie interesował. W trakcie studiów wszyscy moi koledzy powtarzali mi, że tatuaże nie są najlepszym pomysłem, bo nikt normalny nie przyjmie mnie później do pracy w szpitalu. Wśród moich znajomych dominowało przekonanie, że zawodu pielęgniarki nie można łączyć z tatuażami, bo pracownicy służby zdrowia muszą wzbudzać zaufanie wśród pacjentów. Wiedziałam, że burzenie stereotypu dotyczącego ludzi z tatuażami w połączeniu z zawodem pielęgniarki nie przyjdzie mi łatwo. Postanowiłam jednak udowodnić, że jak się chce, to można. Pierwszy tatuaż zrobiłam sobie na kilka dni przed rozmową o pracę w szpitalu. W tej placówce pracuję już 13 lat, podczas których stopniowo dokładałam sobie kolejnych tatuaży i chyba ani razu nie spotkałam się z negatywnym komentarzem. Wydaje mi się, że zarówno pacjenci, jak i moi współpracownicy zdążyli się przyzwyczaić do mojego wyglądu i przyszło im to naturalnie. Kiedy starałam się o pracę w innej placówce fakt, że mam tyle tatuaży nie miał żadnego znaczenia. Od samego początku byłam świadoma tego, że jeśli ktoś mnie do tej pracy nie przyjmie, to nie mogę mieć do nikogo pretensji. Postawiłam na liczne kursy, które podnosiły moje kwalifikacje zawodowe tak, aby to one były najważniejszym argumentem do tego, czy powinnam jakąś pracę dostać, czy nie. Przez ponad dekadę w szpitalu nauczyłam się, że najważniejsze jest to, aby być otwartym i sympatycznym człowiekiem, bo to jest dla ludzi najważniejsze. Jeśli pacjenci cię lubią, to mają w d*pie to, jak wyglądasz. Jak na twoje tatuaże reagują pacjenci, osoby starsze? Za każdym razem, kiedy pacjenci widzą mnie po raz pierwszy i przychodzę do nich w koszulce z krótkim rękawem, to czuję, że ci ludzie są zmieszani, a część z nich może nawet trochę przestraszona. To, co teraz powiem, zabrzmi może niewiarygodnie, ale przez 13 lat pracy przekonałam się, że to wszystko da się ograć rozmową i pozytywnym podejściem. Jeżeli pacjenci czują, że jestem dobrą osobą, a przy okazji znam się na tym, co robię, to ten początkowy szok i zdziwienie szybką mijają. Byłam świadoma tego, że będę musiała przez takie sytuacje przechodzić, ale szybko przekonałam się, że każdego człowieka da się oswoić z tatuażami. Przy okazji kolejnych spotkań z pacjentami nie widziałam już w ich oczach strachu czy niepewności. Bardzo lubię swój zawód za to, że dzięki swojej pracy nauczyłam się „obsługi ludzi”. Wydaje mi się, że nawet gdybym została lekarzem, nie miałabym takiej możliwości, bo większość czasu pacjenci spędzają właśnie z pielęgniarkami. Przez 13 lat pracy tylko raz zdarzyło mi się, żeby pacjent niemiło się do mnie odezwał. Starsza pani podeszła do mnie i stwierdziła, że „w jej czasach, ktoś z takim wyglądem nigdy nie dostałby pracy w szpitalu”. Odpowiedziałam jej tylko, że wydawało mi się, że „w moich czasach ludzie mają trochę więcej kultury”. To był koniec naszej rozmowy. Czy za tatuażami kryje się jakaś historia? Ile już ich masz? Nie tłumaczę sobie swoich tatuaży jakimiś historiami z własnego życia. Dla mnie jest to wyłącznie element estetyki. Tatuaży mam już ponad 100 - na rękach, plecach, nogach, szyi czy dekolcie. Do wymalowania został mi już tylko brzuch. Moja przygoda z tatuażami zaczęła się w momencie, w którym trafiłam do studia Juniorink, gdzie bardzo szybko zaprzyjaźniłam się z chłopakami, którzy to prowadzą. Wydaje mi się, że gdyby nie fajna atmosfera w studio, moja historia z tatuażami trwałaby dużo krócej i byłaby mniej intensywna. W tej chwili po każdym kolejnym tatuażu w mojej głowie pojawia się zamysł, że chciałabym zamalować całą swoją skórę i najprawdopodobniej prędzej czy później się to wydarzy. Dla wielu ludzi to może nie być zrozumiałe, ale ja uważam, że każdy z nas ma w swoim życiu inne potrzeby i póki swoimi decyzjami nie robimy krzywdy innym ludziom, to jest to jak najbardziej w porządku. Niektórzy twierdzą nawet, że żadna normalna osoba nigdy nie zdecydowałaby się pokryć całego swojego ciała tatuażami, ale zapewniam cię, że gdyby np. ze mną miało być "coś nie tak", to nikt przez 13 lat nie pozwoliłby mi na pracę w szpitalu i opiekę nad pacjentami. W mojej pracy najważniejsze jest przecież ludzkie życie i żadne eksperymenty nie wchodzą tutaj w grę. Jedynym widocznym miejscem na twoim ciele, na którym nie ma tatuażu, jest twarz. Kilka lat temu zdecydowałam się na tatuaże na dłoniach i wiedziałam, że od tego momentu nie będę mogła już całkowicie zakryć wszystkich swoich tatuaży. Następnym krokiem był tatuaż na szyi i zdałam sobie sprawę, że nie ma już takiego tatuażu, którego bym sobie nie zrobiła. Nie będę ukrywać, że myślę o tatuażu na twarzy i miałam już kilka momentów, w których wydawało mi się, że to jest ten czas, ale na razie mam przed tym jakąś barierę. Do tej decyzji muszę chyba jeszcze trochę dojrzeć. Kwestia jest też taka, że rzadko który tatuaż dobrze wygląda na twarzy, a ja mimo wszystko chcę, żeby to wszystko wyglądało ładnie i estetycznie. Czy twoja mama, która też jest pielęgniarką, nie próbowała odwieźć cię od pomysłu kolejnych tatuaży? Rodzice należą do pokolenia, które kompletnie nie rozumie tatuaży i mam wrażenie, że to się nigdy nie zmieni. Mama z tatą wiedzieli o moich pierwszych tatuażach, ale o kolejnych już im nie mówiłam i zawsze dowiadywali się przy okazji naszych spotkań. Za każdym razem było to dla nich duże zaskoczenie. Mama cały czas powtarza mi, że to jest brzydkie i nieestetyczne. Mam wrażenie, że rodzice kompletnie inaczej wyobrażali sobie swoją małą córeczkę. Pokazywałam mamie swoje konto na Instagramie, ale zupełnie nie wiedziała, o co chodzi. Można powiedzieć, że „udało ci się w pracy”. Jak wygląda podejście ludzi, których spotykasz na ulicach? Wytatuowana kobieta ma dużo gorzej niż wytatuowany facet i mówię to z własnego doświadczenia i doświadczeń moich znajomych. Ideał kobiety w oczach naszego społeczeństwa jest nieco inny, niż to jak ja wyglądam. Facetowi wypada, a kobiecie już nie. Czasem ludzie mówią, że moje tatuaże są zwyczajnie brzydkie. Takie jest postrzeganie i z tym trudno jest walczyć. Jeśli jednak pytasz o podejście czy reakcję ludzi na ulicach, to ja nie spotykam się z żadnymi negatywnymi reakcjami. Czasem ktoś się przygląda, ale już nie tak jak jeszcze kilka lat wcześniej, bardziej z zaciekawieniem niż z niechęcią. Dobrą robotę zrobiły tu różne programy, w których pokazywani są ludzie z tatuażami. Twój profil na Instagramie śledzi już ponad 200 tys. ludzi. Jest w tym jakaś misja walki z uprzedzeniami czy chodzi tylko o sztukę tatuażu? Tam nie ma żadnej filozofii, ale muszę przyznać, że dopiero po tym, jak moje konto zaczęło zyskiwać kolejnych obserwatorów, uświadomiłam sobie, że faktycznie jestem dla ludzi przykładem tego, że tatuaże nie muszą być żadną przeszkodą. No bo skoro ja mogę być pielęgniarką, to inna osoba z tatuażami nie powinna mieć problemów ze znalezieniem dowolnie wybranej przez siebie pracy. Rodzice często powtarzają dzieciakom, że jeśli zdecydują się na tatuaż, to na rynku pracy będą mieli ciężej - jestem najlepszym przykładem na to, że to nie prawda. Muszę jednak powiedzieć, że to, że ja mam pracę w zawodzie, nie oznacza, że wszyscy, którzy myślą o tatuażu powinni teraz iść i zrobić sobie dziarę. Rzeczywistość nie jest, aż taka kolorowa i jestem przekonana, że są pracodawcy, którzy już na wstępie powiedzą „nie”. Trzeba mieć do tego dużo pokory. Łatwo jest zrobić sobie tatuaż, ale trzeba liczyć się z tym, że znajdą się ludzie, którzy właśnie przez wygląd będą mogli ci czegoś odmówić i nie można mieć do nich o to pretensji. Moja rada: najpierw praca, a potem tatuaże - to najbezpieczniejsze wyjście. Nawet u mnie w pracy jest sporo osób, którym nie podoba się mój wygląd, ale dobrze nam się razem pracuje, więc nie spotykam się z żadnymi problemami. Mam nadzieję, że przez naszą rozmowę nie tylko obalimy pewne stereotypy dotyczące tatuaży, ale i pokażemy, że to wcale nie jest tak, że ludzie są temu przeciwni. Kiedy spotykam się z pacjentkami zwłaszcza z tymi starszymi, to jest moment zdziwienia, ale potem przychodzi zaciekawienie i pojawiają się pytania o to, czy dam się dotknąć, bo pani zastanawia się, czy takie tatuaże są odczuwalne przy dotyku. Nigdy nie mam z tym problemu, a od pacjentek bardzo często słyszę, że one też zawsze chciały mieć tatuaż, ale po prostu się bały. Chciałabym ludziom przekazać, że wszyscy powinniśmy mieć odwagę na robienie tego, na co mamy ochotę. Różnica z tatuażami jest taka, że trzeba mieć też odwagę na to, aby udźwignąć wszystkie idące za taką zmianą wyglądu konsekwencje. Zobacz też: W kuchni: Oliwia Bosomtwe. Bezmięsna carbonara z tofu bekonem
\n ja i moja pielegniarka
