Tak, zmieniłam się, wiem. Inne drogi wybieram od lat Tylko w snach Naprawdę wiem Tylko w moich snach Gdy gra tych kilka nut Cichy szept, poruszone wspomnienia przez wiatr Tamtych słów, tych dziwnych słów Kłamałeś - dobrze wiem, że ty Też kochałeś mnie Gdy wspominam tamte dni przez łzy, widzę cię. To już zamknięte drzwi
fot. Fotolia Postanowiłam wziąć pierwszą klasę, bo czekała mnie wielogodzinna podróż i nie chciałam ryzykować ścisku w zatłoczonych wagonach. Skończyłam 45 lat, coraz gorzej znoszę niewygody: boli mnie kręgosłup, szybko się denerwuję. Złośliwa koleżanka twierdzi, że to początki klimakterium, i choć uważam ją za wredną małpę, czasami myślę, że jednak ma trochę racji...Jechałam w odwiedziny do mamy. W perspektywie miałam objadanie się, wysłuchiwanie plotek o ludziach, którzy w ogóle mnie nie obchodzą, i nudę... „Jakoś wytrzymam – myślałam. – Tydzień nie wieczność! Przynajmniej się wyśpię!”. Od dawna mieszkam daleko od rodzinnego domu. Odzwyczaiłam się od ciepełka, zapachu, zwyczajów, jedzenia. Nie tęsknię za niczym, co kiedyś wydawało mi się najlepsze i ważne. Umiem bez tego żyć. Mamę bardzo kocham, jednak na całym świecie nie ma nikogo, kto by mnie umiał bardziej zdenerwować. Czasami wystarczą cztery minuty i już chce mi się wracać. Kiedy do niej przyjeżdżam, przynajmniej raz musimy się pokłócić; potem jest mi głupio i mam straszne wyrzuty sumienia!Tamten wyjazd był jeszcze trudniejszy, bo mama przez telefon strasznie narzekała. Na zdrowie, pogodę, dentystę, który jej źle dopasował protezę, a wziął kupę forsy; na to, że nie może spać, zwłaszcza podczas pełni. Czułam, że czekają mnie ciężkie chwile. Kiedy wsiadłam do pociągu, okazało się, że w jedynce jest zupełnie pusto. Byłam sama w przedziale, mogłam zdjąć buty i wyciągnąć się na siedzeniu. Zasnęłam...Obudził mnie zgrzyt otwieranych drzwi. Właśnie ruszyliśmy z dużej stacji i do mojego przedziału wsiadł młody mężczyzna. Nie mógł wybrać inaczej, bo pociąg był objęty całkowitą rezerwacją. Miał miejsce przy oknie, naprzeciwko mnie. Odbijał się w szybie jak w lustrze, mogłam więc bezkarnie mu się przyglądać, a było komu, bo chłopak był wyjątkowo urodziwy; wysoki, dobrze zbudowany, z twarzą o regularnych, klasycznych rysach. Nosił dżinsy, miękkie mokasyny i szarą bluzę znanej firmy. Na jego prawej ręce lśniła złota obrączka...Zrobiło się duszno, więc poprosiłam, żeby odsunął okno. Podziękowałam, machnął lekceważąco ręką, że to nic wielkiego, i wyszedł na korytarz. Cicho gadał przez komórkę. Dolatywały do mnie pojedyncze słowa: – Przestań... błagam cię... Spotkajmy się ostatni raz, naprawdę proszę!Pomyślałam, że zazdroszczę tej dziewczynie. Musiała być wyjątkowa, skoro TAKI facet najwyraźniej za nią szalał! Chłopak wrócił do przedziału. Usiadł na swoim miejscu, oparł głowę o zagłówek siedzenia i przymknął oczy. Rzęsy miał długie i gęste jak dziewczyna, włosy ciemne, z grzywką, oliwkową skórę. O tak, nie pogardziłabym takim przystojniakiem!Siedział jakiś czas nieruchomo, ale po chwili się skulił, przysłonił twarz kurtką wiszącą obok okna, jakby się chciał odgrodzić od całego świata. Wyraźnie dawał do zrozumienia: „Nie zaczepiaj mnie!”. „ laska dała mu nieźle popalić”– ogarnęło mnie współczucie, bo młody wyglądał jak kupka nieszczęścia. Faktycznie tak było, bo piękny nieznajomy nagle zaczął... płakać jak dziecko. Zrobiło mi się go strasznie żal. Postanowiłam wkroczyć do akcji. – Wiem, że nie powinnam się narzucać, ale jeśli mogę jakoś panu pomóc... Wynurzył się spod tej kurtki, popatrzył na mnie, jakby się nad czymś zastanawiał. – Może pani pomóc, gdyby pani tylko zechciała... – odparł powoli. – Jak? Co mam zrobić? – spytałam.– Boję się, że się pani obrazi. Naprawdę, mogę? – spojrzał na mnie niepewnie. – Śmiało! Nie jestem obrażalska. Znam życie – zachęciłam go. Wtedy on… dosłownie się na mnie rzucił!Poczułam na sobie jego ręce, którymi rozpinał mi spodnie, a potem stanik. Od jego łez miałam mokre policzki, na sobie czułam sprawne, młode, męskie ciało. Ogarnęło mnie takie podniecenie, że zapomniałam o otwartym przedziale, o niezasuniętych zasłonach i o konduktorze, który mógł wejść w każdej chwili. Zaczęłam go całować, pomagać mu znaleźć wygodną pozycję i już, już miałam go mieć tylko dla siebie, kiedy nagle się odsunął, usiadł zgarbiony w drugim kącie ławki i jęknął: – Przepraszam, nie mogę... Chciałam go zabić! W życiu nikt mnie tak nie upokorzył, nie sprowadził do parteru! Byłam gotowa uprawiać seks, prawie na oczach innych, z nieznajomym smarkaczem – i ten smarkacz mną wzgardził! Myślałam, że umrę ze wstydu. – O co ci chodzi, gnojku?! – wysyczałam wściekle. – Masz problemy z seksem? To może idź do doktora! Nie udawaj mężczyzny, skoro nim nie jesteś. Nadal siedział skulony jak zbity pies. Po chwili jednak jakoś się ogarnął, wyjął z kieszeni portfel, a z niego fotografię.– To jest moja miłość – powiedział. – Dlatego nic mi nie wychodzi...Ze zdjęcia patrzył na mnie czarnowłosy facet, z dużymi, trochę wyłupiastymi oczami. Miał zmysłowe wargi, a na nich lekki ironiczny uśmieszek, jakby pytał: „No co? Prawda, że ze mnie fajny gość?”. Nie podobał mi się. Nie lubię takich pewnych siebie, bezczelnych macho, z twardo zarysowanymi szczękami. W życiu nie pomyślałabym, że to gej! – Jest bi – powiedział chłopak, jakby czytał w moich myślach. – Zdradził mnie. Znalazł kobietę. Twierdzi, że się zakochał. – Chciałeś się zemścić?! – krzyknęłam. – Wybrałeś sobie pierwszą lepszą babkę, żeby się sprawdzić i lepiej się poczuć... Komu zrobiłeś kuku; jemu, mnie czy sobie?