PROMYKI – Moja mama – Pielęgniarka W ostatnim czasie, gościliśmy w przedszkolu Mamę Marcela. Pani Sabina z zawodu jest pielęgniarką
pozostając przy temacie sypialni, uchylam dzisiaj rąbka tajemnicy i zapraszam was do mojego łóżka ;) ... wiem, że tutaj prawie same dziewczyny, więc mogę pokusić się o takie stwierdzenie... a tak na serio, to odpowiadając na wasze liczne prośby i komentarze, zdecydowałam się pokazać dzisiaj pierwszy udekorowany (choć nieskończony) kawałek naszego wnętrza. sypialnię, a dokładnie - jej prawą część. kawałek po kawałku, chcę pokazywać wam jak urządziłam pomieszczenia naszego powstającego domu. ale nie jestem w stanie zrobić wszystkiego na raz, bo po prostu wiele rzeczy jest i będzie jeszcze długo niegotowych... a proces dopieszczania wnętrz przedłuży się na pewno.... chcę wszystko przemyśleć, zaaranżować i spokojnie dojść do efektu, jaki sobie gdzieś tam w głowie ułożyłam. wymaga to nie tylko czasu, ale i pieniędzy, które, w przypadku końca budowy, jak się pewnie domyślacie, na razie nas opuściły :p pomalutku, powolutku i post po poście, będę odkrywać coraz więcej. od sypialni, bo to mój azyl. potrzebuję teraz dużo odpoczywać i muszę to robić w wygodnym i pięknym miejscu :) która kobieta tego nie potrzebuje? ha? dlatego, choć łóżka jeszcze nie mamy, chcę wam pokazać ten nasz mały kąt. bo tak niewiele trzeba, żeby i bez tego mebla było przytulnie i miło (zwłaszcza, że wczoraj mieliśmy z Mr M 8 rocznicę ślubu). jest materac, są stoliki nocne, nawet dywan, do tego wazowy, ulubione gazety, lampiony i dobra pościel... i jest wielkie szczęście. jest domowo! są nocne dobra!jestem zwolennikiem upiększania przestrzeni w każdej sytuacji, nawet jeśli mieszkacie u mamy, nawet jeśli śpicie na podłodze, czy jesteście na wynajmie... nie ma powodów, dla których można by zrezygnować z dekoracji przestrzeni oraz dobierania odpowiednich dodatków. co ważniejsze, nie ma powodu, dla którego trzeba by zrezygnować z dobrego materaca i dobrej pościeli. komfort spania to podstawa. dzięki spaniu czuję, że mam siłę na więcej, mam siłę na życie i wiecie co jeszcze? podobno dzięki spaniu ma się mniej zmarszczek :D dlatego pierwsze nasze zaopatrzenie, to wypróbowany materac i rewelacyjna pościel. znacie pościel dzianinową? ja się ostatnio przekonałam jaki to cud: nie to, że pięknie wygląda, a do tego nie gniecie się podczas użytkowania - w ogóle jest po prostu MEGA! ja mam swoją ze sklepu NOCNE DOBRA! niesamowicie przyjemna w dotyku, miękka, delikatna i - najważniejsze - oddychająca. dzianina, z której jest uszyta, to jak milusi dres (100% bawełna). ja czuję się w niej jak w puchu, a mój Mr M, jako duży i ciągle gorący facet, pod nią czuje się w końcu świeżo. jakość pościeli jest niesamowita. to polska dzianina wysokiej klasy i mogę to potwierdzić. wiem, że będzie służyć nam przez lata. przetestowałam ją też w praniu - nie rozciąga się, ani nie kurczy - jest jak nowa. moja mama była pod tak dużym wrażeniem, że od razu poszła kupować sobie podobny zestaw. a widzieliście jakie ma porządne i praktyczne zapięcie na zamek? nic nie wyjdzie z takiej powłoczki.. nawet jak moja córka przekopie nasze łóżko wzdłuż i wszerz. żałuję tylko, że od razu nie wzięłam kompletu dla niej - teraz mają piękny dziecięcy wzór w kolorowe trójkąty. tylko cena mnie trochę zdziwiła na początku (komplet poszewek na dwie poduszki i kołdrę 150x200cm - 295pln). choć akurat pościel kupuję bardzo rzadko i zawsze najlepszej jakości, więc chyba lepiej dopłacić i mieć gwarancję jakości i trwałości, a do tego poczucie, że kupiliśmy polski produkt, niż posiadać trzy poszewki z mainstreamu :) a że nie jestem z tych, co to kupują, a potem odkładają na specjalną okazję... bo życie jest specjalną okazją, a każdy dzień jest lepszy od poprzedniego, dlaczego więc odkładać coś na później... w szafie się tylko zmarnuje... - używam tę pościel was kochani rabatużyjcie kodu: house-lovesaby dostać zniżkę -15% na cały asortyment w sklepie NOCNE DOBRAkod ważny do 8 sierpnia 2015no, ale ja tu dzisiaj o sypialni :) chcecie zobaczyć więcej? no to proszę... spamuję zdjęciami, bo narzekaliście, że za mało :) w tym kawałku sypialni występują:materac HOVAG, IKEApościel dzianinowa, szara gładka, basic - NOCNE DOBRAdywan - westing, ale od ręki podobne dostaniecie w sklepie nocne STRIND - IKEAwazony MADAM STOLTZ- ja mam od DECOROLKA, ale są teraz niedostępnelampiony - prezent urodzinowy, chyba home&youpudełko na chusteczki - PEPCOkosz metalowy - stary kosz z odzysku, przemalowany na białopoduszki ozdobne - biała z JYSK i szara z IKEAświatełka cottom ball lights - noce BRAN - IKEAkwiaty - goździkiwłączniki światła i kontakty model berker - HAGERsufit - malowany farbą flugger flutex5, kolor ciepły biały, czyli "Off White" H12, tj. S0500-N z próbnika NCSkolor ściany - malowany farbą flugger flutex5, kolor jasno szary o numerze 5347panele ALSAFLOOR, SOLID PLUS, kolor kolor dąb polarny 927 DEKORACJE DLA DOMU, PORADY WNĘTRZARSKIE, WSZYSTKO NOWY DOMk@rolinaJuly 30, 2015porady, design, dekoracje, nocne dobra, sypialnia, tekstylia, pościel, nowy dom Previous Od Inspiracji do Realizacji #5 Biuro OD INSPIRACJI DO REALIZAC, DEKORACJE DLA DOMU, PORADY WNĘTRZARSKIE, WSZYSTKO NOWY DOMk@rolinaAugust 3, 2015biuro, pracownia, biurko, podłoga, szafa, regał, dekoracje, komputer, nowy dom, krzesło Next Rodzinna Organizacja // 08-2015 // Family Organisation KALENDARZE I PLANNERYk@rolinaJuly 29, 2015kalendarz, planner, rodzinna organizacja, to do lista, do druku, organizacja, lista zakupów
Home » opieka przed i okołoporodowaorganizacja i zarządzanie. opieka przed i okołoporodowaorganizacja i zarządzanie Archives
Specjalnie dla Was i specjalnie z okazji Międzynarodowego Dnia Pielęgniarki, który obchodzony jest właśnie dzisiaj z wielką starannością przeszukałam internetowe czeluści i wyszukałam kilka ciekawych, związanych z pielęgniarstwem obrazków. Niektóre są całkowicie poważne a niektóre traktują nasz zawód z lekkim przymrużeniem oka. Jeżeli nie macie poczucia humoru, dystansu do samych siebie i swojego zawodu dalsze czytanie tego tekstu może skutkować koniecznością konsultacji u lekarza lub farmaceuty. Oglądacie zdjęcia na własne ryzyko 😊 1. Przecież to nie moja wina. 2. Drewniaki to już przeżytek ale tupało się, tupało. 3. Nocny koszmar polskiej pielęgniarki. 4. Sukces protestujących pielęgniarek. 5. Karol Strasburger jak zwykle błyskotliwy. 6. No właśnie! 7. Oferta pracy nie do odrzucenia. 8. Różne punkty widzenia naszej pracy. 9. Uwielbiam ten cytat, niestety ciągle jeszcze nie przeczytałam tej książki. 10. Halinka Kiepska- najsłynniejsza polska pielęgniarka. 11. Trochę niezręczna sytuacja. 12. Ojj tak, piękne ma żyły. 13. Dokładnie tak. 14. Mądre słowa. 15. Wszystko ok ale nie wiem po co ten trójkolorowy długopis. 16. Kolejne piękne żyły aż szkoda nie ukłuć. 17. 😊 18. To prawda. 19. To też prawda, spędzamy z pacjentami całe 12 godzin swojego dyżuru. 20. Ze szczególnymi pozdrowieniami dla hejterów. Źródła zdjęć Dobry

Pielęgniarka/pielęgniarz » IWONA SZKLARSKA – Pielęgniarka/pielęgniarz. IWONA SZKLARSKA – Pielęgniarka/pielęgniarz. admin

Home Książki Kryminał, sensacja, thriller Pielęgniarka Patronat LC Doskonale skonstruowany thriller psychologiczny, w którym medyczne kwestie są pretekstem do zarysowania skomplikowanej intrygi, pełnej kłamstw, zawiedzionych nadziei i miłości. Szokujący zwrot akcji. Rose Marlowe jest sumienną pielęgniarką, kochającą żoną – i bezlitosną morderczynią. Choć sama się do tego przyznaje, to jednak trudno uwierzyć, by ta piękna i życzliwa osoba była zdolna do zabicia bezbronnego pacjenta z zimną krwią. Theo Hazel, walczący o uznanie pisarz i były dziennikarz, wyczuwa w jej historii istnienie drugiego dna. Postanawia odwiedzić Rose w więzieniu, by wysłuchać jej opowieści i przelać ją na papier. Dowiaduje się, że ofiara, którą Rose pozbawiła życia, nie była dla niej kimś zupełnie obcym. Z czasem Rose pozwala Theo zaglądać coraz śmielej w głąb swojej duszy. Z każdą kolejną wizytą pisarz poznaje więcej szczegółów z rozdzierającej serce przeszłości Rose – i krok po kroku utwierdza się w przekonaniu o jej niewinności. Kim jest Rose? Niewinną kobietą, którą Theo próbuje uratować, czy raczej wyrachowaną morderczynią, zastawiającą sidła na pisarza? Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Podobne książki Oceny Średnia ocen 6,9 / 10 48 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treści She's my nurse and I'm responsible. Każda inna pielęgniarka szybciej stąd wyjdzie, niż wejdzie. Every other nurse out there would sooner quit than walk in this room. Zostanę dopóki nie przyjdzie nocna pielęgniarka. I'll stay until the night nurse comes on. Praczka, pielęgniarka, szwaczka lub służąca.