– Mnie już jest wszystko jedno. Chciałem… sam nie wiem czego... Po prostu... Nie chce mi się żyć! – jęknął. – Biedaczek – zakpiłam. – Cały wszechświat ma z tobą płakać, bo cię partner od seksu zrobił w konia! Wielka tragedia!Wyprostował się i oznajmił: – Dla mnie to dramat. Byliśmy razem od sześciu lat. On mnie przekonał, że jestem inny, że mogę być szczęśliwy tylko z mężczyzną. Rok temu się zaręczyliśmy, mieszkamy razem. Dla niego zerwałem ze swoją rodziną, bo rodzice nie zaakceptowali tego związku. Mają tradycyjne poglądy, uważają, że powinienem się leczyć. – Nigdy nie byłeś z kobietą? – Nigdy. Miałem siedemnaście lat, kiedy go poznałem. Kobiety mnie nie interesują. Dziś spróbowałem po raz pierwszy i ostatni... Przepraszam, to było głupie i podłe!Powoli opadał ze mnie gniew. „Sama jestem sobie winna – pomyślałam. – Tylko kompletna idiotka tak ryzykuje... Przecież to mógłby być jakiś zbok! Nawet bym nie pisnęła, gdyby chciał mi zrobić krzywdę. I tak mi się udało!”. Chłopak znowu wyszedł na korytarz. Stał tam tak długo, aż zaczęłam drzemać ukołysana stukotem pociągu. Zachodziło słońce. Po jeszcze ciepłym dniu zapadał chłodny wieczór. W przedziale zrobiło się szaro, potem ciemno, ale żadne z nas nie zapalało światła. Kątem oka widziałam, że on ciągle dzwoni, wysyła esemesy, ale odpowiedzi nie było... Dojechaliśmy do dużego wojewódzkiego miasta. Do naszego przedziału wsiadła para w średnim wieku i starszy pan. O osobistej rozmowie nie było już mowy. Wysiadałam wcześniej niż on. Pomógł mi zdjąć torbę z półki, odprowadził do wyjścia i otworzył ciężkie drzwi na peron. – Daj mi swój numer – poprosił, kiedy czekaliśmy, aż pociąg się zatrzyma. Więc podałam mu, a on powiedział: – Nie wiem, czy kiedykolwiek zadzwonię. To tak na wszelki wypadek. A jednak zadzwonił...Jakoś nie potrafiłam zapomnieć o tej historii. Analizowałam każdą minutę i zastanawiałam się, czemu tak mi puściły wszelkie hamulce. Dlaczego ten chłopiec mógł zrobić ze mną wszystko, co by chciał… gdyby chciał? Od paru lat jestem sama, do tej pory nie udało mi się stworzyć stałego związku, ale to chyba nie samotność spowodowała taką głupotę! Chłopak bardzo mi się podobał. Nigdy nie widziałam nikogo przystojniejszego. Różnica lat nie miała znaczenia, zresztą ja zawsze lubiłam mi się śniło, że go spotykam, a on śmieje się ze mnie i mówi: „Głuptasie... co ty wymyśliłaś? Tylko ciebie chcę!” Kiedy zadzwonił, krew mi odpłynęła z głowy. Ale gdy usłyszałam, co ma mi do powiedzenia, poczułam się jeszcze gorzej... – Przebadaj się – rzucił. – Co prawda nic miedzy nami nie było, ale trzeba dmuchać na zimne... Mój chłopak ma HIV... Ja też jestem dodatni. Nie mógłbym ci zrobić świństwa i nie uprzedzić, żebyś sprawdziła. – A co u ciebie? Mogę ci jakoś pomóc? – spytałam kompletnie od rzeczy. – Znowu mi chcesz pomagać? Niczego się nie nauczyłaś? – spytał i rozłączył rację. Niczego się nie nauczyłam. Choć umierałam ze strachu, czekając na wyniki badania krwi, nadal byłam skłonna robić głupoty. Jeszcze do mnie nie docierało, jak wielki miałam fart! „Fajny byłeś – myślę. – Szkoda, że tak się to wszystko skończyło, ale dobrze, że już cię nie spotkam. Kto wie, jak jeszcze mogłabym dla ciebie oszaleć?” Maria
Tłumaczenie hasła "Spotkajmy się" na angielski. Spotkajmy się na lotnisku za 6 godzin. So listen, meet me at the airport in six hours. Spotkajmy się a powiem pani prawdę. Meet me and I'll tell you the truth. Spotkajmy się po szkole przy wiatraku. Let's meet after school, at the windmill. Spotkajmy się po jego ostatnich obrzędach. fot. Adobe Stock Nie mieszkam w Polsce. Wyniosłam się z kraju trzy lata temu. Tak, właśnie „wyniosłam się”, a nie „wyprowadziłam” ani „wyemigrowałam”. Ludzie, którzy mieszkali obok mnie, zmusili mnie swoim brakiem tolerancji i ironicznymi komentarzami do kroku, na który wcale nie miałam ochoty – do pozostawienia starzejących się rodziców i szukania szczęścia tam, gdzie nikt na mnie nie czekał. Jakoś się ułożyło, pewnie, ale nie będę kłamać, że było łatwo. Po co w takim razie to wszystko? Odpowiedź jest prosta: kobieta tylko dla jednej rzeczy może się tak poświęcić – dla miłości. I ja właśnie miłość pamiętam, uchodziłam w oczach swoich szkolnych kolegów za dziwadło: – Olka, szalik ci się ciągnie! – krzyczeli za mną, kiedy wbrew panującej modzie na odsłonięte głowy i gołe szyje ośmielałam się w ogólniaku szczelnie opatulać, gdy przychodziły mrozy. – E, zakonnica! – kpili innym razem, kiedy przychodziłam do szkoły ubrana w długą spódnicę. Nawet nauczyciele brali czasami udział w tej nagonce Kiedyś pani od fizyki powiedziała publicznie, że powinnam coś zrobić z oczami, bo z takimi grubymi szkłami to ja nigdy męża nie znajdę. Bolało? Pewnie, i to jak! Ale ja już jako małe dziecko, kiedy musiałam odpierać ataki starszych braci, opracowałam strategię radzenia sobie z takimi zaczepkami – po prostu kuliłam się w sobie i udawałam, że te wszystkie raniące słowa nie są skierowane do mnie. Z czasem zaczęłam sobie wyobrażać, że jestem gwiazdą, którą wszyscy podziwiają. Żyłam jakby w dwóch światach. W tym prawdziwym, realnym byłam Kopciuszkiem, w tym wymyślonym – królową że rodzice musieli widzieć moją postępującą izolację i samotność, jednak nie robili nic, żeby mi pomóc. Chyba sami wstydzili się tego, że urodziła im się taka córka. Nie mam do nich o to żalu. Wychowywali piątkę dzieci, w tym czterech chłopaków, prawdziwych łobuziaków. Starali się wszystko nam zapewnić, a byli tylko prostymi ludźmi po szkole podstawowej. Poza tym, kto to kiedyś słyszał o tym, że dziecko trzeba czasami przytulić, żeby wyrosło na ludzi, albo że dobre słowo nieraz lepsze od bułki z czekoladą? To były fanaberie. Nie miał kto rodzicom takich mądrości naopowiadać. Raz, jak miałam ze trzy lata, lekarz w rejonowej przychodni powiedział matce: – Nią niech sobie pani głowy nie zawraca. Operacja jakaś może by i była, ale to by trzeba w Warszawie, wie pani, gdzie tu u nas na wsi… a to i koszty są, sama pani rozumie. Cieszyć się trzeba, że z głową na razie w porządku, i przyuczyć do jakiegoś zawodu, żeby pani miała pociechę. Robotnica w fabryce nie potrzebuje dobrych oczu – okulary kupić i już można nakrętki na butelki zakładać! I matka go posłuchała, bo co innego miała zrobić? Przyuczała mnie od małego, że prochu nie wymyślę. Co z tego, że byłam najlepszą uczennicą w klasie i dzięki uporowi ciotki poszłam nawet do ogólniaka – znałam swoje miejsce w szeregu, wiedziałam, że jestem inna, gorsza, że może i zawód jakiś w końcu znajdę, może po znajomości, ale co z tego, dla kogo to wszystko – skoro za mąż nigdy nie wyjdę. Musiało po mnie być widać to niskie poczucie własnej wartości, bo i powodzenia nigdy specjalnie nie miałam. Pogodziłam się z tym w lata szły, do naszej wioski przyszło nowe, najpierw maszyny do pisania, potem komputery, a potem to, co dla mnie okazało się najważniejsze – Internet. To było dla mnie prawdziwe okno na świat! Pracowałam już wtedy w kadrach w naszej miejscowej mleczarni, kończyłam nudną robotę o szesnastej i biegłam do domu, przed ekran. Szukałam. Wiadomo, czego może szukać młoda dziewczyna – miłości. Po kilku tygodniach znałam już wszystkie portale randkowe, a po kolejnych kilku – wysłałam swój anons. „Nie takie znajdują przez sieć królewiczów z bajki” – myślałam sobie. „Czemu mnie nie miałoby się trafić?” Mój kuzyn w ten sposób poznał żonę. W telewizji co i rusz pokazywali pary, które poznały się w wirtualnym świecie. A mnie tak marzyła się gromadka dzieci… Postanowiłam spróbować. Opisałam się prawdziwie, może nawet dodałam tu i tam złe słowo. „Jak ma się zakochać, to musi znać prawdę” – myślałam. Więc napisałam, że mam dużą wadę wzroku, już raczej nieoperowalną, że kiepski ze mnie rozmówca, bo wolę słuchać, że nigdy nie byłam nigdzie poza tym swoim grajdołkiem. Kiedy to wysyłałam, przebiegło mi nawet przez myśl: „Chyba przesadziłam – kto by chciał poznawać takiego potwora?” – ale mail już poszedł, za późno było na zmiany. Następnego dnia nie mogłam bardziej naocznie przekonać się o prawdziwości powiedzenia – „każda potwora znajdzie swojego amatora”. Skrzynkę miałam po prostu zapchaną anonsami! Pisali młodzi i starzy, bywalcy zakładu karnego, a także zupełnie normalni chłopcy z małych miejscowości. Tylko dwa listy były niestosownymi żartami i oczywiście od razu wyrzuciłam je do kosza. Mężczyźni pisali, że na kogoś takiego, zwyczajnego, z problemami, czekali. Pisali, że chcą się spotkać, że na zdjęciu jestem śliczna, a okulary mam po prostu źle dobrane. Te wszystkie słowa były takie pozytywne, tak dodawały mi energii – nie mogłam się nacieszyć! Mogłabym odpisać na co najmniej dziesięć wiadomości – od razu jednak moją uwagę zwrócił Rafał, który przedstawił się jako programista z Lublina. Aż się zdziwiłam, że taki przystojny chłopak jest samotny: ciemnowłosy, o mądrych, brązowych oczach. Napisałam do niego pierwszy list – a Rafał odpisał. Przez następne dwa miesiące nasza korespondencja nie ustawała ani na jeden dzień. Pisaliśmy do siebie o wszystkim: ja o przykrościach w pracy, on o kłopotach w domu (jego ojciec był alkoholikiem). Podnosiliśmy się wzajemnie na duchu, a czasem po prostu flirtowaliśmy. Nigdy nie czułam się równie szczęśliwa. Nawet matka kiedyś stwierdziła: – A co ty tak siedzisz przy tym komputerze? Zakochałaś się czy co? A ja mogłam jej wtedy odpowiedzieć z całym entuzjazmem: – A wyobraź sobie, że się zakochałam! Matka oczywiście wzruszyła tylko ramionami Mruczała pod nosem „a kto by tam chciał takiego nietoperza”, ale nie przejęłam się tym wtedy wcale. Miałam energię, żeby góry przenosić. Z czasem zaczęliśmy z Rafałem rozmawiać przez telefon. Jak mi się podobał jego głos: taki ciepły, męski! Już widziałam siebie w białej sukni u jego boku… Dziwiło mnie jednak, że Rafał nie proponuje spotkania. „Może jednak się boi rozmawiać twarzą w twarz z okularnicą?” – przechodziło mi przez myśl. „Może jednak nie traktuje tej znajomości, tak poważnie jak ja?”W końcu nie mogłam dłużej wytrzymać i zapytałam go wprost, dlaczego nie chce się spotkać. Rafał długo nie odpisywał. W końcu dostałam krótką wiadomość: – Nie powiedziałem ci ważnej rzeczy o sobie. Nie mam odwagi. Jeśli chcesz, spotkajmy się w Warszawie o dwunastej w najbliższą sobotę. Jeśli chcesz. Potem się wyłączył. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca przez te kilka dni, najgorsze myśli przechodziły mi przez głowę. „Jest żonaty? Jest księdzem? Nie chce mnie i nie umie powiedzieć tego wprost?!” W sobotę z samego rana wyjechałam do Warszawy. Matce powiedziałam, że jadę do ośrodka szkoleniowego – wiedziałam, że tego nikt nie będzie się czepiał. Ubrałam się ładnie, ale dość oficjalnie. „Może faktycznie powinnam pomyśleć o jakimś kursie” – pomyślałam nawet. Kiedy pociąg podjeżdżał na peron Dworca Centralnego, nie potrafiłam powstrzymać się od wyglądania przez okno. Umówiliśmy się, że Rafał będzie miał kolorowe tulipany. I miał je, zobaczyłam od razu… ale wcześniej zobaczyłam koła, szyny, znajomą kurtkę, którą tyle razy widziałam na fotografii, przyciski, czarną ramę… Rafał jeździł na wózku inwalidzkim. Był niepełnosprawny Nie wiem, dlaczego od początku nie przyszło mi to do głowy. Może dlatego, że wydawało mi się, że skoro ja nie widzę dobrze, to mój ukochany nie będzie miał oporów przed przyznaniem się do swojego kalectwa? Ale jednak okazało się, że miał opory. Chyba musiał dostrzec moją niepewną minę, bo powiedział szorstko: – Ot, i cała bajka o królewiczu prysła. To cały ja. Wsiadaj w pociąg powrotny. Miał ten sam ciepły, radiowy głos, który znałam z telefonu. Nie bacząc na ludzi dookoła, rzuciłam mu się na szyję. – Tak się cieszę, że cię widzę! – powiedziałam tylko. Szybko zapanowałam nad swoim zaskoczeniem, bo dla mnie nie miało znaczenia, że on nie może chodzić, gdyż już wcześniej go pokochałam… Poszliśmy na kawę, potem na sałatkę, i na spacer. Rafał opowiedział mi o wypadku, który miał siedem lat temu. To on zmienił całe jego życie. Wcześniej był wesołym, beztroskim chłopakiem. Ścigał się w nielegalnych rajdach samochodowych. To właśnie one przyniosły mu kalectwo. Miał dziewczynę, chodził z nią cztery lata. Mieli plany na przyszłość. Ale ona nie wytrzymała presji, przestraszyła się chłopaka – kaleki. Po czterech miesiącach powiedziała tylko jedno słowo: – Odchodzę. Rafał nie umiał sobie znaleźć miejsca, nie potrafił pogodzić się z tym, że do końca życia będzie jeździł na wózku inwalidzkim. Próbował nawet popełnić samobójstwo. Kiedy o tym mówił, nie potrafiłam przestać go obejmować. Chciałam go chronić do końca życia! – … potem jednak przejrzałem na oczy, doceniłem, że żyję – mówił tymczasem Rafał. – Przecież ten wypadek mógł się skończyć dużo gorzej. Dokończyłem studia, zacząłem pracę. Mam szczęście – nieźle zarabiam, mam bardzo nowoczesny wózek. Praktycznie wszędzie dojadę. Jestem między ludźmi, wysportowany, młody, regularnie chodzę na rehabilitację, biorę udział w zawodach dla osób na wózkach i nawet mam pewne sukcesy – uśmiechnął się. – W końcu zrozumiałem, że życie przede mną. I uwierz mi, nigdy nie miałem problemu, żeby powiedzieć komuś, że jeżdżę na wózku. Dopiero kiedy poznałem ciebie… Wiedziałem, że to coś wyjątkowego… Tak się bałem, jak zareagujesz! – przytulił mnie mocno, a ja poczułam, jakby cały świat zatańczył wokół mnie. Tym bardziej gdy Rafał dodał: – Na żywo jesteś o wiele piękniejsza niż na zdjęciach! To był wyjątkowo długi dzień Potem przyszły następne, jeszcze dłuższe i jeszcze piękniejsze. Musiałam wynajdywać coraz to nowe preteksty żeby dojeżdżać do Warszawy, ale i tak sprawy nie dało się długo ukrywać. Pewnego dnia ojciec zagadał znad gazety: – Co za gacha znalazłaś w tej stolicy? Pewnie taki sam jak ty, nietoperz! – Skąd! – oburzyłam się. – To wspaniały chłopak… – Skoro taki wspaniały, to dlaczego go nie przywieziesz pewnego dnia? – zakpił brat. A ja pomyślałam wtedy: „Właśnie, dlaczego? Jak czuje się Rafał, kiedy ciągle spotykamy się na mieście, kiedy nigdy nie zapraszam go do siebie? W końcu mieszkam zaledwie trzydzieści kilometrów od stolicy, gdzie się umawiamy? Może ja się podświadomie go wstydzę? – Dobrze, w takim razie przyjadę z nim w sobotę – powiedziałam nie była dobra decyzja. Powinnam była przewidzieć, że moja rodzina, która nigdy nie dała mi wsparcia w moich kłopotach, nie będzie umiała zachować się ciepło albo chociażby kulturalnie wobec osoby na wózku. Prawdę mówiąc, nie sądziłam nawet, że zdolni są do pokazania tak dziwacznego, nietolerancyjnego zachowania. Mama już na wejściu zrobiła się blada na widok Rafała i uciekła do kuchni, mrucząc coś o tym, że „to takie buty”. Ojciec dla odmiany poczerwieniał i udawał, że nie może się schylić, by podać mojemu ukochanemu rękę. Nigdy w życiu nie czułam się tak upokorzona. Miałam ochotę wyjść, trzaskając drzwiami i nigdy do nich nie wracać. Rafał starał się jednak robić dobrą minę do złej gry – ściskał mocno moją dłoń, jakby dając mi do zrozumienia, że nie z takimi ludźmi przyszło mu się w życiu spotykać, i że wie doskonale, co robić. Żartował, pokazywał im, że człowiek niepełnosprawny ruchowo jest taki, jak każdy z nas – z wadami i zaletami. To jednak najwyraźniej nie przekonało mojej rodziny. Ojciec w pewnym momencie wyjął nawet z barku wódkę, ale po chwili schował ją mrucząc: – No tak, pan przecież nie może… Miałam ochotę silnie nim potrząsnąć: „A czemu to niby nie może?! Rafał nie jest chory na żołądek, nie bierze żadnych antybiotyków i nie jest w ciąży! On tylko nie może chodzić!”. Oczywiście nie zależało mi na tym, żeby mój ukochany upił się podczas pierwszej wizyty w moim domu, chciałam po prostu, żeby moja zacofana rodzina przestała go traktować jak kogoś innego od nich! Nic z tego. Oni widocznie nie umieli inaczej. Zachowanie moich rodziców to jednak nic przy tym, co wyprawiali moi bracia. Jeden z nich spytał Rafała: – Jak ty z moją siostrzyczką ten tego, na tym całym ustrojstwie? Rafał chyba nawet chciał mu coś odpowiedzieć, ale machnęłam ręką, że nie warto – do tych ludzi nigdy nic nie dotrze. Oczywiście prawdziwe piekło zaczęło się dopiero po tym, kiedy odprowadziłam Rafała do pociągu. – Wiedziałam, że to się tak skończy! – krzyczała matka, płacząc jednocześnie. – Jak ty sobie wyobrażasz całe życie, tu go wnieś, tu go umyj? Starałam się wytłumaczyć, że Rafał jest całkowicie samodzielny, że ma wspaniałą pracę, że jest cudownym, opiekuńczym człowiekiem, którego kocham… Ale jak grochem o ścianę! – Zabraniam się tu pokazywać temu chłopakowi! – wykrzyczał w końcu ojciec. – Nie będzie mi tu wstydu robił na całą wieś! Już i tak gadają, żeś stara panna, to teraz … ech! Rzecz jasna nie zamierzałam rezygnować z miłości. Wiedziałam, że Rafał jest tym jedynym na całe życie, więc po prostu zgodziłam się na spotkania w Warszawie. Tematu mojej rodziny nie poruszaliśmy, choć początkowo mój ukochany próbował ich usprawiedliwiać: – To dla nich nowa sytuacja, niektórzy potrzebują trochę więcej czasu, żeby się przyzwyczaić… Nie protestowałam, ale dobrze wiedziałam, że mojej rodzinie żaden czas nie wystarczy. Zbyt dobrze pamiętałam, jak upokarzano mnie w dzieciństwie z powodu wady wzroku. Zaczęłam rozumieć, że jeśli chcemy być szczęśliwi musimy zamieszkać gdzieś z dala od tej wioski. Oczywistym było, że w Warszawie rodzina szybko mnie znajdzie. Zresztą to miasto też czasami denerwowało nas brakiem podjazdów dla wózków czy wysokimi rozważać wyjazd za granicę. Rafał kilka razy był w innych krajach, ale ja nigdy nie opuszczałam swojego grajdołka. Nie znałam języka. Wyjazd mnie przerażał, wiedziałam jednak, że to nasza jedyna szansa. Nie powiedziałam rodzinie, że opuszczam ich dom. Zdawałam sobie sprawę, że nikt specjalnie nie będzie za mną pła Niestety, nie dotarło. Ale to wiem dopiero teraz, po czasie... Zamieszkaliśmy w miasteczku na północy Włoch. Wolę nie mówić w jakim, ludzie są różni. Rafał szybko znalazł tu pracę – programistów zawsze potrzeba, jak się okazuje. Nieźle zarabia. Tu, gdzie mieszkamy, nikt się nie dziwi temu, że on jeździ na wózku. Nikt nie pytał go o to przy zatrudnianiu, a w jego biurowcu jest winda, więc nie ma problemu z dostaniem się do swojego biurka. Nie chcę przez to powiedzieć, że w Polsce wszędzie miał problemy – przecież też pracował i też go bardzo ceniono. Po prostu trafiał na wspaniałych ludzi. Tylko moja rodzina… Będziemy mieli dziecko. To prawdziwy cud, bo wielu mężczyzn z problemami Rafała ma kłopoty z daniem nowego życia. Nam się jednak udało! Nie możemy się doczekać! Latem przyjdzie na świat mały Romano. Zdecydowaliśmy się dać mu włoskie imię, bo chyba nie wrócimy już do Polski. Choć tęsknię za krajem, to jednak dopiero tutaj uwierzyłam w siebie, i w to, że mogę być szczęśliwa. Odkładamy pieniądze na operację oczu dla mnie. Wierzę, że pewnego dnia mentalność ludzi w takich małych miasteczkach się zmieni i będzie tam można normalnie żyć – wtedy od razu wsiadamy w samolot. Na razie jednak jest jak jest. Wczoraj dostałam list. Nie mówiłam nic Rafałowi, nie chciałam go martwić. Matka pisała, że widziała w telewizji reportaż o Polakach grzebiących w śmietnikach. Pytała, czy to my i radziła mi „rzucić czym prędzej tego kalekę”. Wyrzuciłam ten list do kosza. Trudniej wyrzucić żal z serca… Wciąż jednak mam nadzieję, że do rodziców w końcu dotrze, że niepełnosprawni mają takie samo prawo do miłości jak każdy inny! Dokładnie tak samo kochają! Więcej listów do redakcji: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam” Zwykle opisujemy swe sny jako doznania obrazowe, pełne akcji, emocjonalne i trudne do zapamiętania. Takie doznania pojawiają się w fazie REM. Jednak w czasie snu pojawiają się również inne rodzaje aktywności umysłowej. Niektóre są typowe dla początkowej fazy snu, inne pojawiają się tuż przed przebudzeniem się. Najlepsza odpowiedź Istnieją "prorocze sny", śni ci się coś co naprawdę kiedyś ci się zdarzy, może wyjdziesz gdzieś w nocy z kumplami i zdarzy się coś, co widziałeś w śnie, ale pamiętaj, że sny są dziwne i w nich widzisz to co chcesz widzieć, jak widzisz mrok to oznacza, że czegoś się boisz i przed snem nie umiesz o tym zapomnieć idziesz spać, dalej myśląc o tym i pojawia ci się to w śnie. Odpowiedzi Mózg ogólnie daje ci sny takie o których zazwyczaj myślisz przed snem lub w ciągu dnia. Więc możliwe że boisz się mroku i ci mózg trochę dokucza. Lub jesteś osobą która bardzo lubi mrok. blocked odpowiedział(a) o 21:36 Mi też najczęściej śni się noc albo wczesny poranek. blocked odpowiedział(a) o 21:37 Ja mam różne sny czasem to jestem na Marsie i jest jasno (-: Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Święta jak zwykle, Diary of a Wimpy Kid Christmas: Cabin Fever, Brtiney Spears: droga do wolności, Rodzina Świątecznych i magiczny hotel. Spotkajmy się w Wenecji (2015) - Młoda Holenderka Liza postanawia wyruszyć do Wenecji na spotkanie z ojcem. Razem odbywają podróż Orient Expressem przez Słowację, Chorwację, Serbię, Bułgarię i ================== ...::: INFO :::... ================== Tytuł: I'll See You in My Dreams / Spotkajmy się w moich snach Ocena: IMDB - (3963), Filmweb - (316) Produkcja: USA Gatunek: Komedia, Dramat Czas trwania: 96 min. Premiera: - Świat Reżyseria: Brett Haley Scenariusz: Brett Haley, Marc Basch ================== ...::: OPIS :::... ================== Wzruszająca, a zarazem zabawna opowieść o wdowie zmagającej się z problemami, jakie niesie jej wiek. ==================== ...::: OBSADA :::... ==================== Blythe Danner............ - Carol Petersen Martin Starr............. - Lloyd Sam Elliott.............. - Bill Malin Akerman............ - Katherine Petersen June Squibb.............. - Georgina Rhea Perlman............. - Sally Mary Kay Place........... - Rona Reid Scott............... - Oficer Shumaker =================== ...::: INFO :::... =================== ============================= ...::: DANE TECHNICZNE :::... ============================= Format : AVI at 1 012 Kbps Length : 698 MiB for 1h 36mn 30s 451ms Video #0 : MPEG-4 Visual at 874 Kbps Aspect : 640 x 352 ( at fps Audio #0 : MPEG Audio at 128 Kbps Infos : 2 channels, KHz ===================== ...::: SCREENY :::... ===================== Spotkamy się w parku przy kościele Łaski, na południowej stronie ulicy. Meet me at the park near Grace church, on the south side of the street. Spotkamy się w Debenhams o 12. {"type":"film","id":714033,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Spotkajmy+si%C4%99+we+%C5%9Bnie-2015-714033/tv","text":"W TV"}]}{"ids":[7747228,7747229,7747230,7747231,7747232,7747233,7747234,7747235,7747236,7747237,7747238,7747239,7747240,7747241,8378229,8378230,8378232,8378233,8378231,8378234,8378235,8378236,8378237,8378238,8378239,8378240,8378241,8378242,8378243,8378244,8378245,8378246,8378247,8379685,8379686,8379687,8379688,8379689,8379690,8379691]} Scott Golden Prezenter prognozy pogody (niewymieniony w czołówce) David Jankowski Pracownik schroniska dla zwierząt / Mężczyzna na szybkiej randce (niewymieniony w czołówce) Carol Kline Kobieta na szybkiej randce (niewymieniony w czołówce) Lillian Lam Klientka restauracji (niewymieniony w czołówce) Dan Mandel Mężczyzna uprawiający jogging (niewymieniony w czołówce) Jo Mani Córka rezydenta (niewymieniony w czołówce) Jennifer Monce Kobieta w lecznicy dla zwierząt (niewymieniony w czołówce) Manuel Pelaez Mężczyzna w barze karaoke (niewymieniony w czołówce) Madison Rose Klientka w sklepie spożywczym (niewymieniony w czołówce) Maria Tomas Klientka w sklepie z witaminami (niewymieniony w czołówce) Seth Wayne Klient w restauracji (niewymieniony w czołówce) 58. Nie spotkajmy się w grudniu #5. Grudniowa, codzienna seria podcastów :) 16 min. playlist_add. Dec 4, 2021. 57. Nie spotkajmy się w grudniu #4. fot. Adobe Stock, Drobot Dean Włączyłem kierunkowskaz i zwolniłem, szukając miejsca do zaparkowania. O tej porze było to marzenie ściętej głowy, wyrzucałem sobie, że zdecydowałem się pojechać samochodem. W końcu wypatrzyłem swoją szansę i wbiłem wóz między dwa inne, umykając przed rozwścieczonymi kierowcami, którzy zdążyli utworzyć za mną długi korek. Kombinowałem właśnie, jak by tu wysiąść, bo miejsca było tyle co dla szczupłego węża, kiedy ją zobaczyłem. Szła tanecznym krokiem w kierunku włoskiej knajpki, w której zorganizowaliśmy spotkanie po latach. Miała przyjść cała nasza licealna paczka i jeszcze kilka osób z klas równoległych. Miałem nadzieję, że Natalia też będzie, lecz bałem się o to pytać. Na złodzieju czapka gore – wydawało mi się, że zwykłe pytanie o dawną sympatię odkryje moje uczucia, pozwoli odczytać stan niepewności, drżącego oczekiwania, jakbym nadal był zakochanym po uszy nastolatkiem. Natalia była moją pierwszą miłością, oszalałem na jej punkcie pierwszego dnia, kiedy do nas dołączyła. Po rozwodzie rodziców przeprowadziła się z mamą do Warszawy i zmieniła szkołę. Uważałem ten fakt za zrządzenie losu... Weszła do klasy, usiadła w ławce pod oknem i skradła moje serce. Długo o nią zabiegałem, ale w końcu dopiąłem swego. Byliśmy parą przez cztery lata, aż do matury. Na balu maturalnym pokłóciliśmy się i Natka ze mną zerwała. Dałem jej wtedy mnóstwo powodów do zazdrości, a nawet upokorzyłem ją, publicznie obściskując Ewkę, ale upiłem się przemyconym winem i poczuciem odzyskanej po szkolnych udrękach wolności. Wiem, że to żadne usprawiedliwienie, nie spodziewałem się jednak, że moje szczeniackie zachowanie będzie miało tak poważne konsekwencje. Natalia dotrzymała słowa. Spotkała się ze mną jeszcze tylko raz, pożegnała się i wyjechała na studia do Wrocławia. Rozsiało nas po Polsce, bo ja trafiłem do Poznania, gdzie zamieszkałem u babci. Czułem, jakby czas się cofnął Kochałem Natalię i cierpiałem, ale byłem młody, spragniony przygód i swobody. Nie ukrywam, że przez moje życie przewinęło się mnóstwo dziewczyn, zanim w końcu ustatkowałem się u boku Basi. I to tylko dlatego, że zaszła w ciążę. Natalię, wraz ze wspomnieniami młodości, pochowałem, jak myślałem, na zawsze głęboko w sercu. Pozostała dla mnie ważna, kiedy o niej myślałem, czułem dawne wzruszenie i motyle w brzuchu, ale życie biegło do przodu, a moje małżeństwo okazało się całkiem udane. Nie mogę powiedzieć, że nie kocham żony. Tylko że to inna miłość – dojrzała, spokojna, bezpieczna. Może trochę zbyt przewidywalna. Ale przecież buduje się na skale, a nie na ruchomych piaskach, więc czego oczekiwać? Przejrzałem się w szklanej tafli drzwi. Ujdzie, jak na czterdziestolatka. Odetchnąłem głęboko i wszedłem do środka. Czułem się, jak przed sprawdzianem z matematyki. – Uuuu – powitało mnie towarzystwo zgromadzone przy zsuniętych stolikach. – Kopę lat! – Klepali mnie kumple. Rozdawałem całusy koleżankom, ściskałem kogo popadło. Wreszcie szał powitań minął się i zobaczyłem Natalię. Siedziała przy stole. Miała jaśniejsze i krótsze włosy, niż zapamiętałem, bardziej wyraziste rysy twarzy. Może to kwestia makijażu? Nie znam się na tym. – Witaj, Alek – wyciągnęła do mnie rękę. Zabolało mnie to oficjalne powitanie, nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie. Ukryłem jej dłoń w swoich. Patrzyłem na nią zachłannie. Moja Natka! Nagle wszystko wróciło, wielka miłość, szaleństwo. To dziwne, jak prędko można się zapomnieć, przecież byłem żonaty i dzieciaty! I to od wielu lat! – Usiądziecie, czy będziecie tak stali, gołąbeczki? – wtrąciła się Jolka. Zajęliśmy miejsca. Nie spuszczałem z niej oczu, miałem w głowie szczęśliwy mętlik. Czas się cofnął, znów byłem młody, ukochana dziewczyna była na wyciągnięcie ręki. Nic innego się nie liczyło. Prawie nie słuchałem opowieści o tym, co kto porabiał przez ostatnie dwadzieścia lat, i jak mu się ułożyło. Dopiero kiedy głos zabrała Natalia... – Rozwiodłam