WstępKsiążka jest zbiorem wielu postów i wywiadów pisanych z potrzeby serca, niekiedy pod wpływem wzburzenia czy emocji. Wywiady udzielane dziennikarzom miały naświetlać problemy dzieci umieszczanych w ośrodkach zamkniętych. Dotyczyło to warunków, w jakich przebywały, opieki nad nimi czy informacji o niedoskonałościach systemu. Czasami były to stwierdzenia szokujące, ale bardzo prawdziwe. Nie zależało mi, żeby dzięki wydanym książkom stać się celebrytką, zależało mi na naświetleniu problemu opieki w szpitalach psychiatrycznych, szczególnie opieki nad dziećmi. Temu miały służyć te wywiady. I być może moja niewielka cegiełka zaczynała już rozrastać się do niewielkiego murku, ale inne problemy znów przykryły temat psychiatrii dziecięcej. Koronawirus i polityka zdominowały inne problemy. Zapewne trzeba będzie długo czekać, żeby ktoś ponownie zajął się tematem spostrzeżenia dotyczyły nie tylko dzieci z ośrodków, lecz także z tak zwanych normalnych domów. W każdej rodzinie dzieci mogą mieć swoje rozterki, pakować się w kłopoty czy przeżywać różnego rodzaju traumy. Zapracowani rodzice mogą nie zauważyć niepokojących zachowań czy wołania o pomoc. Może dla dorosłych nie do pomyślenia jest, że wołaniem o pomoc może być okaleczanie własnego ciała czy nawet próba samobójcza. Często dopiero wówczas rodzice dowiadują się szokującej prawdy o własnym dotyczą różnych sfery życia i są podpowiedzią, na co zwrócić uwagę, jak można się zachować w trudnej sytuacji, jak radzić sobie z nastolatkiem, ale nie są receptą na wszystkie problemy świata. Wybór zawsze leży po stronie czytelnika. Subiektywna ocena wielu zjawisk może stać się przyczynkiem do refleksji w wielu aspektach życia: wychowania, miłości, emocji, zdrowia czy poprawnych relacji. Jest tego zbyt wiele, by wszystko wymienić, ale troska o losy najmłodszych zawsze leżała mi na sercu. Żeby sprawa była jasna: nie jestem psycholożką ani nigdy nie próbowałam się w nią wcielać, jestem jedynie osobą, która bazuje na bardziej rozwiniętej intuicji. Jeśli spotykałam osobę z bardziej skomplikowanym problemem, starałam się nakłonić ją, by jednak skorzystała z porad napotkacie w książce mniej lub więcej powtórzeń, ale w wyjątkowych sprawach moje emocje Romska: Rozmowa pomaga każdemu człowiekowi_PROJEKT AUTORSKI PUBLIKACJI — KATARZYNA LISOWSKA POETICA HISTORICA. STUDIA KULTUROWO-ETYCZNE NAD KOBIECOŚCIĄ, TOM II POD RED. KATARZYNY LISOWSKIEJ_Moją rozmówczynią jest Sara Romska, autorka bardzo popularnych książek, które dotyczą życia dzieci na oddziale psychiatrycznym. To także studia przypadków, które wyjaśniają ich problemy, rokowania na przyszłość. Pani Sara — właściwie pani Czesława — jest pielęgniarką, która ma doświadczenie w pracy w szpitalach psychiatrycznych. Chętnie dzieli się bardzo dużą wiedzą, także w obszarze psychologii i psychiatrii. Jest przyjaciółką młodych, zagubionych w życiu ludzi, którzy mogą liczyć na jej wsparcie na starcie w dorosłe LISOWSKA: PISAŁA PANI PRZEJMUJĄCE KSIĄŻKI O DZIECIACH ZE SZPITALA PSYCHIATRYCZNEGO. PRZEDSTAWIŁA PANI ICH WCZEŚNIEJSZE ŻYCIE, KRZYWDY, KTÓRYCH DOŚWIADCZYŁY. ICH LOSY CZĘSTO SĄ WSTRZĄSAJĄCE. NIE TYLKO PANI PISZE O TYCH SPRAWACH, LECZ TAKŻE POMAGA WCHODZIĆ W DOROSŁOŚĆ POKRZYWDZONYM NASTOLATKOM. CZY MOGŁABY PANI OPOWIEDZIEĆ, JAKIE NAJWIĘKSZE PROBLEMY ZDARZYŁY SIĘ W PANI PRACY Z MŁODYMI OSOBAMI NA ODDZIALE PSYCHIATRYCZNYM?SARA ROMSKA: Napisane książki miały służyć zwróceniu uwagi na narastający problem dzieci potrzebujących pomocy psychologicznej i psychiatrycznej. Przerzucanie ich z jednego ośrodka do drugiego, z jednego szpitala psychiatrycznego do innego niekoniecznie służyło procesowi resocjalizacji, a dzieci stawały się „kukułczymi jajami”, z którymi jest tylko kłopot. Stały się balastem dla niewydolnych rodziców i wadliwego systemu. Ten system jest wadliwy, ponieważ w pewnym momencie wyłamał się trybik, którego nikt nie zauważył albo którego nie miał kto naprawić. Taka liczba dzieci nie musiałaby znaleźć się pod kuratelą państwa, gdyby dostępność do psychologów i psychiatrów była powszechna. W takim stopniu, w jakim dostępny jest lekarz pediatra, powinni być dostępni, mówiąc w skrócie, „lekarze duszy”. Ludzie winni nauczyć się wzajemnego szacunku, słuchania innych i w tym duchu wychowywać swoich dzieci. Dorośli obarczeni własnymi frustracjami nie chcą, są głusi, nie potrafią wyłapywać sygnałów płynących od dzieci. Bywało, że dziecko obierało sobie na powiernika nauczyciela, księdza, trenera, zaprzyjaźnioną sąsiadkę czy rówieśnika, mając w zasięgu ręki swoich rodziców. Na pierwszym miejscu jest to kwestia zaufania. W mojej pracy z dziećmi trzeba było zbudować nowe relacje, zaufanie przede wszystkim. Nie było to łatwe, bo poranione i wielokrotnie zdradzone dzieci otaczały się barierą, którą trzeba było forsować miesiącami, a nawet latami. Dopiero wówczas można było realizować i wpajać im wiarę w siebie i poczucie własnej wartości, w które w końcu zaczynały wierzyć. Te dzieci potrzebowały ogromnego wsparcia, ponieważ ich dawne i obecne lęki były trudną do pokonania przeszkodą. Dawne dotyczyły ich traumatycznych przeżyć, a obecne pochodziły z niskiej samooceny, braku wiary w przyszłość i osamotnienia. Ta walka o ich „dusze” była jak orka na ugorze. Była również bardzo trudna z powodu niewystarczającego i nie zawsze odpowiedniego personelu. Brak zaangażowania pseudoterapią, ciasnota na oddziale, okrojone środki na psychiatrię skutkowały częstszym stosowaniem przymusu bezpośredniego lub zwiększaniem ilości podawanych leków. To nie tak miało L.: W PUBLIKACJI POŚWIĘCAM SPORO UWAGI PROBLEMOM PSYCHICZNYM MŁODYCH LUDZI; JEST ICH SPORO. KONCENTRUJĘ SIĘ CHOĆBY NA ZJAWISKU SAMOOKALECZANIA. Z PANI PERSPEKTYWY, DLACZEGO MŁODZI LUDZIE NA TAKĄ SKALĘ SIĘ OKALECZAJĄ?S. R.: Niedojrzałe emocjonalnie dzieciaki podejmują różne próby zwrócenia uwagi na swoje problemy. Są to drobne kradzieże, ucieczki z domów, stosowanie używek, a także samookaleczenia. Dorośli nie rozumieją, że właśnie w taki sposób dziecko wyraża ból, cierpienie psychiczne. Starają się zamienić je na ból fizyczny, bo to przynosi im chwilowe ukojenie. Ostry przedmiot jest łatwo dostępny. Mimo rygorystycznego regulaminu i przechowywania niebezpiecznych przedmiotów pod kluczem często osiągały swój cel. Jeśli dziecko zapragnęło zrobić sobie krzywdę, to użyło do tego celu rozgniecionego plastikowego długopisu, zszywki z zeszytu, plastikowej butelki itp. Nie sposób było pozbawić dzieci przedmiotów codziennego użytku. Czasami były to tylko draśnięcia, które wołały: „Porozmawiaj ze mną. Jest mi ciężko i źle. Też jestem człowiekiem” i w podobnym tonie. Rzadko, przebywając już na oddziale, chciały zrobić sobie prawdziwą krzywdę albo odebrać sobie życie, chociaż w pierwszej części opisałam skrajny przypadek, który mógł się zakończyć śmiercią, i to nie jednej L.: JAK MOŻNA POMAGAĆ MŁODYM OSOBOM, KTÓRE SIĘ OKALECZAJĄ? MA PANI DOŚWIADCZENIE, NIE TYLKO MEDYCZNE, PANI PRACA SPROWADZA SIĘ DO RELACJI TERAPEUTYCZNEJ. PIELĘGNIARKA JEST BARDZO BLISKO CZŁOWIEKA CIERPIĄCEGO, ZNAJDUJE SPOSOBY NA ULGĘ, STĄD TAK CENNA JEST PANI R.: Rozmowa pomaga każdemu człowiekowi. Dzieci na oddziale dzieliły się na dwie grupy. Pierwsza to te, które chętnie rozmawiały i mogłyby to robić godzinami. Krótka zachęta i już z szybkością karabinu maszynowego wypowiadały nawet bolesne słowa. Trzeba było je nauczyć wielu podstawowych zasad dotyczących zwierzania się, opowiadania o intymnych sytuacjach, wybierania właściwego rozmówcy, korzystania z terapii itd. Druga grupa to dzieci mocno zamknięte w sobie, niepotrafiące przerobić swojej traumy, nierobiące postępów. Im był potrzebny nienachalny rozmówca i uważny słuchacz. Każdy rodzaj terapii indywidualnej i zajęciowej odrywał je na pewien czas od przeszłości, dawał możliwość dokonania czegoś pożytecznego dla innych i siebie. Zajęcia plastyczne odkrywały niesamowite talenty. Drobne pochwały uskrzydlały do dalszej pracy. Odpowiednio dobrany film wzruszał do łez, a tym samym zbliżał i wyzwalał ukryte frustracje i pytania. Dzieci przypominały sobie, czym są uczucia wyższe, Oczywiście każde dziecko to indywidualność. I tu właśnie brakowało pracy z L.: JAKIE SYTUACJE PANI PODOPIECZNYCH NAJBARDZIEJ PANIĄ PORUSZYŁY?S. R.: W ciągu wielu lat mojej pracy było bardzo dużo takich sytuacji, ale rzeczywiście niektóre zapadają w pamięć na całe życie. Bardzo przeżyłam wyczyn pewnej dziewczynki, przez który mogła umrzeć. Przez dłuższy czas gromadziła leki przepisywane jej przez psychiatrę. Kiedy już zebrała odpowiednią według siebie ilość, połknęła je wszystkie naraz. Przyznała się do tego na zajęciach wychowawczyni, bo zaczęła się źle czuć. Chciała tylko tym zachowaniem zwrócić na siebie uwagę, a stało się coś więcej. Nieudolne działania lekarza dyżurnego zmusiły mnie do ofensywy, nie bacząc na konsekwencje. W rezultacie dziewczyna pojechała na oddział ostrych zatruć i dzięki temu przeżyła. Inna, bardzo osobista sytuacja doprowadziła mnie do łez. Dzieci dowiedziały się, że mam urodziny i same od siebie zaśpiewały mi na stołówce „Sto lat”, i wszystkie naraz podbiegły się do mnie przytulić. Zaznaczam, że mogły się przytulać tylko w określonych sytuacjach. Tu odwołanie do rozdziału _Regulamin_ mojej książki. Poruszyło mnie wyznanie chłopca po sześciu latach przebywania na oddziale. Nigdy nie mówił o swoich przeżyciach, a jego obrona przed światem polegała na wyzwalaniu agresji. W pewnej sytuacji zapytałam go, dlaczego taki miły chłopiec musi przebywać tak długo w takim miejscu i co takiego wydarzyło się w jego życiu, że tu trafił. Mimo wielu opowieści skrzywdzonych dzieci to zdanie mnie zmroziło: „Pili, bili, gwałcili”. Nigdy już więcej nie powiedział nic o sobie. Takich przejmujących sytuacji było mnóstwo. Z tym chłopcem miałam kontakt ze cztery lata temu. Odzywał się do mnie poprzez FB, ale ciągle się gdzieś spieszył, wspominał, że wiele ludzi go oszukało, i że jest bezdomny. Potem kontakt się urwał. Tak bardzo pragnęłam mu pomóc, ale on chyba już nie ufał L.: JAK WYGLĄDA ŻYCIE MŁODYCH LUDZI NA ODDZIALE? BUNTUJĄ SIĘ? JAKA JEST ICH CODZIENNOŚĆ?S. R.: Jak już wspomniałam wcześniej, młodzi ludzie pod opieką personelu musieli stosować się do regulaminu. Pozwalało to na utrzymanie porządku na oddziale, a ich temperamentów w pewnych ryzach. Było to bardzo trudne, gdyż większość z nich wychowywała tak naprawdę ulica, a pozostali łatwo ulegali złym wpływom swoich kolegów i koleżanek. Stąd niekończące się konflikty i zatargi. Burza hormonów, izolacja, zmiana trybu życia i oczekiwania względem ich zachowania doprowadzały nawet do buntu. Takie wypowiedziane nieposłuszeństwo to demolka oddziału i konsekwencje dla całej młodzieży: zabranie im na pewien czas przywilejów, a dla przywódców i największych agresorów zabezpieczenie mechaniczne oraz zastrzyki uspokajające. Buntowali się również z innych przyczyn, takich jak ciasnota na oddziale (ja określałam to, że chodzili jak lwy w klatce, ale nie było to wcale zabawne), brak zajęcia, brak możliwości wyjścia na powietrze czy traktowanie ich jak „dzieci gorszego Boga”. Nie chcę się chwalić, ale dzięki konsekwencji w działaniu, wiarygodności i charyzmie przez te kilka lat udało mi się zapobiec przynajmniej trzem buntom. Gdyby poprawić warunki ich pobytu w placówce, może nie dochodziłoby tak często do chęci buntowania się, a na pewno sprzyjałoby to lepszym efektom L.: JAKIE METODY PRACY SPRAWDZAJĄ SIĘ NA ODDZIALE ZAMKNIĘTYM Z MŁODYMI LUDŹMI? PACJENTÓW JEST DUŻO, A POTRZEBUJĄ UWAGI. JAK PANI SOBIE RADZI NA ODDZIALE Z TAKIMI SYTUACJAMI? PYTAM, BO WIEM, ŻE JEST PANI BARDZO ZAANGAŻOWANA W POMOC MŁODYM R.: Może to zabrzmi dziwnie, ale bardzo ważna jest dyscyplina. Zanim nowe dzieci przyzwyczają się do nowych warunków, oczekiwań w stosunku do nich i zasad panujących na oddziale, mija sporo czasu. Bywa, że trudno im się pogodzić z zamknięciem, ograniczeniami, nową sytuacją. Kiedy to w większym lub w mniejszym stopniu zaakceptują, można wkroczyć z dalszymi działaniami. Tu nie jest jak w więzieniu. Personel stara się przygarniać te dzieciaki i tworzyć im namiastkę rodziny. W szczególnych okolicznościach jak święta czy Dzień Dziecka mogą liczyć na szczególne traktowanie. Poza tym mają kontakt telefoniczny z rodziną, opiekunami, a nawet swoimi dawnymi kolegami. Istnieje możliwość odwiedzin przez członków rodziny lub opiekunów. Ale tak naprawdę na pierwszej linii są zawsze pielęgniarki, sanitariuszki i sanitariusze. Ci z otwartym sercem, często poza swoimi obowiązkami, wspierają dzieci, pomagają w życiu codziennym, dużo rozmawiają i czuwają nad ich bezpieczeństwem. Niestety, jak w każdej grupie zawodowej znajdzie się czarna owca, która może zrobić wiele L.: CO JEST NAJTRUDNIEJSZE W PRACY NA ODDZIALE ZAMKNIĘTYM?S. R.: Inaczej do tej pracy podchodzą mężczyźni, a inaczej kobiety. Kobiety obdarzone instynktem macierzyńskim nie raz i nie dwa były narażone na manipulację ze strony młodych pacjentów. Trzeba było mocno rozgraniczyć uczucia i obowiązki, by tak naprawdę dzieciom pomóc wrócić do społeczeństwa, a nie szkodzić. Okiełznać tak sporą grupę mocno zaburzonych dzieciaków, będąc z nimi w zdrowych relacjach, z poczuciem odpowiedzialności, ale dozą empatii i zrozumienia. Opisany przeze mnie haniebny przypadek wykorzystywania relacji personel–pacjent to skaza na zwyczajnym poczuciu przyzwoitości. Profesjonalista nigdy nie wykorzysta takiej zależności, natomiast przypadkowy pracownik jest niepotrzebnym balastem i tak niedoskonałego systemu. Nie dość, że trzeba sprowadzać na właściwe tory pogubione dzieciaki, to jeszcze „patrzeć na ręce” źle dobranym pracownikom. Pracując w takim miejscu, czułam się jak matka zastępcza, nauczyciel, ochroniarz, strażnik więzienny, a dopiero na końcu jak pielęgniarka. Bardzo to było trudne i L.: WIEM, ŻE PRACA Z MŁODYMI OSOBAMI, CHOĆ TRUDNYCH PROBLEMÓW JEST WIELE, DAJE CZĘSTO POWODY DO RADOŚCI. PANI PRZEŻYWA ŻYCIE MŁODYCH LUDZI RAZEM Z NIMI, WALCZY O TO, BY GO NIE STRACILI, I ROBI WSZYSTKO, BY ZAGOIŁY SIĘ ICH NAJWIĘKSZE RANY PSYCHICZNE. BYŁABYM WDZIĘCZNA, GDYBY MOGŁA PANI OPOWIEDZIEĆ O RADOŚCIACH W SWOJEJ R.: Największą radością w mojej pracy była informacja o tym, że dzieci, które opuściły szpital, zaczęły sobie radzić samodzielnie i, jak to się mówi potocznym językiem, wyszły na ludzi. Przy wsparciu różnych ludzi dobrej woli, przy moim skromnym udziale — są szczęśliwe. Część z nich wyjechała za granicę, by tam poszukać swojej szansy i odciąć się od swojego destrukcyjnego środowiska, część wyjechała do innego miasta, niektórzy znaleźli drugą połówkę jabłka, czasami równie pokiereszowaną, i stworzyli szczęśliwy związek. Najbardziej cieszy mnie, że potrafili odszukać swoje miejsce na ziemi. Może to prozaiczny przykład, ale wcześniej wspomniana dziewczyna, która połknęła te nieszczęsne pigułki, wyszła ze szpitala jako pełnoletnia osoba i nie miała gdzie się podziać. Zamieszkała w placówce opiekuńczej dla młodzieży. Pewnego dnia zwierzyła mi się, że tak naprawdę nigdy nie miała urodzin, a że zbliżała się jej dziewiętnastka, więc zaczęłam działać. W porozumieniu z wychowawczynią przygotowałyśmy niespodziankę. Ja przelałam pieniądze na tort i wysłałam paczkę z prezentami. O resztę zadbała pani wychowawczyni. Radości dziewczynki nie było końca. A przy tym mojej również. I takich momentów było całkiem sporo. Dla takich chwil warto żyć. Wiem, jestem niepoprawną romantyczką, bo chciałabym, żeby wszyscy mieli to, na co zasługują, i żeby każde dziecko było szczęśliwe. Każdemu wolno marzyć. Część dzieciaków nie odnalazła jednak swojej właściwej ścieżki, to bardzo smutne, ale niestety L.: DZIĘKUJĘ ZA PORUSZAJĄCĄ ROZMOWĘ. SZERZMY WIEDZĘ W TAK WAŻNYCH KWESTIACH, DOMAGAJĄC SIĘ ZMIANY SYTUACJI. DZIĘKUJĘ ZA PANI PRACĘ I a rozmowaRozmowa stwarza tę nić porozumienia, która może decydować o wielu aspektach naszego życia. Gdyby ludzie potrafili ze sobą rozmawiać, wiele małżeństw czy związków byłoby trwalszych i szczęśliwszych. Tej sztuki winniśmy się uczyć od najmłodszych lat, a rewelacyjnie by było, gdyby