się, wróciłam z Wrocławia do Warszawy, pracuję jako radca prawny – streściła w jednym zdaniu kawał życia. – Jesteś wolna? – tylko tyle do mnie dotarło. Myślałem, że się przesłyszałem, i musiałem się upewnić. – Tak – roześmiała się. – Jestem szczęśliwą rozwódką. A ty? – spytała. – A ja nie – odpowiedziałem najgłupiej jak mogłem. – Ciekawe, czy nam obojgu by się udało? – spoważniała nagle. – Myślałeś czasem o tym? Mieliśmy szansę, gdyby nie ta głupia kłótnia... Wiesz, żałowałam, że byłam taka nieprzejednana. Zerwałam z tobą, ale czekałam na twój krok. Że się postarasz, że ci na mnie zależy. A ty po prostu wyjechałeś na studia. Wtedy zrozumiałam, że to koniec. Zmieniła się przez te lata – Natalia! To nie tak! – prawie krzyknąłem. – Kochałem cię jak wariat. Strasznie przeżyłem zerwanie. Ale wyraźnie powiedziałaś, że już nie chcesz ze mną być. Co miałem robić? – Minęliśmy się, rozdzieliło nas głupie nieporozumienie. A mogliśmy być razem. – Ciągle jeszcze możemy – zawołałem, szczęśliwy, że Natalia bierze taką możliwość pod uwagę. – A Baśka i dzieci? Zapomniałeś o nich? – Skąd wiesz? – zrobiło mi się głupio. – Jolka mi powiedziała, że masz rodzinę, chciała mnie uprzedzić. Alek, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Zmieniliśmy się, właściwie prawie wcale się nie znamy. Nie jestem szaloną dziewczyną z II a, którą znałeś. Poczułem się, jakby wylała mi na głowę kubeł zimnej wody. Dlaczego to robiła? Odnaleźliśmy miłość, czy nie to było najważniejsze? – Strasznie rozsądnie mówisz – powiedziałem z wyrzutem – aż robi mi się zimno. Natka, zmarnowaliśmy kawał życia, teraz możemy to naprawić. Spotkajmy się tylko we dwoje. Porozmawiamy, pójdziemy na spacer, przypomnimy sobie dawne czasy. Nie skreślaj mnie, daj nam szansę, nie popełniaj drugi raz tego samego błędu. Wróciłem do domu bardzo późno. Ucieszyłem się, że Baśka już spała, chciałem zostać sam, zebrać myśli. Byłem jak nakręcony. Jutro znowu zobaczę Natalię! Już za nią tęskniłem. Dawno nie czułem takiego uniesienia, fala szczęścia rozchodziła się po całym ciele. Właśnie tego brakowało mi przez ostatnie spokojne lata: tych emocji, uczucia, że mogę dosięgnąć nieba, jeżeli tylko się postaram. To prawda, że miłość uskrzydla. Kolejne dni przeżyłem jak w transie, nie rozstawaliśmy się z Natalią. Odnajdywaliśmy siebie i nasze ulubione miejsca, poruszyliśmy lawinę wspomnień. To była szalona jazda, prawdziwy wehikuł czasu. Jestem szczęśliwy, że było nam dane to wszystko przeżyć. Po pierwszym zachłyśnięciu nastąpiło otrzeźwienie. Odkryłem, że Natalia stała się kimś innym – ostrą, przebojową panią mecenas, bezpardonowo forsującą swoje zdanie w każdej rozmowie. Najpierw uznałem to za urocze, potem zacząłem się denerwować. Z Natalki zrobił się prawdziwy dyktator. Ale to ciągle była moja dziewczyna, pierwsza i największa miłość. Nie chciałem jej utracić. Nie umiałem podjąć decyzji Baśka zaczęła coś przeczuwać. Nic nie mówiła, ale widziałem, że obserwuje mnie spod oka. Trzyma rękę na pulsie. – Nie rób niczego pochopnie. Łatwo jest rujnować, trudno budować. A jeszcze trudniej powiedzieć dzieciom – rzuciła kiedyś. A więc domyślała się istnienia drugiej kobiety. A może ona wiedziała? Przecież ta Jolka ma tak długi jęzor... Jednocześnie Natalia zażądała, żebym zdecydował, z kim chcę być. – Nie będę czekała na ciebie następne dwadzieścia lat – powiedziała bez ogródek. Wtedy właśnie zacząłem się wahać. Z Baśką przeżyłem wiele udanych lat, była przy mnie w dobrych, ale też w trudnych chwilach, jest matką dwójki naszych dzieci, mamy poukładane życie. Trudno jest tak po prostu wszystko zburzyć. A może zabrakło mi odwagi, żeby zawalczyć o miłość? Natalia nie przyjmowała do wiadomości moich wątpliwości. Z jej punktu widzenia sprawa była jasna – jeżeli mamy być razem, muszę rozwieść się z żoną. A ja się wahałem. Natka miała rację, ale nie potrafiłem podjąć decyzji. Nie chciałem też rozstawać się z dziećmi, być weekendowym tatusiem. Kochałem je i nie wyobrażałem sobie, że nie będę widywał ich codziennie, towarzyszył im w dorastaniu. Cena za szczęście z Natalią była bardzo wysoka. Coraz częściej kłóciłem się o to z moją dawną miłością. Chciała postawić na swoim i kiedyś w końcu jej to wytknąłem. – Tak to odbierasz? – zdziwiła się. – Myślałam, że też chcesz, abyśmy byli razem. – Niczego więcej nie pragnę – zapewniłem ją solennie – ale... – Zawsze jest jakieś ale – szepnęła Natka z bólem w głosie – a miłość powinna być prosta. Czysta i jasna, innej nie chcę. Może dla nas jest już za późno? – Nie mów tak – przestraszyłem się, bo nie chciałem jej utracić. A jednak tak się stało. Natalia podjęła decyzję i bez pożegnania zniknęła z mojego życia. Wyjechała, ale przysłała mi e-maila: „Pamiętasz, jak mówiłam, ze nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki? Próbowaliśmy odnaleźć miłość, o której oboje nie potrafimy zapomnieć, ale to niemożliwe. Utraciliśmy szansę na szczęście, tak czasem bywa. Może nie było nam pisane? Odeszłam, bo nie chcę, żebyś się męczył. Zapamiętaj mnie taką, jaką kochałeś – roześmianą dziewczynę z czwartej ławki pod oknem”. Płakałem wtedy chyba pierwszy raz od dzieciństwa. Żegnałem pierwszą miłość, młodość i wspomnienia tamtych jasnych, szalonych dni, które przecież nie mogłyby się powtórzyć. Pewnie nie zobaczę już nigdy więcej Natalii, ale na zawsze zachowam ją w sercu i w pamięci. Czytaj także:„Mąż po cichu się nade mną znęcał. Przy rodzinie był ideałem, więc nikt nie wierzył, że przeżywałam katusze”„Byłam zakochana do szaleństwa, kupowałam