uczyli nas jej rodzice. Opinia jednej osoby niewiele wnosi. Dzieci prędko przyzwyczajają się do „ględzenia”. Pewne formułki znają na pamięć, a ton głosu albo usypia, albo wzbudza niekoniecznie pozytywne emocje. Rozmowa to dialog, który daje możliwość poznania, co myśli druga strona, jakim jest człowiekiem, jaki jest jej światopogląd itd. Rodzice najlepiej poznają swoje dzieci poprzez rozmowy i obserwacje. Wiedzą wówczas, czy dziecko jest chore, smutne, wkurzone, czy ma problemy. Co zrobić, żeby chciało z nami rozmawiać? Jest wiele sposobów na to, by przełamywać lody. Można wprowadzić zasadę, że razem z dzieckiem rozwiązujemy każdy problem, o którym nam opowie. Trzeba wtedy poskromić własne emocje, choćby rozsadzały nas od środka. Najlepiej przeczekać własną złość, by przygotować się do rozmowy. Być konsekwentnym i nie dać się zbyć sloganem, że wszystko jest w porządku. Przekonać dziecko, że nawet rzecz w jego mniemaniu straszna czy przerażająca nie przestraszy to umiejętność słuchania. Możemy nie zgadzać się z argumentami, którymi młody człowiek będzie nas przekonywał, ale rozmowa pozwoli wytyczyć granice. Nawet najtwardsze negocjacje prowadzą do porozumienia. Wytyczanie granic może budzić złość i niezadowolenie, ale w rezultacie daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. Wypracowanie porozumienia poprzez dialog zbuduje wzajemne zaufanie, na którym tak bardzo nam zależy. Coraz więcej przykrych informacji dociera do nas z telewizji lub gazet — czy wiemy, co o tym myśli nasz syn czy córka? Jak je odbiera, w jaki sposób przeżywa? Rozmowa o takich wydarzeniach może spowodować, że dziecko podzieli się z nami osobistymi przemyśleniami, przeżyciami, odczuciami, i być może dzięki temu poznamy przyczyny jego zachowania. Może okaże się, że dziecko jest pacyfistą lub niepoprawnym romantykiem, a może sympatyzuje z grupą, która budzi nasze obawy? Trochę gorzej, jeśli zacznie szukać rozmowy z przygodnymi ludźmi w internecie. Nie zdajemy sobie nawet sprawy, ile zagrożeń płynie z sieci. Użytkownicy internetu, mogą wyłapywać przypadkowe ofiary, niekoniecznie w dobrych intencjach. Dzieci są stosunkowo łatwym łupem, ponieważ są łatwowierne i nie posiadają takiego doświadczenia życiowego jak dorośli, a przecież nawet oni padają ofiarami przestępców. Okradanie starszych ludzi za pomocą różnych metod — na przykład „na wnuczka” czy „na policjanta” — zbiera swoje okrutne żniwo. Inni z kolei tracą dorobek życia z powodu nieuczciwego dewelopera lub dają się omamić łatwym inwestycjom, które kończą się fiaskiem. Nie ma jednej recepty na bycie wszechwiedzącym, ale uczenie ostrożności i pragmatyzmu otworzy furtkę analitycznemu myśleniu. Ta wyuczona ostrożność może ochronić nasze dzieci przed pedofilami, sektami i innymi niebezpieczeństwami czyhającymi w wielkiej uwagi dotyczą nie tylko internetu, w realu również wszystko może się przydarzyć. Rozmowy i edukacja mają spowodować, że ryzyko tych zdarzeń będzie znacznie zminimalizowane. Zastanówmy się, kto ma przekazać tę wiedzę naszym najmłodszym? Oczywiście najpierw rodzice, następnie szkoła i specjaliści. Niestety, wyrocznią i kopalnią przeogromnej wiedzy, nie tylko dla dzieci, staje się „dr Google”. Oczywiście należy z tej wiedzy korzystać, ale nie bezkrytycznie na niej polegać. Prostym przykładem jest wyszukiwanie informacji na temat na dolegliwości somatycznych, które nam dokuczają. Zaczynamy poszukiwania w necie i okazuje się, że możemy chorować na bardzo poważne schorzenia, a odczuwane przez nas objawy pasują do opisu każdej prawie choroby. Odkładamy wizytę u lekarza, bo przecież prawie jesteśmy zdiagnozowani. Zatruwamy sobie życie przemyśleniami, spisując po cichu testament. A tymczasem może okazać się, że wyolbrzymiliśmy problem lub ze strachu i przez zwłokę pogorszyliśmy swój stan zdrowia. Wszyscy potrzebujemy porady, obiektywnego spojrzenia na problem i dystansu. Bez rozmów tego nie osiągniemy.„Kto pyta, nie błądzi”.Nietolerancja — krok do nienawiściNikt nikomu nie każe kochać gejów, lesbijek i przedstawicieli innych mniejszości, ale nie wyrzucimy ich z naszego społeczeństwa, bo mają takie same prawa jak pozostali. To jest czyjaś córka, czyjś syn czy inny członek rodziny. Rodzice takich dzieci pewnie wyobrażali sobie, że pójdą one inną drogą. Marzyli o wnukach, o innym partnerze dla swojego człowieka polega na tolerancji. Pójdźmy o krok dalej. Lekarze, pielęgniarki nie segregują ludzi ze względu na światopogląd, sposób na życie, przynależność polityczną, czy orientację seksualną, ale ratują życie każdemu człowiekowi. Etyka, moralność, a także dekalog nie powinny pozwolić na krzywdzenie drugiego człowieka, a czasami słowa ranią bardziej niż czyny. Łatwo przychodzi nam osądzanie drugiego człowieka. Patrząc na bezdomnego, widzimy zaniedbanego, brudnego, ale i nieszczęśliwego człowieka. Nie wiemy, co takiego wydarzyło się w jego życiu, że skończył na ulicy. A czy nie zdarza się tak, że kiedy ktoś taki potrzebuje pomocy, to społeczeństwo stawia go nad przepaścią i popycha? Bywa, że leczony w szpitalu przechodzi przemianę. Jest umyty, przebrany, ogolony i wtedy zaczyna być inaczej postrzegany. Oddaje mu się człowieczeństwo i nikt już nie omija go jak kupę g… Czego uczymy nasze dzieci, jeśli sami pogardzamy drugim człowiekiem?Dorośli narzekają na przemoc w szkole, upokarzanie, dręczenie. Brak tolerancji wyzwala kolejne negatywne uczucia. Powiedzenie, że „nic nie mam do odmienności seksualnych, ale najlepiej niech mi schodzą z drogi” nie jest odosobnione. Podobno zła karma wraca i może się okazać, że ktoś, kto tak mówi, również dozna krzywdy i wówczas zadaje pytanie: „Za co mnie to spotkało”? Zajrzyj w głąb siebie i sobie w opisanym w książce Bolanowie, spotkałam się z wieloma przejawami nietolerancji. Przykro było patrzeć, jak bardzo te dzieciaki były rozdarte wewnętrznie. Część z nich zmobilizowała mnie do napisania kontynuacji książki o ich losach. Jedna z dziewczynek od najmłodszych lat czuła się chłopcem. Opowiadała, że ma wrażenie, jakby chodziła w nie swojej skórze, i nazywała siebie „boską pomyłką”. O jej cierpieniach i marzeniach o szczęściu przeczytacie w mojej książce _Dzieci psychiatryka. Dalsze losy_.„Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia”. Autor: Sara RomskaWYWIAD UDZIELONY WYDAWNICTWU RIDERODZISIAJ PRZYCHODZIMY DO WAS Z TRUDNYM WYWIADEM Z CZESŁAWĄ DRAŁUS, PSEUDONIM LITERACKI SARA ROMSKA, AUTORKĄ KSIĄŻKI _DZIECI się w małym miasteczku blisko Wrocławia — w Brzegu Dolnym. We Wrocławiu ukończyła Medyczne Studium Zawodowe i zdobyła zawód pielęgniarki. Pracowała w zawodzie, ale stale poszukiwała nowych możliwości. Miała krótki incydent pracy w lokalnej gazecie, prowadziła własną działalność (prowadzenie pubu, praca handlowca i wiele innych zajęć). Wszystko po to, by odejść od zawodu. Los jednak pokierował ją do pracy w szpitalu psychiatrycznym z dziećmi. I właśnie w tym miejscu poczuła, że robi to, co powinna. Tutaj poczuła się naprawdę do książek zaszczepiła w niej babcia. Jej motto brzmiało: „Nawet najnudniejsza książka zasługuje na przeczytanie jej do końca”.RIDERO: DO KOGO KIERUJESZ SWOJĄ POWIEŚĆ?CZESŁAWA DRAŁUS: Moja książka opowiada o przeżyciach, traumach, zawiłych losach dzieci, które krętą drogą trafiły do szpitala psychiatrycznego, na oddział, w którym pracowałam. Kierował je tam sąd dla nieletnich. Jaką drogę przebyły, by znaleźć się na oddziale o wzmożonym zabezpieczeniu, a nie na przykład w poprawczaku? To, o czym opowiadały, mroziło krew w żyłach nawet doświadczonym pracownikom. Motywem przewodnim jest pamiętnik Natalii, z którego dowiadujemy się, jak można stworzyć dziecku piekło na przeznaczona jest dla osób pełnoletnich, a wybrane fragmenty są do przeczytania przez dzieci, ale pod kontrolą dorosłych. Głównym adresatem są rodzice, opiekunowie oraz osoby, które w przyszłości pragną zostać roztropnymi rodzicami, wychowawcami. Wykorzystane w książce przykłady nie są charakterystyczne tylko dla szpitala psychiatrycznego, ale dla wszelkich jednostek wychowawczych, resocjalizacyjnych, dla tak zwanej trudnej młodzieży. Są typowe dla osób, które mają zbyt mało czasu na wychowanieswoich pociech. Są ostrzeżeniem, by ich działania nie zaowocowały zerwaniem więzi rodzinnych, a później utratą kontroli w sytuacjach, w których nie jesteśmy w stanie lub nie potrafimy pomóc własnemu dziecku. Również dla tych, którzy mimo troski i miłości tracą kontrolę, nie zdając sobie sprawy, na jakie próby narażony jest młody człowiek w dzisiejszych czasach. Dla każdego, kto pragnie być czujny, pragmatyczny, kto chce oszczędzić dzieciom i sobie trudnych DLACZEGO PODJĘŁAŚ SIĘ TAK TRUDNEJ TEMATYKI JAK CHOROBY PSYCHICZNE DZIECI?CZ. D.: Dopiero w latach dziewięćdziesiątych zaburzenia emocji i zachowania uznano za jednostkę chorobową i zaczęto leczyć je jako zaburzenie psychiczne. Tak naprawdę choroby psychiczne u dzieci diagnozuje się stosunkowo rzadko i ich spektrum jest wąskie. Dominuje wymieniona już jednostka zaburzeń emocji i zachowania, która odpowiednio leczona i prowadzona nie pozostawia śladu w późniejszym życiu. Na moim oddziale dzieci przebywały do pełnoletności. Naszym zadaniem było tak pomagać młodemu człowiekowi, aby po wyjściu ze szpitala funkcjonował jako pełnowartościowy członek społeczeństwa. Dzieci te tylko po części znalazły się w takim miejscu z własnej winy. Bywało, że kradły, bo musiały przeżyć. Okaleczały się, bo zamieniały ból psychiczny na ból fizyczny. Prostytuowały się, bo były zmuszane przez rodziców. Brały narkotyki, piły alkohol, bo szukały chwil ukojenia, które zaprowadziły je do uzależnienia. Czy przez to należało je przekreślić, odrzucić? Nie, należało naprawiać błędy dorosłych i pomóc im zrozumieć, że istnieje inna droga i że są ludzie, którym zależy na nich, mimo ich niedoskonałości. Moją rolą i całego zespołu było odbudowywanie zaufania, wskazanie, jak sobie radzić bez używek, nauczenie ich zwykłego życia. Kiedy praca podczas pobytu dziecka na oddziale przyniosła efekty, to była cała esencja i radość, że zrobiono coś naprawdę JAKI ELEMENT PRACY NAD KSIĄŻKĄ BYŁ DLA CIEBIE NAJTRUDNIEJSZY?CZ. D.: Najtrudniejsze było dla mnie przeczytanie pamiętnika Natalii. Nie byłam w stanie przebrnąć przez pierwsze kartki. Czytałam i odkładałam, i znów wracałam. Dla osób wrażliwych nie był to łatwy materiał, ale Natalia powierzyła mi go, bo chciała wykrzyczeć swoją krzywdę, bo jako dorosła już kobieta zrozumiała, że została okradziona z dzieciństwa, że nigdy nie poradzi sobie z przeżytą traumą. Czułam się bezradna, że nie mogę jej pomóc bardziej, że będzie musiała się zmierzyć z życiem, nie mając prawidłowych wzorców. Czekałam nawet kilka miesięcy, by dopisać szczęśliwe zakończenie jej historii. Nie ma szczęśliwego zakończenia i to w dalszym ciągu jest dla mnie trudne. Książka _Dzieci psychiatryka_ to autentyczne relacje skrzywdzonych dzieci. Bitych, gwałconych, poniżanych, głodnych i poniewieranych. Szukających pocieszenia w używkach, niejednokrotnie łamiących prawo i staczających się w swojej demoralizacji po równi pochyłej. Trafiły do szpitala psychiatrycznego — oddziału o wzmożonym zabezpieczeniu, aby stąd wrócić do społeczeństwa i być znowu pełnowartościowymi obywatelami. Pracujący w nim ludzie, obowiązujący regulamin, nadzieja, czasami bezradność oraz upływający czas stanowiły rzeczywistość tych pogubionych dzieci. Przez całą książkę przewija się wątek Natalii — dziewczyny, która winę za swój upadek moralny przypisuje warto przeczytać książkę „Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia”Moja książka skierowana jest do wszystkich rodziców, opiekunów i tych, którzy zamierzają zostać rodzicami w przyszłości. Przede wszystkim ma pomóc zrozumieć, dlaczego dzieci zachowują się w określony sposób i co chcą tym zachowaniem osiągnąć. Co oznaczają pewne zachowania, na przykład okaleczanie się, i co dzieci pragną nam swoimi manifestacjami przekazać? Nawet w najbardziej kochającej się rodzinie może dojść do problemów i trudności w komunikowaniu się między dorosłymi a dziećmi. Rozstanie rodziców, wyjazd za granicę czy inne zdarzenia mocno wpływają na psychikę naszych pociech. Dzieci potrafią się obarczać winą za nieporozumienia i zło dziejące się w rodzinie. Bez doświadczenia życiowego, rozmów, wyjaśnień tłumią swoje zgryzoty, które z czasem rozładowują agresją, buntem, okaleczaniem, sięganiem po używki. Kiedy przeciąga się to w czasie, przychodzą psychiatryka. Historie z ich życia_ to również ostrzeżenie dotyczące tego, co się stanie po przekroczeniu pewnej granicy, kiedy naszym dzieckiem zacznie się interesować państwo. Krok po kroku — od zasądzonego kuratora, nawet do szpitala psychiatrycznego czy poprawczaka. W którymś z wywiadów zasygnalizowałam, że gdyby nie było tylu oddziałów psychiatrycznych dla młodzieży, to poprawczaki pękałyby w szwach. Jedne z tych oddziałów funkcjonują lepiej, inne gorzej, ale wychodząc, dzieci dostają tak zwaną _carte blanche_ i mogą zacząć wszystko od nowa, bez wpisów do dokumentów. To nie jest bez książce naświetliłam, jak funkcjonował i funkcjonuje jeden z takich oddziałów. Nie liczmy na to, że zostawimy w nim dziecko, a inni naprawią nasze błędy. Cały sztab ludzi, wraz z rodzicami, ma uczestniczyć w przywróceniu naszego nastolatka społeczeństwu. To szansa dla dziecka, ale i dla nas, dorosłych. Sędzia, wydając wyrok w sprawie gimnazjalistek z Gdańska, w swoim uzasadnieniu odczytała: „Nie ma trudnej młodzieży, są tylko niewydolni wychowawczo opowiadania to także losy dzieci, które mieszkają obok nas. Wiele z nich ma problemy i dzieje się im krzywda, na którą reagujemy, czytając o niej w gazetach lub oglądając telewizję, ale czy potrafimy zareagować w codziennym życiu? W drugiej części (_Dzieci _Dalsze losy_) poznacie ich sukcesy i porażki, dowiecie się, przez jakie piekło przechodziły, żeby wyjść na tak zwaną prostą. To również nie jest łatwa lektura. Fałszywe nadzieje po miesiącach, a nawet latach spędzonych w szpitalu psychiatrycznym, bez wsparcia, po wrzuceniu ich na głęboką wodę, które kończyło się podtopieniem, a niekiedy utonięciem. Sięganiem dna, z którego niewielka grupa potrafiła się odbić. Jak odnajdywały się w społeczeństwie, mierząc się z nieuczciwością pracodawców i własnymi niedoskonałościami? Jak bardzo czuły się oszukane przez system i dlaczego niektórzy mają tylko pod górkę? To ich ostrzeżenia przekazane za moim czasKażdy z nas przeżywa rozterki i refleksje związane z różnymi zdarzeniami, z życiem. Mimo że to tylko mrzonka, zastanawiamy się, co by było, gdyby…? Bardzo trudno poradzić sobie samemu z traumą — jak doradzają psycholodzy, trzeba ją przepracować. Ważne jest, by na pewnym etapie wyciągnąć odpowiednie wnioski i spróbować coś naprawić. Czasami nie warto wciąż wracać do przeżyć i bezustannie ich wałkować, tylko trzeba ruszyć do przodu. Jeśli ktoś odszedł, to nie przywrócimy mu życia, ale możemy pomóc innym. Mogą uczyć się na naszych błędach i ustrzec się swoich. Dzielenie się z innymi naszymi przeżyciami pomaga rozładować wewnętrzne napięcie. Tak bardzo zbliżamy się do zachodnich schematów, że tracimy wartości, dzięki którym żyje nam się łatwiej. Mam na myśli prawdziwych przyjaciół, powierników, z którymi dzielimy się naszymi sekretami i możemy liczyć na ich wsparcie, a nawet pomoc. Poszukujemy substytutów w internecie, gdzie widzimy tylko napisane słowa. Nie widzimy szczerości w oczach, mimiki, gestów, tego, co zdradza zainteresowanie naszymi problemami. Nie czujemy uścisku dłoni, przytulania i wspólnych łez. Z kolei za rzeczowe porady u specjalistów musimy zapłacić, a zmęczony terapeuta będzie spoglądał niecierpliwie na zegarek. To prawda, że boimy się śmieszności, zawstydzenia i tego, że ktoś nadużyje naszego zaufania. Trzeba jednak zaufać i otworzyć się na ludzi. Metoda małych kroków da nam możliwość weryfikacji, czy ktoś zasługuje na zaufanie, czy też nie. Warto dać komuś szansę i powierzyć jakąś naszą drobną tajemnicę. Taka próba dostarczy nam wiedzy i przyniesie warto robić coś dla innych? Dla wierzących