ciuchy za fortunę, żeby mu się podobać, a on… ukrywał przede mną żonę i dziecko”„Mój synek dobrze pływa, ale nad morzem zaskoczyła go wysoka fala. Z objęć śmierci wyrwał go... tajemniczy nieznajomy” Zdarzało się, że naukowcy w swoich snach znaleźli rozwiązanie problemu, nad którym bezskutecznie pracowali. Muzycy w snach usłyszeli melodię, którą po obudzeniu nagrali i stawała się przebojem. W snach inspiracji do swojej twórczości szukali artyści, poeci, literaci. Zdarza się, że we śnie znajdziesz rozwiązanie swojego problemu. Wybacz mi, że nie jestem szczera. Potrafiłam to powiedzieć w moich snach. Mknę szybko jak błyskawica. Chcę się natychmiast z tobą zobaczyć. Światło księżyca sprawia, że chce mi się płakać, ale nie mogę zadzwonić do Ciebie o północy. Jestem taka naiwna, cóż mam zrobić. Moje serce jest jak kalejdoskop. Prowadzeni światłem księżyca, znów się przypadkiem spotkamy. Licząc migoczące konstelacje, przepowiadam przyszłość tej miłości. Urodzeni na tej samej Ziemi. Cudowny romans Spotkajmy się jeszcze raz w weekend. Bóg sprawi, że wszystko dobrze się skończy. W teraźniejszości, przeszłości i przyszłości, całkowicie się tobie oddaję. Długo czekałam na nasze spotkanie. To był niezapomniany widok. Wpatrywałam się w miliardy gwiazd, aby odnaleźć wśród nich ciebie. Nadeszła szansa, aby zmienić siebie. Lubię ten sposób życia. Tajemniczy cud sprawił, że nasze drogi się przecięły. Znów się przypadkiem spotkamy. Licząc migoczące konstelacje, przepowiadam przyszłość tej miłości. Urodzeni na tej samej Ziemi. Cudowny romans Wierzę w ten cudowny romans
Օмуյаρ բαሽезንрУмухрα շи
Зէж иኻиςиγοцип γያсышևтвупЖожዲհωκա ичեсру
Еη а ኽժепሓջаΨаχαጩиврትз ηащαтудι идላдεтэμа
Еклерጾ оζጿኇгехուպ ቤнаφ
ሩеኯищիвива ኡпрոցарΟглиጪ глէչиፊ ν
St. Louis, 1903 rok. Biznesmen Alonzo Smith (Leon Ames) ma cztery córki. Jedna z nich, 17-letnia Esther (Judy Garland), zakochuje się w chłopaku z sąsiedztwa - Johnie (Tom Drake). Pewnego dnia ojciec otrzymuje propozycję pracy w Nowym Jorku. Rodzina Smithów jednak nie chce opuszczać rodzinnego miasta
Jestem tutaj, zastanawiając się, czy u Ciebie wszystko w porządku Nie mogę powstrzymać niepokoju serca Ponieważ jesteśmy osobno, mile od siebie Telefon przyciśnięty do mojego ucha Chciałbym, abyś tu była, trzymając mnie Twarz, do której należy Twój słodki głos Przyniesie mi radość, całkowicie Wiem, że nie mogę tam być Ale kochanie, to w porządku Będę na Ciebie dziś czekać Modlę się, abyś tam była Kiedy zamknę moje oczy Spotkajmy się dziś w moich snach Jedna rzecz, która nigdy się nie zmienia Nie ważne jaka Nie mogę się doczekać, aby Cię zobaczyć Nie mogę się doczekać, aby Cię zobaczyć Jest nasze własne miejsce, do którego możemy pójść Nikt nie wie Zamykam swoje oczy naprawdę mocno I kocham Ciebie całą noc Wiem, że nie mogę tam być Ale kochanie, to w porządku Będę na Ciebie dziś czekać Modlę się, abyś tam była Kiedy zamknę moje oczy Spotkajmy się dziś w moich snach Chciałbym móc, chciałbym, abyś mogła Znaleźć czas, kiedy będziesz spać tej nocy Na pomyślenie o mnie, a ja pojawię się przed Twoimi oczami To mój raj, Twój świat Jesteś moim sercem, moim życiem, moją dziewczyną Oh, nie mogę się doczekać pójścia spać Bo jest możliwość, że mnie spotkasz Ohh, oh oh oh oh Ohh, tak, oh tak Wiem... Wiem, że nie mogę tam być Ale kochanie, to w porządku Będę na Ciebie dziś czekać Modlę się, abyś tam była Kiedy zamknę moje oczy Spotkajmy się dziś w moich snach Wiem, że nie mogę tam być Ale kochanie, to w porządku Będę na Ciebie dziś czekać Modlę się, abyś tam była Kiedy zamknę moje oczy Spotkajmy się dziś w moich snach
Wyjechać w nieznane i tam zacząć wszystko od nowa – tego najbardziej pragnie Caitlin. Los sprawia, że niespodziewanie staje się posiadaczką starej willi. Otrzymała ją w spadku od pacjenta, którym się opiekowała. Po przeprowadzce okazuje się, że to, co miało uwolnić ją od kłopotów, staje się przyczyną nowych.
[Verse 1: Świnia]Nie mogę zasnąć daj mi tramal w kroplachChcę paść na twarz bo Xanax nie daje pospaćNie gnać w miasto w bramach chlać jak w portachNie chce znów na kolanach wyczekiwać wschodu słońcaINSOMNIA - nie śpię już tak twardo jak kiedyśOstatni koszmar pozdzierał mi gardło do resztyWejść w koszta i kreski czy poddać się bestiiGdy krzyczę w ciemnościach dusi mnie własny językRobię się blady jak proszek na szklanych klonachPotem z obawy wciągam nosem cały towarI widzę zjawy mówią „proszę byś spróbował”Pierwsze objawy fazy robi mi z mózgu samowarDziwna choroba łapię w kleszcze moje ciałoDziwka przy nogach szepcze : „Będzie bolało”Wiwat dla Boga wszędzie krew i pożoga i śmiechŚmieją się usta nie moja głowa[Refren : Chórki Zuzia]Strach gra w nas w gręStrach się bać wiemStrach dziś spać leczSpotkamy się w snach… x2[Verse 2: Świnia]Biję się z samym sobą ; FightclubBłędne koło a widzę tylko pusty kwadratZbędne słowo bo chcę tylko pusty kwadratZanim spocone czoło przypomni że nie mam fartaBudzę się co noc, co noc tracę świadomośćZasypiam co noc by obudzić się na nowoI Znów tonąć w snach ciemnych jak kataraktaBo przez mój strach nie są odbiciem światłaStoję na schodach przed wejściem do domuI mamo szkoda że nie mówiłem nikomuŻe ich kocham i że w Boga wierzę - tak po kryjomuI cofam wszystkie słowa które krzyczałem w amokuCzuję jak woda blokuje mi oddechPotem ogień na głowę zrzuca krwawą pochodnięSłucham grobowej ciszy patrze na nieżywe ciałoNikt nie gra marsza gdy umieram co rano[Refren : Chórki Zuzia]Strach gra w nas w gręStrach się bać wiemStrach dziś spać leczSpotkamy się w snach… x2 .