cytat z biblii: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Dla wszystkich: by poczuć się lepiej, mieć poczucie przynależności, stać się empatycznym, rozwijać duchową przemianę, dawać przykład innym i wychowywać. Tworzyć wrażliwe społeczności, które nie będą zamykać się w betonowych skorupach. Popadamy z jednej skrajności w drugą. Albo gromadzimy się i składamy górnolotne obietnice, albo zamykamy się w domach i udajemy, że nas to nie dotyczy. Ja pomogę komuś, a kiedyś może ktoś pomoże mnie? Każda karma wraca, i to w najmniej spodziewanym momencie. Życie jest nieprzewidywalne i nie wiemy, kiedy tej pomocy możemy potrzebować. Wielu ludzi, których dotknęła jakaś tragedia, pragnie pomagać innym. Organizują się w grupy, otwierają fundacje, starają się chociaż w części ulżyć innym cierpiącym. To nieprawda, że ludzie nie chcą mówić o swoich traumatycznych przeżyciach. Wręcz odwrotnie, muszą być jednak na to gotowi. W taki czy inny sposób pragną wykrzyczeć swój ból, może pokłócić się z Bogiem i starać się nie oszaleć. Matka, która z powodu wypadku straciła jednocześnie trzy córki, miała prawo być o krok od szaleństwa. Czy ta kobieta nie marzyła, żeby cofnąć czas? To pytanie retoryczne, bo wiemy, że jest to niewykonalne. Po takiej tragedii pozostaje żyć dla innych dzieci, walczyć o swoje zdrowie psychiczne, a w przyszłości wspierać innych, by samemu poczuć się lepiej. Mimo tego, że życie wgniata nas w ziemię, należy się podnosić i dalej porozumieniaZatrważają mnie sytuacje, w których rodzice czy opiekunowie są zaskoczeni dramatycznymi wydarzeniami. Nie raz i nie dwa uczestniczyłam w udzielaniu pomocy młodym ludziom zatrutym różnymi środkami. Wbrew pozorom, jeśli ktoś uważa, że alkohol jest bezpieczną trucizną, to nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo się myli. Kiedy nie znano antybiotyków, kiłę leczono arszenikiem — trucizną, której minimalne dawki nie były zabójcze. Tak jak wypalenie jednego papierosa nie uśmierca, ale wypalenie większej ilości naraz prowadzi do zatrucia, a nawet zgonu. Nawet sól spożywcza w znacznej ilości może zabić. Tak jest z każdą trucizną. Jeśli przyzwyczaimy organizm, stosując małe porcje, nikt natychmiast nie umiera. Dzieci zatrutych dużą dawką alkoholu jest coraz więcej. Tej trucizny z organizmu trzeba się pozbyć jak najprędzej i jest to praca medyków, ale walka o życie, szczególnie młodych ludzi, to wielka trauma dla całego personelu. Smutek, łzy rodziców i to dramatyczne wzajemne przerzucanie na siebie winy nie budują dobrych relacji. Pojawia się zasadnicze pytanie: „Gdzie popełniliśmy błąd?”. Zdziwienie i niedowierzanie powodują natłok myśli i zatruć lub uzależnienia prowadzi nie tylko alkohol. Dochodzą dopalacze, narkotyki, leki psychotropowe, leki na odchudzanie oferowane poza obrotem aptecznym i wiele innych substancji. Nawet toksykolodzy nie nadążają za pomysłowością handlarzy śmiercią. A czas płynie nieubłaganie, zmniejszając szanse na przeżycie czy odzyskanie zdrowia. Dorośli mają ten dar przewidywania, dalekowzroczności — szkoda tylko, że tak rzadko dzielą się tym darem ze swoimi dziećmi i innymi dorosłymi, tymi, którzy są mniej zaradni. Rozmowy, przytaczanie przykładów, uwrażliwianie i przygotowanie na rozsądne decyzje mają pomóc minimalizować tego typu zagrożeń czyhających na młodych ludzi omówiłam w pierwszej części mojej książki _Dzieci psychiatryka_. W części drugiej, _Dzieci _Dalsze losy_, znacznie rozwinęłam temat. Piszę o zagrożeniach, na które możemy mieć większy lub mniejszy wpływ. Warto się z tym zapoznać i umiejętnie wykorzystać podaną wiedzę. Zdrowie i życie naszych pociech jest wyniszczają młody organizm znacznie prędzej niż dojrzały. Przypomną o sobie nawet po odstawieniu. Mają wpływ na pracę mózgu, zmniejszają możliwości intelektualne, nawet do upośledzenia. Niszczą narządy wewnętrzne, wątrobę, nerki czy serce, upośledzają ich funkcje i pozostawiają znaczny uszczerbek. Młody człowiek staje się okaleczony. Nawet jak wróci do pełnej formy i zapragnie realizować swoje marzenia, może się okazać, że zostanie zdyskwalifikowany z powodu uszkodzenia serca, o którym nie miał pojęcia. Rozczarowanie i wymuszona zmiana planów to dotkliwa kara za popełnione błędy i — niewidoczniCzy dzisiaj bardziej widzimy niepełnosprawnych i ich problemy? Zapewne tak. Część dzieci opuszczających szpitale psychiatryczne również jest w różnym stopniu obarczona niepełnosprawnością. Jak traktuje ich społeczeństwo? Jeśli ludzie wiedzą, że były one w szpitalu psychiatrycznym, nieważne z jakiego powodu, to są postrzegane jako… „czubki”. Do tego sprowadza się nasza wiedza. A to nieprawda. Te dzieci nie są mniej inteligentne, mniej empatyczne, są tylko dotknięte traumami, często fizycznie i psychicznie pokiereszowane. Może są mniej zdolne, ale czy nasze „normalne” dzieci nie wykazują wybiórczych zainteresowań. Jedne są uzdolnione humanistycznie, inne lepsze w przedmiotach ścisłych. Pacjenci szpitali psychiatrycznych czy wychowankowie ośrodków wychowawczych lub resocjalizacyjnych nie są wyrzutkami społecznymi, tylko dziećmi, które się gdzieś pogubiły i przeciw czemuś zbuntowały. Nieprawdą jest, że zawsze pochodzą z rodzin patologicznych. Coraz częściej zdarzają się dzieci, które chcą zwrócić naszą uwagę na siebie, na swoje uczucia. Pragną zainteresowania, rozmowy, potraktowania ich problemów z należytą uwagą. Chcą się dzielić swoimi kłopotami, osiągnięciami, rozterkami. Pragną, żeby ktoś je pochwalił, wysłuchał, doradził, a może tylko uczestniczył w ich z jakimś stopniem niepełnosprawności mogą nam się wydawać dziwne. Rzeczy dla nas oczywiste, dla nich urastają do rozmiarów Mount Everestu. Dopiero wyjaśnienia, uproszczenia dają im jasność sytuacji. To jednak wymaga z naszej strony uwagi, zainteresowania i zrozumienia młodego człowieka. Pamiętajmy, że te uwrażliwione dzieci prędko wyczują fałsz w nieszczerym działaniu, a utrata zaufania to nasze fiasko. Dla młodych ludzi jakieś niedomówienie, próba przemilczenia ważnego dla nich tematu to niemalże zdrada. W dzisiejszych, skomplikowanych czasach nie jest łatwo dogadać się z młodym człowiekiem, który na wszystko reaguje odpowiedzią: „Ty nic nie rozumiesz”. Być rodzicem dzisiaj to nie lada wyzwanie. Tak bardzo sprawdza się maksyma „małe dzieci nie dają spać, a duże żyć”. Sama doświadczam tego na co dzień, bo też jestem matką. Trzeba jednak z dziećmi rozmawiać, być ich przyjacielem, oparciem, a z czasem może to zaowocować ich niezależnością i umiejętnością radzenia sobie w mało sprzyjających rodzi się traumaMoże będzie ostro, ale niektórzy dorośli są egoistami, narcyzami i totalnymi ignorantami. Czytam różne posty i przy niektórych ręce mi opadają. Jeśli jakaś kobieta, żona pisze na forum, że jej partner nadużywa alkoholu, popala trawkę czy sięga po inne narkotyki, a wszystkie kłótnie, krzyki, łzy swojej ukochanej mamusi widzi dziecko, to nie jest to nic innego jak znęcanie się nad tym dzieckiem. Kobieta twierdzi, że kocha swojego partnera, i liczy, że to się zmieni, a tymczasem ciągnie się to miesiącami czy nawet latami, pozostawiając u dziecka traumę na całe życie. Jeszcze gorzej, gdy rodzice przekazują swoje dziecko od instytucji do instytucji albo powierzają je zmęczonym dziadkom. Nie bez powodu natura tak to skonstruowała, że dzieci mają ludzie młodzi. Organizm jest wówczas w pełni wydolny, rodzice mają więcej cierpliwości, a ich siły fizyczne są niespożyte. Nie bez kozery mówi się, że dziecko to praca na pełen etat. Czy mężczyzna, który tylko obiecuje, a nie dotrzymuje słowa i niszczy swoją rodzinę, jest jej wart? Czy kobieta, która przedkłada takiego niszczyciela, używki albo lekkie życie nad własne dziecko, zdaje sobie sprawę, jak to wpłynie na jego psychikę? Jeśli o tym nie myślą, to właśnie dlatego śmiem nazywać ich cholernymi egoistami. Dziecko potrafi zapamiętać bardzo dziwne szczegóły ze swojego dzieciństwa. Już trzylatek może pamiętać przykre dla niego doznania, na przykład szczypanie w policzek przez egzaltowaną ciotkę, wymuszane przez wąsatego i obślinionego wujka całuski itd. W przyszłości może okazać się, że dziecko unika bliskich kontaktów — nie lubi czułości rodzinnych, ściskania, przytulania i najchętniej ograniczałoby się do kontaktów na odległość. Niby nic takiego się nie wydarzyło, ale dziecku pozostała jest różnica między przebywaniem z dzieckiem a przebywaniem w towarzystwie dziecka? Otóż przebywanie z dzieckiem to czas, kiedy rodzic rozmawia z dzieckiem, coś z nim robi, poświęca mu czas i okazuje zainteresowanie. Przebywać w towarzystwie dziecka, to na przykład zerkać, czy ewentualnie nie wypadnie przez balkon, ale tak naprawdę zajmować się sobą i swoimi sprawami. Wypadki zdarzały się zawsze, bo dzieci to żywe srebro, ale za wiele z nich winę ponoszą głównie nieodpowiedzialni dorośli. Oparzonemu dziecku pozostanie nie tylko blizna na skórze, lecz także olbrzymia trauma. Może uda mu się wyprzeć to, jak doszło do wypadku, ale blizna po nim będzie przypominała mu o tym przez całe życie. Ból oparzeniowy jest tak okropny, że w wielu przypadkach lekarze decydują się na wprowadzanie w stan śpiączki farmakologicznej (zależy to oczywiście od skali oparzenia).Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, co tak naprawdę może wywołać uraz psychiczny. Możemy sądzić, że jakieś zdarzenie nie jest istotne, że było bardzo dawno, ale nasza pamięć potrafi szufladkować informacje i w pewnym momencie, nawet po długim czasie, podporządkowani podświadomości zachowamy się tak, a nie inaczej. Po wielu latach pragnący nam pomóc psycholog może doszukać się źródła naszych problemów w okresie dzieciństwa. To cudowne usłyszeć z ust dorosłej osoby: „Miałam/miałem szczęśliwe dzieciństwo”. Nie spowodują tego przedmioty, ale mogą to spowodować rodzicielska miłość i cudowne wspomnienia, nawet zapach pieczonego ciasta. Ileż to razy uzmysławiamy sobie, że już nigdy nie skosztujemy czegoś, co tak bardzo smakowało nam w dzieciństwie. Oby życie smakowało siła stresuW dzisiejszych czasach stres towarzyszy nam na co dzień. Zmianie może ulegać jedynie jego skala. Nie ma jednej recepty, jak sobie z nim radzić, bo zależy to od wielu czynników — w jakim jesteśmy wieku, czy jesteśmy w związku, czy pracujemy, jakie są nasze relacje rodzinne itd. Ja próbuję się skupić na młodych ludziach, którym trudno sobie poradzić z tą chorobą cywilizacji. Generalnie osoby dorosłe powinny radzić sobie z nim lepiej, ale nie zawsze tak to działa. Kiedy dorośli mają problemy i nie potrafią sobie z nimi uporać, poszukują „odstresowaczy”. Dla jednych będzie to alkohol, dla innych słodycze, jedzenie, leki, zakupy, narkotyki czy jeszcze inne rzeczy. Podczas stresu tak samo cierpi nasz umysł jak ciało. Długotrwałe napięcie prowadzi do wielu chorób somatycznych. Możemy często się przeziębiać, nie kojarząc tego z czynnikami stresogennymi i systematycznym obniżaniem odporności naszego znam złotej rady na wszelkie zło całego świata, ale wiem, że zamykanie się w domu i pogrążanie się w samotności, we własnych myślach, nie przyniesie pomocy i rozwiązania. Odwrotnie, wyjście do ludzi, rozmowa, szukanie rozwiązań poza domem mogą podsuwać nowe pomysły, nieść nadzieję i pozwalać podążać w dobrym kierunku. Wszystkie nasze emocje przenoszą się na pozostałych domowników. Jeśli patrzą na nas dzieci, to musimy pamiętać, że są one doskonałymi naśladowcami. Nie musimy jednak udawać, ukrywać, że coś jest nie tak. Młodzi ludzie również mogą uczestniczyć w rozwiązywaniu problemów, konfliktów, chyba że dotyczą one naszej sfery intymnej. W ten sposób przygotowujemy młodych ludzi na trudy życia, aplikujemy swego rodzaju szczepionkę. Bezwzględna ochrona stworzy pewien miraż, a przyszłe porażki mogą stać się dramatem ich życia. Poza tym dopuszczeni do rodzinnych narad, bardziej się dowartościowują i bardziej nam ufają; w ten sposób przełamujemy bariery. Oczywiście dobieramy rodzaj przekazu do wieku dziecka. Innych słów użyjemy, mówiąc do pięciolatka, a innych, dyskutując z piętnastolatkiem. Pamiętajmy, że dzieci nie lubią ciszy, boją się jej, źle się czują w atmosferze niedomówień i niepewności. Czasami czegoś nie rozumieją, ale ich intuicja działa bardzo sprawnie. Dziecko nie odchoruje stresu jak dorosły — nie dostanie na przykład zawału. Będzie się skarżyło na bóle brzucha, brak apetytu, kłopoty ze snem itd., ale znacznie bardziej ucierpi sfera uczuć i emocji. W tym czasie mogą pojawić się pierwsze okaleczenia, eksperymenty ze środkami odurzającymi, alkoholem, młode osoby mogą stać się łatwym łupem sekt i wyeliminujemy zupełnie stresu z naszego życia, bo jest to zwyczajnie niemożliwe, ale możemy wpływać na zmniejszanie jego natężenia. Nie zostawajmy ze swoimi problemami sami. Nie opierajmy się tylko na ocenie znajomych, bo ta może być stronnicza. Czasami warto zapytać o zdanie kogoś zupełnie obcego. Nie musimy natychmiast takiej rady wcielać w życie, ale warto, byśmy się nad nią styczniu 2020 roku oglądałam w TVN24 odcinek programu _Superwizjer_ poświęcony tematyce uzależnień. Chciałabym się odnieść do poruszanego w tym programie problemu. Generalnie skupiono się na uzależnieniu od środków psychoaktywnych i wymieniono jeden powód, dla którego dzieci się uzależniają, a mianowicie ciekawość. Otóż w mojej książce _Dzieci psychiatryka. Historie z ich życia_ wymieniam tych powodów przynajmniej kilka, a jest ich i tak znacznie więcej. W programie pokazano życie i losy bohaterów, którzy z powodzeniem lub bez walczą z nałogiem. Moją uwagę przyciągnęła matka uzależnionej nastolatki, która opowiada o problemach dziewczyny i próbach pomocy. Z mojego punktu widzenia ta pomoc była nieumiejętna. Dawanie dziewczynie jedzenia i nagminne proszenie, żeby przestała brać, nie odniosły żadnego odnieść sukces, trzeba wiedzieć, jak postępować z taką osobą. Nawet dzieci zamknięte w ośrodkach bez wsparcia rodziny nie radzą sobie z tak trudnym uzależnieniem. W terapii powinno brać czynny udział zarówno dziecko, jak i jego rodzina. Tam rodzice otrzymują instrukcje, jak postępować, jakie wprowadzać zasady i jak umiejętnie wspierać dziecko w walce z nałogiem. Często brutalna prawda wypowiadana przez kogoś zupełnie obcego otwiera świadomość ludzi z problemami. Dlatego warto korzystać z porad psychologów, psychiatrów czy terapeutów. Nie do zaakceptowania jest postawa rodziców, którzy litując się nad dzieckiem, przynoszą na zamknięty oddział narkotyki. Ich motywacją jest to, że dziecko bez tego cierpi. Przemycanie środków odurzających w paście do zębów, cukrze, chipsach i wielu innych produktach dodawało tylko pracy kontrolującym. Takie rzeczy trzeba było przeglądać, sprawdzać, cukier przesypywać i tak dalej. Jednak pomysłowość ludzka nie zna granic i czasami im się udawało coś przemycić. Nie ma nic bardziej dołującego jak najarane towarzystwo, nad którym pracował sztab ludzi. Wyciągnięcie kogokolwiek z nałogu to ciężka _Superwizjerze_ mówiono też o zanieczyszczonej marihuanie, o której również piszę w książce. Sprzedający śmierć na raty myślą tylko o zyskach, a nie o ludzkich tragediach. Od takich mieszanek, które serwują handlarze śmiercią, dzieciaki uzależniają się dużo szybciej. Myślą, że palą trawkę, a palą świństwo, które najpierw niszczy im mózg, a potem inne narządy. Pojęcie lekkich narkotyków już dawno nie istnieje. Z powodu tych mieszanek dzieci odczuwają lęki, mają halucynacje, łatwo wpadają w depresję, mają kłopoty z pamięcią, czasem nawet pojawia się schizofrenia. W momencie, w którym uda im się zerwać z nałogiem, cierpią na schorzenia somatyczne (np. problemy z sercem, wątrobą), mają tiki i szereg innych dolegliwości. Pojawiają się ograniczenia intelektualne. Taki niszczący wpływ, w szczególności na młody organizm, mają narkotyki, leki, dopalacze, alkohol, kleje i mnóstwo innych o podobnym działaniu. Hazard czy seksoholizm to generalnie uzależnienia psychiczne, ale te wymienione wcześniej niszczą człowieka po zdanie z wspomnianego programu:W CO TRZECIEJ RODZINIE ISTNIEJE PROBLEM NARKOTYKÓW!Spodziewalibyście się, że aż tak?
.